-Zimno mi juś. - powiedział malec, więc zmieniliśmy kierunek, wracając do domu.
Będąc już przy bramie mieszkania zatrzymałam się a jako że chłopak zajęty był sterowaniem samochodu Mike'a nawet tego nie zauważył. Przykucnęłam i wzięłam do ręki trochę śniegu, formując z niego kulkę, podeszłam bliżej Justina i rzuciłam nią w niego. Szatyn odwrócił się w moją stronę i delikatnie uśmiechnął.
-To była jedna z twoich najgorszych decyzji. - odparł i zaczął biec w moim kierunku, pośpiesznie odwróciłam się i zaczęłam przed nim uciekać. Nasz synek stał na schodach i krzyczał, że mam szybko biec, chociaż nic mi to nie dało ponieważ już po chwili Justin objął mnie dłońmi wokół talii i o dziwo delikatnie położył na ziemi, biorąc do ręki śnieg.
-Proszę cię ... nie rób tego! - krzyczałam, cały czas się przy tym śmiejąc.
-Niby z jakiej racji miałbym tego nie robić? - uniósł brew uśmiechając się triumfalnie i nachylając się nade mną.
-Umm boo.. po prostu nie, proszę cię. - jęknęłam śmiejąc się cicho.
-Ty nie miałaś skrupułów więc ja też nie będę miał. - wyszczerzył się wrzucając mi śnieg pod bluzkę na co pisnęłam próbując się pozbyć zimnej i mokrej substancji spod ubrania.
-Nienawidzę cię! - krzyknęłam niczym mała dziewczynka.
-Jasne jasne. - zaśmiał się chłopak i cmoknął mnie w usta. Co prawda był to krótki pocałunek, ale to wystarczyło, by całe zimno ze mnie "uleciało" i ogarnęło mnie przyjemne ciepło. Gdy odsunęliśmy się od siebie zarumieniłam się lekko uśmiechając pod nosem.
-Chodź wracamy. - zaśmiał się Justin pomagając mi wstać i oboje ruszyliśmy w stronę domu.
-Mama, miałaś bieć sibko! - powiedział Mike patrząc na mnie.
-Biegłam, ale Justin był szybszy. - odparłam udając zawiedzioną i odwiesiłam kurtkę zdejmując swoje buty. Szatyn tylko się zaśmiał robiąc to samo. -Nie wiem jak wy, róbcie co chcecie ale ja idę wziąć ciepły prysznic. - zachichotałam i szybko udałam się na górę.
Po wejściu do pomieszczenia, zakluczyłam drzwi i podeszłam do lustra, opłukałam twarz i rozpuściłam włosy. Rozebrałam się i weszłam do kabiny, delektując się ciepłą wodą, która pieściła moją skórę. Umyłam włosy i ciało, spłukując szampon. Dokładnie się wysuszyłam i założyłam bieliznę, a na to ubrałam onesie, które było idealne na zimowe dni. Spryskałam włosy odżywką, przeczesałam je i wyszłam z łazienki. Usiadłam w salonie z chłopcami i zaczęłam głaskać synka po główce, przytulając go do siebie.
-Masz jakieś plany na sylwestra? - zapytał szatyn.
-Nie myślałam jeszcze o sylwestrze, a ty? - posadziłam chłopca na kolanach, nakrywając nas kocem.
-Może spędzimy go razem?
-Wspólny sylwester? W sumie to pewnie i tak spędzilibyśmy go w domu przed tv, więc czemu nie. - odparłam całując synka w policzek.
-To dobrze, a co do spotkania z moimi rodzicami to zadzwonię do nich dzisiaj wieczorem i powiem ci co i jak. - chłopak wziął pilota i zmienił program, posyłając mi przyjazny uśmiech.
-Okej. - kiwnęłam głową przenosząc wzrok na telewizor i delikatnie kołysząc synkiem który siedział mi na kolanach.
-Kiedy wyjeżdżamy? - spytał szatyn.
-Nie mam pojęcia, w sumie myślałam już o jutrze albo pojutrze. - odparłam oblizując wargi.
-Dobrze, pomyślimy jeszcze, nie zawracajmy sobie tym głowy. - powiedział Justin i ponownie przeniósł wzrok na ekran telewizora.
-Ty nie miałaś skrupułów więc ja też nie będę miał. - wyszczerzył się wrzucając mi śnieg pod bluzkę na co pisnęłam próbując się pozbyć zimnej i mokrej substancji spod ubrania.
-Nienawidzę cię! - krzyknęłam niczym mała dziewczynka.
-Jasne jasne. - zaśmiał się chłopak i cmoknął mnie w usta. Co prawda był to krótki pocałunek, ale to wystarczyło, by całe zimno ze mnie "uleciało" i ogarnęło mnie przyjemne ciepło. Gdy odsunęliśmy się od siebie zarumieniłam się lekko uśmiechając pod nosem.
-Chodź wracamy. - zaśmiał się Justin pomagając mi wstać i oboje ruszyliśmy w stronę domu.
-Mama, miałaś bieć sibko! - powiedział Mike patrząc na mnie.
-Biegłam, ale Justin był szybszy. - odparłam udając zawiedzioną i odwiesiłam kurtkę zdejmując swoje buty. Szatyn tylko się zaśmiał robiąc to samo. -Nie wiem jak wy, róbcie co chcecie ale ja idę wziąć ciepły prysznic. - zachichotałam i szybko udałam się na górę.
Po wejściu do pomieszczenia, zakluczyłam drzwi i podeszłam do lustra, opłukałam twarz i rozpuściłam włosy. Rozebrałam się i weszłam do kabiny, delektując się ciepłą wodą, która pieściła moją skórę. Umyłam włosy i ciało, spłukując szampon. Dokładnie się wysuszyłam i założyłam bieliznę, a na to ubrałam onesie, które było idealne na zimowe dni. Spryskałam włosy odżywką, przeczesałam je i wyszłam z łazienki. Usiadłam w salonie z chłopcami i zaczęłam głaskać synka po główce, przytulając go do siebie.
-Masz jakieś plany na sylwestra? - zapytał szatyn.
-Nie myślałam jeszcze o sylwestrze, a ty? - posadziłam chłopca na kolanach, nakrywając nas kocem.
-Może spędzimy go razem?
-Wspólny sylwester? W sumie to pewnie i tak spędzilibyśmy go w domu przed tv, więc czemu nie. - odparłam całując synka w policzek.
-To dobrze, a co do spotkania z moimi rodzicami to zadzwonię do nich dzisiaj wieczorem i powiem ci co i jak. - chłopak wziął pilota i zmienił program, posyłając mi przyjazny uśmiech.
-Okej. - kiwnęłam głową przenosząc wzrok na telewizor i delikatnie kołysząc synkiem który siedział mi na kolanach.
-Kiedy wyjeżdżamy? - spytał szatyn.
-Nie mam pojęcia, w sumie myślałam już o jutrze albo pojutrze. - odparłam oblizując wargi.
-Dobrze, pomyślimy jeszcze, nie zawracajmy sobie tym głowy. - powiedział Justin i ponownie przeniósł wzrok na ekran telewizora.
***
W czasie gdy Mike i Justin oglądali bajki, postanowiłam iść do pokoju i zacząć nas pakować, ponieważ stwierdziliśmy że wracamy już jutro. Wyjęłam torbę i powkładałam do niej ubrania, zostawiając dla nas tylko stroje na jutrzejszy dzień. Zapakowałam buty do torebki i również je dodałam, zapinając torbę. Usiadłam na łóżku i z szafki nocnej wzięłam książkę, otworzyłam ją na zaznaczonej stronie i zaczęłam przerabiać materiał, ponieważ już za 2 tygodnie czekają mnie egzaminy.
Po 30 minutach Justin otworzył drzwi nogą, trzymając w ramionach śpiącego Mike'a. Wstałam i odrzuciłam kołdrę, aby mógł go spokojnie położyć.
-Ostatnio zrobił się strasznie rozgadany. - powiedział szatyn zdejmując buty synkowi.
-Też to zauważyłam, dorasta nam. - mruknęłam, stając przy oknie. Chłopak podszedł do mnie i oparł się o ścianę.
-Nie chcę stąd wyjeżdżać. Podoba mi się tutaj i podobają mi się też relacje jakie są między nami. - szepnął.- Rose chce żebyś wiedziała, że naprawdę mi na was zależy i na Mike'u i na tobie i zrobię wszystko żebyście byli szczęśliwi i mogę przysiąść że już nigdy nie wyrządzę ci krzywdy.
-To że stąd wyjedziemy nie oznacza, że nasze relację się zmienią. Ja też nie chcę, aby coś się między nami psuło. Podoba mi się to co między nami jest chociaż musisz mi dać trochę czasu. - przeczesałam włosy dłonią i spojrzałam przez okno w stronę wysokich gór.
-Wiem i naprawdę nie mam zamiaru naciskać. - położył swoją dłoń na mojej i delikatnie ją pogładził. - No dobra zbieram się muszę się jeszcze spakować i zadzwonić do mamy. Dobranoc. - odprowadziłam go do drzwi i zatrzymałam, łapiąc za rękę. Stanęłam na palcach i delikatnie cmoknęłam jego policzek, szepcząc ciche "dziękuję", szatyn uśmiechnął się w moim kierunku i wyszedł.
Nazajutrz obudziłam się czując delikatne potrząsanie mojego ramienia. Otworzyłam oczy i przetarłam je, odkręcając głowę, gdzie zobaczyłam swojego synka wpatrzonego we mnie.
-Cieść. - uśmiechnął się.
-Hej słońce. - mruknęłam leniwie i pocałowałam go w czółko. - A dlaczego ty już nie śpisz? - spytałam przeczesując jego jasne włoski i ziewnęłam zasłaniając usta.
-Wyśpałem siem juś. - odparł opierając bródkę na mojej klatce piersiowej i patrząc na mnie swoimi dużymi, brązowymi oczkami. - Nie wlaciajmy do domu, tu jeśt fajnie.
-Wiem, ale musimy wrócić do siebie, będziemy odwiedzać dziadków jeszcze nie raz, więc nie martw się. - zachichotałam owijając ręką jego małe ciałko.
-A tata?
-Co tata? - spojrzałam na niego oblizując wargi.
-Ci tata zamieśka ź nami? Tutaj jeśt siuepl bo jesteśmy wsiści laziem. - przytulił się do mnie, a ja westchnęłam cicho gładząc go po plecach.
-Posłuchaj skarbie, my mamy swój domek, a tata swój, nie możemy póki co zamieszkać we trójkę. - powiedziałam spokojnie, chcąc mu to subiektywnie wytłumaczyć.
-Ale mamusie i tatusiowie zie śwoimi dziećmi mieśkają laziem, ciemu my nie? - szepnął a ja przełknęłam cicho ślinę, gdy nagle drzwi do pokoju się otworzyły, a w nich stanął Justin.
-Cześć. Idziecie na śniadanie? - zapytał uśmiechnięty od ucha do ucha. Przytaknęliśmy, spoglądając na siebie i wstaliśmy z łóżka, schodząc po schodach do kuchni.
-Ooo wstaliście już, zrobiłam naleśniki. Siadajcie już wam je podaje. - moja babcia zdjęła placki z patelni i postawiła je przed nami.
Po zjedzeniu śniadania spakowaliśmy torby do samochodu, pożegnaliśmy się z dziadkami i ruszyliśmy do domu.
-To że stąd wyjedziemy nie oznacza, że nasze relację się zmienią. Ja też nie chcę, aby coś się między nami psuło. Podoba mi się to co między nami jest chociaż musisz mi dać trochę czasu. - przeczesałam włosy dłonią i spojrzałam przez okno w stronę wysokich gór.
-Wiem i naprawdę nie mam zamiaru naciskać. - położył swoją dłoń na mojej i delikatnie ją pogładził. - No dobra zbieram się muszę się jeszcze spakować i zadzwonić do mamy. Dobranoc. - odprowadziłam go do drzwi i zatrzymałam, łapiąc za rękę. Stanęłam na palcach i delikatnie cmoknęłam jego policzek, szepcząc ciche "dziękuję", szatyn uśmiechnął się w moim kierunku i wyszedł.
Nazajutrz obudziłam się czując delikatne potrząsanie mojego ramienia. Otworzyłam oczy i przetarłam je, odkręcając głowę, gdzie zobaczyłam swojego synka wpatrzonego we mnie.
-Cieść. - uśmiechnął się.
-Hej słońce. - mruknęłam leniwie i pocałowałam go w czółko. - A dlaczego ty już nie śpisz? - spytałam przeczesując jego jasne włoski i ziewnęłam zasłaniając usta.
-Wyśpałem siem juś. - odparł opierając bródkę na mojej klatce piersiowej i patrząc na mnie swoimi dużymi, brązowymi oczkami. - Nie wlaciajmy do domu, tu jeśt fajnie.
-Wiem, ale musimy wrócić do siebie, będziemy odwiedzać dziadków jeszcze nie raz, więc nie martw się. - zachichotałam owijając ręką jego małe ciałko.
-A tata?
-Co tata? - spojrzałam na niego oblizując wargi.
-Ci tata zamieśka ź nami? Tutaj jeśt siuepl bo jesteśmy wsiści laziem. - przytulił się do mnie, a ja westchnęłam cicho gładząc go po plecach.
-Posłuchaj skarbie, my mamy swój domek, a tata swój, nie możemy póki co zamieszkać we trójkę. - powiedziałam spokojnie, chcąc mu to subiektywnie wytłumaczyć.
-Ale mamusie i tatusiowie zie śwoimi dziećmi mieśkają laziem, ciemu my nie? - szepnął a ja przełknęłam cicho ślinę, gdy nagle drzwi do pokoju się otworzyły, a w nich stanął Justin.
-Cześć. Idziecie na śniadanie? - zapytał uśmiechnięty od ucha do ucha. Przytaknęliśmy, spoglądając na siebie i wstaliśmy z łóżka, schodząc po schodach do kuchni.
-Ooo wstaliście już, zrobiłam naleśniki. Siadajcie już wam je podaje. - moja babcia zdjęła placki z patelni i postawiła je przed nami.
Po zjedzeniu śniadania spakowaliśmy torby do samochodu, pożegnaliśmy się z dziadkami i ruszyliśmy do domu.
***
Gdy zostało nam około 15 minut drogi Mike zaczął się wiercić w swoim foteliku.
-Tato chcie mi siem siku. - oznajmił malec. Odwróciłam się do niego i lekko uśmiechnęłam.
-Kochanie nie wytrzymasz jeszcze paru minut? Zaraz będziemy w domu.
-Mamo zialaś siem ziesikam. Tata będzie źły bo obsikam mu siamochód. - Justin stłumił śmiech,a ja przewróciłam oczami.
-Już skręcam na jakąś stację i będziesz mógł iść do toalety. - szatyn włączył kierunkowskaz i zjechał na plac. Wysiadł z pojazdu i pomógł Mike'owi odpiąć pasy, po czym postawił go na ziemi, wziął za rękę i weszli razem do pomieszczenia. Ja w tym czasie wyjęłam telefon w celu sprawdzenia godziny i odpisania na zaległego sms'a. Po wykonaniu tych czynności zablokowałam urządzenie i schowałam je do kieszeni, podniosłam głowę i zobaczyłam biegnącego synka z paczką słodkości. Justin ponownie pomógł mu wsiąść i sam też to uczynił.
-Mamo! Ziobać tata kupił mi pyśne chlupki, zielki i duzio liziaków! - wykrzyknął zadowolony usiłując uporać się z papierkiem od lizaka. Odwróciłam się w jego stronę i mu pomogłam, a następnie przeniosłam wzrok na Justina.
-No nie patrz tak na mnie. Mam do niego słabość. - włączył się do ruchu ulicznego. - Cieszę się gdy mogę sprawić mu radość.
-Niech ci będzie. - oblizałam usta przenosząc wzrok na drogę.
Nim się obejrzeliśmy znaleźliśmy się pod moim mieszkaniem. Justin pomógł mi z bagażami, zanosząc je do salonu. Podszedł do Mike'a i wziął go na ręce, mocno do siebie przytulając.
-Muszę już jechać.
-Tato a kiedy psijedzieś do naś źnowu? - zapytał chłopiec mocno wtulając się w szyję szatyna. - Zośtań jeście tlośkę.
-Bardzo bym chciał, ale muszę sprawdzić co się dzieje u mnie w firmie i wykonać kilka ważnych telefonów. - odparł całując go w główkę. - Niedługo przyjadę do was i obiecuję że przez cały czas będę się z tobą bawił.
-No to fajnie. A kiedy jeśt to niedługo? - objął rączkami jego szyję.
-Zadzwonię do mamy i wtedy porozmawiamy i powiem ci kiedy przyjadę. - ponownie go pocałował i postawił na podłodze. - A co do spotkania z moimi rodzicami to co powiesz na za 2 dni o 16?
- W porządku. - podeszliśmy do drzwi, chłopak założył kurtkę i buty.
-Dziękuję za wszystko, jeszcze raz. Świetnie się bawiłam. - Justin posłał mi uśmiech i delikatnie cmoknął w kącik ust, szepcząc "Ja też dziękuję, za to że dałaś mi szansę". Otworzył drzwi i wyszedł, zostawiając mnie samą z synkiem. Poczułam dziwną pustkę, ponieważ przez te kilka dni spędzonych z Justinem, bardzo się do siebie zbliżyliśmy.
_______________________________________________________________
-Już skręcam na jakąś stację i będziesz mógł iść do toalety. - szatyn włączył kierunkowskaz i zjechał na plac. Wysiadł z pojazdu i pomógł Mike'owi odpiąć pasy, po czym postawił go na ziemi, wziął za rękę i weszli razem do pomieszczenia. Ja w tym czasie wyjęłam telefon w celu sprawdzenia godziny i odpisania na zaległego sms'a. Po wykonaniu tych czynności zablokowałam urządzenie i schowałam je do kieszeni, podniosłam głowę i zobaczyłam biegnącego synka z paczką słodkości. Justin ponownie pomógł mu wsiąść i sam też to uczynił.
-Mamo! Ziobać tata kupił mi pyśne chlupki, zielki i duzio liziaków! - wykrzyknął zadowolony usiłując uporać się z papierkiem od lizaka. Odwróciłam się w jego stronę i mu pomogłam, a następnie przeniosłam wzrok na Justina.
-No nie patrz tak na mnie. Mam do niego słabość. - włączył się do ruchu ulicznego. - Cieszę się gdy mogę sprawić mu radość.
-Niech ci będzie. - oblizałam usta przenosząc wzrok na drogę.
Nim się obejrzeliśmy znaleźliśmy się pod moim mieszkaniem. Justin pomógł mi z bagażami, zanosząc je do salonu. Podszedł do Mike'a i wziął go na ręce, mocno do siebie przytulając.
-Muszę już jechać.
-Tato a kiedy psijedzieś do naś źnowu? - zapytał chłopiec mocno wtulając się w szyję szatyna. - Zośtań jeście tlośkę.
-Bardzo bym chciał, ale muszę sprawdzić co się dzieje u mnie w firmie i wykonać kilka ważnych telefonów. - odparł całując go w główkę. - Niedługo przyjadę do was i obiecuję że przez cały czas będę się z tobą bawił.
-No to fajnie. A kiedy jeśt to niedługo? - objął rączkami jego szyję.
-Zadzwonię do mamy i wtedy porozmawiamy i powiem ci kiedy przyjadę. - ponownie go pocałował i postawił na podłodze. - A co do spotkania z moimi rodzicami to co powiesz na za 2 dni o 16?
- W porządku. - podeszliśmy do drzwi, chłopak założył kurtkę i buty.
-Dziękuję za wszystko, jeszcze raz. Świetnie się bawiłam. - Justin posłał mi uśmiech i delikatnie cmoknął w kącik ust, szepcząc "Ja też dziękuję, za to że dałaś mi szansę". Otworzył drzwi i wyszedł, zostawiając mnie samą z synkiem. Poczułam dziwną pustkę, ponieważ przez te kilka dni spędzonych z Justinem, bardzo się do siebie zbliżyliśmy.
_______________________________________________________________
Powróciłyśmy z nowym rozdziałem, po sporej przerwie, która była spowodowana szkołą, a dokładniej poprawkami. Jak widać z każdym nowym rozdziałem coraz więcej zaczyna się dziać pomiędzy Rose i Justinem. Dziękujemy za tak dużą liczbę wyświetleń i komentarze! Jesteście niesamowite!
xoxo
CZYTASZ = KOMENTUJESZ