sobota, 29 marca 2014

Rozdział 21

PRZECZYTAJCIE NOTATKĘ POD ROZDZIAŁEM! 

Niepewnie odchyliłam głowę do tyłu opierając ją o klatkę piersiową Justina. Zamknęłam oczy rozmyślając o tym co powiedział mi chłopak.
-Chcesz żebyśmy byli razem? W sensie jako para? - wyszeptałam nadal mając zamknięte oczy.
-Wiem, że to może być trudne i rozumiem że możesz się bać, szczerze też się denerwuje, ale przecież możemy chociaż spróbować. Dogadujemy się, potrafimy spędzić wspólnie czas dobrze się bawiąc, mamy dziecko więc to kolejny powód który bardzo nas do siebie zbliża. Jesteś piękną młodą kobietą i mogę się założyć, że większość mężczyzn chciałoby mieć cię tylko dla siebie. Trzeba uczyć się na błędach, jeśli nam się nie uda to sobie odpuścimy. - powiedział zdenerwowany drapiąc się po głowie.
-Musisz mi obiecać, że nie będziesz naciskał na nic.
-Obiecuję, naprawdę się zmieniłem, a bynajmniej się staram. - mocniej mnie objął szepcząc.
-Justin chce spróbować, jeśli tego nie zrobię mogę potem żałować, więc zgadzam się, ale nie pozwól mi się na tobie zawieść. - obróciłam się do niego przodem delikatnie się uśmiechając. Justin gwałtownie złapał mnie za uda, podnosząc do góry i głośno się śmiejąc.
-Dziękuję. - mruknął i ostrożnie posadził mnie na parapecie stając między moimi nogami. Przybliżył swoją twarz do mojej i delikatnie objął swoimi dłońmi. - Jesteś taka śliczna. - powiedział tuż przy moich ustach. Nerwowo oblizałam wargi, nie spuszczając z niego wzroku. Chłopak jeszcze bliżej się do mnie przysunął i złączył nasze usta. Zaczął je delikatnie muskać co jakiś czas przygryzając i ssąc. Odruchowo jedną rękę położyłam na jego ramieniu, a drugą wplątałam w jego lśniące i miękkie włosy. Nasze usta poruszały się razem tak zgodnie, że mogłoby się wydawać że są dla siebie stworzone. W pewnym momencie Justin delikatnie pogłębił pocałunek i rozchylił swoim językiem moje wargi, wsuwając go do środka. Poczułam się tak jakby do mojego brzucha wleciało stado motyli i nawet gdybym chciała to przerwać, to coś w środku skutecznie mnie powstrzymywało i sprawiało że poddawałam się każdemu jego ruchowi. Gdy po jakimś czasie zabrakło mi powietrze, oderwałam się lekko od chłopaka, oddychając ciężej. Oblizałam wargi patrząc w jego oczy.
-Jeszcze raz dziękuję. - szepnął w moje usta i pogładził kciukiem mój policzek, uśmiechając się.
-Nie masz za co, każdy zasługuje na drugą szansę. - odszepnęłam zagryzając dolną wargę. Przez chwilę po prostu wpatrywaliśmy się w siebie nie odzywając się ani słowem, do czasu gdy nie usłyszeliśmy głosu Mike'a.
-Mamo, tato! - chłopiec krzyczał w niebogłosy prawdopodobnie chodząc po ogrodzie i szukając nas. Justin odsunął się ode mnie i przeczesał dłonią włosy.
-Chodźmy do niego. - zachichotał wystawiając do mnie dłoń. Odwzajemniłam gest i już po chwili wyszliśmy z domku schodząc po drabinie na dół.
-Kochanie, tu jesteśmy! - krzyknęłam do synka który aktualnie zaglądał za krzaczek, sądząc chyba że tam nas znajdzie. Justin parsknął cichym śmiechem po czym podbiegł do niego i porwał go na ręce obracając dookoła. Mały zaśmiał się w głos, piszcząc.
-Dzie byliście? - spytał marszcząc swój nosek i owinął rączki wokół szyi bruneta.
-Tata pokazywał mi swój domek na drzewie, poproś go to może ciebie też tam zabierze. - mrugnęłam do niego, chichocząc cicho.
-Tatusiu ploosie, teś chciem ziobacić ten domek. - Mike spojrzał na Justina robiąc maślane oczka i uśmiechnął się słodko.
-No nie wiem. - chłopak udał że się zastanawia. Chłopiec ujął jego twarz w swoje malutkie łapki i pocałował go w nos, co wyglądało jednocześnie tak zabawnie i uroczo, że żałowałam że tego nie nagrałam.
-Dobra przekonałeś mnie. - chłopak zaśmiał się i razem z maluchem udali się w stronę drabinki. 
Ja natomiast postanowiłam wrócić do domu. Idąc dróżką ułożoną z ciemnych kamyczków ponownie obserwowałam piękny ogród. 
-Uwielbia siebie w nowej roli. - usłyszałam z tyłu. Delikatnie odwróciłam się i ujrzałam tatę Justina. -Wcale mu się nie dziwię, też byłem cholernie szczęśliwy gdy urodził mi się syn. - dodał dotrzymując mi kroku. 
-Świetnie sobie radzi. - odparłam zaciągając się zapachem kwiatów. 
-Popełnił kilka błędów w swoim życiu ale może właśnie tak miało być, macie teraz dziecko które oboje bardzo mocno kochacie i chcecie dla niego jak najlepiej. 
-Wiem, też tak uważam. - uśmiechnęłam się zerkając w stronę werandy, na której stała Pattie i wołała nas do siebie, ponieważ przyrządziła deser. Usiedliśmy przy drewnianym stole jedząc pyszną szarlotkę z lodami. Justin i Mike dołączyli do nas już po paru minutach na wieść o słodkościach. 
-Mamo nie mogę wciąć tego ciacha na łyzeckę bo mi spada. - odezwał się chłopiec, próbując swoich sił. Przysunęłam się bliżej niego i zaczęłam mu pomagać, co bardzo mu się spodobało. -Małe dzieci karmi mamusia, plawda? Ja nie jeśtem juś mały, ale lubie jak mnie kalmiś. - mruknął otwierając buzię. Wszyscy zaśmialiśmy się z jego odpowiedzi.
-Macie zamiar zmieniać nazwisko Mike'a? - zapytała Pattie zerkając to na mnie to na Justina. Chłopak spojrzał w moim kierunku czekając na jakąkolwiek reakcję, ale ja nic mu nie odpowiedziałam, więc postanowił improwizować. 
-Rozmawialiśmy już o tym ja bardzo bym chciał wszystko zależy od Rose ale mam nadzieje że ona nie będzie stawiała oporu. - powiedział, a ja delikatnie przytaknęłam głową. 
***
Po przekroczeniu progu swojego mieszkania wzięłam głęboki oddech i szerzej otworzyłam drzwi, aby Justin swobodnie mógł wejść do środka ze śpiącym na jego rękach Mike'm. Szatyn położył go w łóżeczku, a ja delikatnie aby go nie budzić rozebrałam. Nakryłam jego drobne ciałko kocykiem i zapaliłam małą lampę nocną, całując go jeszcze w główkę. Wyszliśmy z pokoju malca wchodząc do salonu i siadając na kanapie. 
-Wydaje mi się że wizyta u twoich rodziców się udała. - mruknęłam zdejmując wysokie buty.
-Też tak uważam, moi rodzice zdecydowanie cię polubili, ale niestety to Mike ich oczarował. - zaśmiał się co natychmiast odwzajemniłam.
-Co ja mogę poradzić, przyzwyczaiłam się już do tego. - pomiędzy nami zapadła cisza, spojrzałam na Justina i zaczęłam go bacznie obserwować, chłopak odwrócił się w moją stronę, złączając brwi.
-Co? - zagadnął.
-Nic po prostu Mike tak samo jak ty przygryza wargę, a szczególnie gdy coś zbroi. W ten sam sposób oblizuje usta, ma taką samą minę jak ty gdy jest skupiony i ten uśmiech. - odparłam opierając się i przechylając głowę na bok.
-Ejj to mój syn więc nie ma się co dziwić. Po tobie natomiast ma ... no wiesz. - zaczął się plątać uśmiechając.
-Jest bardzo mądry tak samo jak ja i całuśny. - roześmiałam się.
-Lubię ciebie taką. - szepnął szatyn.
-To znaczy?
-No wiesz, taką niczym się nie denerwującą, uśmiechniętą i pogodną. - odpowiedział odchylając głowę do tyłu. - Bardzo tego nie chcę, ale niestety muszę się zbierać ponieważ zaczyna robić się już późno.
-Justin ... tak właściwie to możesz dzisiaj zostać, jeśli oczywiście chcesz. - wyszeptałam zatrzymując go w połowie drogi. Niepewnie odwrócił się i spojrzał na mnie pytająco. -No wiesz pary tak chyba robią. - zaśmiałam się przygryzając wargę.
-Chętnie u ciebie zanocuję, wiesz w sumie to nie jesteśmy taką normalną parą bo mamy dziecko, ale chyba właśnie to czyni nas wyjątkowych. - na jego twarzy zagościł uśmiech.  
-Dokładnie. - odwzajemniłam uśmiech. -Jesteś może głodny? - spytałam oblizując wargi.
-Nie, najadłem się u rodziców. - odparł i wyjął z kieszeni telefon by jak mniemam sprawdzić godzinę.
-Dobrze, to idź wziąć prysznic jeśli chcesz, ostatnie drzwi po lewo, świeże ręczniki są w górnej szafce. - powiedziałam i pochyliłam się, niepewnie składając na jego policzku delikatny pocałunek, po czym wstałam znikając w kuchni. Nadal nie mogłam uwierzyć że ja i Justin ... jesteśmy razem. Jako para. Po prostu to do mnie nie docierało. Wychyliłam się by sprawdzić czy szatyn nadal jest w salonie, jednak nie było go na kanapie, co oznaczało że prawdopodobnie poszedł do łazienki. Tymczasem ja podeszłam do lodówki otwierając ją i wyjęłam z niej butelkę wody, upijając jej łyk. Przeczesałam dłonią włosy do tyłu, po czym zabrałam ze stołu telefon i pogasiłam na dole wszystkie światła, udając się na górę. Od razu weszłam do sypialni, słysząc szum lecącej wody zza drzwi do łazienki i podeszłam do łóżeczka Mike'a, sprawdzając czy spokojnie śpi. Po około dziesięciu minutach Justin wszedł do pomieszczenia w samych bokserkach, przeczesując palcami swoje mokre włosy. Samowolnie zmierzyłam go wzrokiem, dopiero teraz zwracając uwagę na dużą ilość tatuaży, jaka znajdowała się na jego ciele. Szybko jednak odwróciłam wzrok zagryzając wargę i podeszłam do szafy wyjmując z niej dresy i bokserkę.
-Teraz ja pójdę się wykąpać. - uśmiechnęłam się lekko, na co brunet kiwnął głową podchodząc do łóżka.
Gdy byłam już w kabinie prysznicowej, odkręciłam letnią wodę pozwalając strużkom swobodnie spływać po moim nagim ciele. Kochałam to uczucie, zupełnie jakby razem z wodą, spływały ze mnie wszystkie zmartwienia i ciężkie myśli. Zaczęłam wcierać w siebie truskawkowy żel, natomiast we włosy wiśniowy szampon a po piętnastu minutach dokładnie spłukałam z siebie pianę, wychodząc spod prysznica. Wytarłam się, od razu ubierając przygotowaną wcześniej piżamę, po czym podsuszyłam lekko swoje mokre włosy, umyłam zęby i wróciłam do sypialni. Spojrzałam na Justina który leżał już pod kołdrą z jedną ręką pod głową i sprawdzał coś w telefonie. Gdy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi automatycznie przeniósł swój wzrok na mnie i uśmiechnął się.
-Chodź tutaj. - odłożył komórkę na szafkę nocną i odkrył rąbek kołdry, pokazując bym się położyła. Zachichotałam i wdrapałam się na łóżko, kładąc się we wskazanym miejscu. Chłopak okrył mnie szelniej, owijając delikatnie rękę wokół mojego brzucha. Przez chwilę leżeliśmy w ciszy, słysząc jedynie nasze spokojne, przeplatające się oddechy. 

-Wiem że już to mówiłem ale jestem cholernie szczęśliwy. - szepnął nagle chłopak a ja poczułam jego oddech na swoim policzku. Już chciałam mu odpowiedzieć, lecz on kontynuował. -Dzięki tobie i Mike'owi zmieniłem się o 180 stopni i wiesz co? Wcale nie żałuję, bo wreszcie mam życie o jakim zawsze marzyłem. Nie dość że mam syna, to teraz jeszcze wspaniałą kobietę u swojego boku. - dodał cicho, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi. Uśmiechnęłam się delikatnie na te słowa, wiedząc że są one jak najbardziej szczere.
-Ja też jestem szczęśliwa. - odpowiedziałam, kładąc dłoń na jego przedramieniu.
-Jesteś cudowną osobą Rose, wybaczyłaś mi po tym wszystkim co ci zrobiłem. - przełknął cicho ślinę, lecz ja uniemożliwiłam mu kontynuowanie.
-Ćśś. Zapomnijmy o tym Justin, nie wracajmy do tego co było ... - szepnęłam i odsunęłam lekko głowę, by mieć na niego lepszy widok. Chłopak jedynie uniósł lekko kąciki ust i zaczął powoli się do mnie przybliżać. Już po chwili poczułam jego miękkie wargi na swoich. Brunet pocałował mnie krótko, lecz subtelnie, i ponownie ułożył głowę na poduszce.
-Dobranoc. - powiedział cicho.
-Dobranoc. - odparłam okrywając się bardziej kołdrą i zamknęłam oczy, już po chwili odpływając do krainy Morfeusza.

_____________________________________________________________________________________________________________________________________

TO NIE JEST TŁUMACZENIE TYLKO NASZE OPOWIADANIE, KTÓRE PISZĄ DWIE A NIE JEDNA AUTORKA!

Jak widać wreszcie zaczęło się coś dziać! <3 Nawet nie wiecie jak wiele radości sprawia Nam pisanie tego opowiadania, tak samo jak Wy jaramy się wszystkimi słodkimi i romantycznymi chwilami pomiędzy Justinem i Rose. 

INFORMUJEMY NA TT PONAD 60 OSÓB A KOMENTARZY NIE JEST NAWET POŁOWA, CO JEST BARDZO PRZYKRE.

Zapraszamy tutaj - http://morethanmyboss-tlumaczenie.blogspot.com/ <3



CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

PYTANIA - KLIK
INFORMOWANI -KLIK

sobota, 15 marca 2014

Rozdział 20

Po pocieszającej rozmowie z moim synkiem, wyszliśmy z jego pokoju wchodząc do salonu. Usiadłem na jednym z foteli, czekając na szatynkę. Mike w tym czasie usiadł na podłodze i zaczął bawić się swoimi małymi samochodzikami. Spuściłem wzrok i zacząłem go obserwować, jak chyba każde dziecko podczas zabawy, miał przygryzioną wargę, a na jego twarzy widniało ogromne skupienie. Cicho zaśmiałem się z jego miny i podniosłem wzrok na otwierające się właśnie drzwi łazienki, z których wyszła Rose. To co poczułem po zobaczeniu jej było niedopisania, śliczne, długie włosy upięte były w koka, z którego swobodnie wystawało kilka pasm. Ciało opinała przyległa sukienka w kolorze zgniłej zieleni, z wycięciem na dekolcie, który odsłaniał dokładnie tyle ile powinien. Jej zgrabne nogi, wyglądały na jeszcze dłuższe, a to dzięki wysokim, czarnym szpilkom. Siedziałem wbity w fotel i z ręką na sercu przyrzekam, że nie mogłem wydusić z siebie nawet słowa. Szatynka spojrzała na mnie pytająco, a ja posłałem jej jedynie delikatny uśmiech. Tak tylko na tyle mnie teraz stać. - pomyślałem, próbując wymyślić jakieś sensowne zdanie, które chociaż trochę pasowałoby do sytuacji.
-I jak? Stella uparła się na to żebym założyła te buty, to nie będzie przesada? Są naprawdę wysokie.- na moje szczęście zapytała Rose.Oblizałem nerwowo wargi, ponownie lustrując ją wzrokiem od góry do dołu. 
-Nie, są jak najbardziej okej. Pięknie wyglądasz. - odpowiedziałem, pocierając dłonie. Wziąłem głęboki oddech i podniosłem się, próbując myśleć racjonalnie.- To co jedziemy? 
-Tak!- Mike podniósł się z dywanu i podbiegł do wieszaka, próbując zdjąć swoją kurtkę. Rose odwróciła się i zaczęła iść w jego stronę, a ja razem z nią. Opuściłem głowę w dół i to chyba była jednak bardzo zła decyzja, ponieważ mój wzrok odnalazł jej tyłek. Poczułem się jak trzynastolatek, którego hormony buzują do granic możliwości. Ogarnij się. - pomyślałem, znowu zerkając. Kurwa to nie jest takie łatwe. - dodałem, próbując skupić się na czymś innym. 
***
Pół godziny później dojechaliśmy pod dom moich rodziców. Wyłączyłem auto, pomogłem wysiąść Mike’owi i wziąłem kwiaty dla mojej mamy. Podszedłem do Rose i całą trójką ruszyliśmy w stronę drzwi wejściowych. Mike zadzwonił dzwonkiem i parę minut później drzwi otworzyła nam moja mama. Od razu na jej twarzy pojawił się ogromny uśmiech, który wszyscy odwzajemniliśmy, kobieta szerzej otworzyła drzwi, abyśmy swobodnie mogli wejść do środka.
-Tak bardzo się cieszę że mogę cię poznać kochanie. – mocno objęła zdezorientowaną Rose.
-Mi też jest bardzo miło z tej wizyty. – odparła uśmiechając się.
-Justin synku. – przytuliła mnie i delikatnie ucałowała w policzek, a ja podałem jej kwiaty.
-Witaj mamo. A tutaj jest ktoś kto o dziwo jest dzisiaj bardzo nieśmiały co naprawdę jest rzadkością. – wskazałem dłonią na synka, który chował się za mną. – Mike. – dodałem, a blondynek powoli podniósł swoją główkę do góry i nieśmiało wydymał usta.
-Hej skarbie. Jestem Pattie, mama Justina. –powiedziała spokojnie, nie chcąc go wystraszyć. Znałem swoją mamę bardzo dobrze i byłem pewny, że w głębi szaleje z radości i podekscytowania. – Tak bardzo się cieszę z twojej wizyty, nie mogłam się doczekać, aby cię zobaczyć. Twój tata dużo mi o tobie opowiadał, mówił mi że jesteś do niego bardzo podobny, ale nie myślałam że aż tak.
-Jeśtem Mike. – wystawił w jej stronę rączkę i niepewnie się do niej uśmiechnął.
-Już jesteście! Pattie nie mogła się was doczekać! – usłyszałem za swoimi plecami donośny głos mojego ojca, odwróciłem się w jego stronę i przywitałem.
-A my się już chyba znamy, jesteś Rose, prawda?
-Tak proszę pana. – dziewczyna przygryzła wargę, posyłając mu miłe spojrzenie.
-Ale ciebie jeszcze nie znam, mój mały kolego. Jak masz na imię? – ukucnął czekając na jakąkolwiek reakcję chłopca.
-Mike.
-Naprawdę? Mój przyjaciel ma tak na imię. Lubisz skakać? – dopytał podekscytowany.
-No jaśne! – wykrzyknął mój synek.
-A może potem mu to pokarzesz? Teraz wolałabym żebyśmy usiedli i coś zjedli. – moja rodzicielka, zaprosiła nas gestem dłoni do salonu. Zasiedliśmy przy stole, a mama od razu podała nam jedno z pierwszych dań. W ciszy jedliśmy posiłek, jedynie od czasu do czasu Mike zwracał się z jakąś prośbą o pomoc do Rose.
-Nie mogę uwierzyć w to że jestem babcią. – odezwała się kobieta, po skończeniu posiłku.
-A ja dziadkiem. – tata przeniósł wzrok na Mike’a. – Zjadłeś już? Możemy iść? – chłopiec przytaknął biorąc do ręki szklankę z sokiem, wziął mały łyk i odstawił ją, schodząc z krzesła. Mój tata podał mu dłoń i razem wyszli na dwór.
-Gdzie oni poszli? – zapytałem mamy.
-Jeremy był tak podekscytowany tym że nas odwiedzicie że pojechał do sklepu i kupił dla Mike'a trampolinę i inne różne zabawki. Delikatnie mówiąc mamy plac zabaw w ogrodzie. - zaśmiała się poprawiając swoje długie, ciemne włosy. - Rose opowiedz mi coś o sobie.
-Nie ma o czym opowiadać. - dziewczyna nerwowo zacisnęła dłonie wyraźnie zestresowana. 
-Ile masz lat? Chodzisz do szkoły? - zaczęła swoje przesłuchanie.
-Mam 19 lat, nie mam prywatne nauczanie, ale już niedługo je kończę.
-I masz jakieś plany na przyszłość? Studia? To w dzisiejszych czasach jest naprawdę ważne.- próbowała wyciągnąć z niej więcej informacji.  
-Chce teraz zrobić sobie małą przerwę i poświęcić więcej czasu na wychowanie Mike'a i pracę, ale za jakiś czas wrócę do nauki i na pewno wezmę też pod uwagę studiowanie.
-To dobrze, a jak spędziliście święta? Próbowałam zachęcić Justina do opowiedzenia mi czegoś, ale on powtarzał tylko, że było okej. - mruknęła patrząc na mnie.
-Było świetnie, trafiliśmy na cudowną pogodę, a moi dziadkowie byli zachwyceni naszą wizytą, więc wyjazd jak najbardziej się udał. Jeśli pani i pański mąż lubicie śnieg i góry to jak najbardziej polecam. - odpowiedziała szatynka i dało się zauważyć, że z każdą kolejną minutą robi się coraz bardziej śmiała i odważna. 
-Chętnie skorzystam. A jeśli mogę zapytać, to chyba trochę pytanie nie na miejscu, wybaczcie mi moją ciekawość, ale jakie są między wami relacje? 
-Wszystko jest między nami okej, wyjaśniliśmy sobie wszystko i mamy wobec siebie pokojowe zamiary, można powiedzieć że jesteśmy przyjaciółmi. - odezwałem się biorąc łyk wody. 
-Przepraszam was, ale muszę iść po kolejne danie, zawołacie ich z dworu? - podniosła się z miejsca idąc do kuchni. 
***
Godzinę później siedzieliśmy wszyscy na kanapie przeglądając rodzinne albumy i porównując podobieństwo Mike'a do mnie. 
-To ty? Dlaczego tutaj płaczesz? - zapytała Rose pokazując mi fotografię.
-Justin jechał wtedy pierwszy raz sam na rowerze, był z siebie taki dumny, że puścił kierownicę i skończyło się to na pozdzieranych kolanach i płaczu. - moja rodzicielka zaśmiała się przypominając sobie tą sytuację. 
-To wcale nie było śmieszne, miałem wtedy z 4 lata i byłem pewny, że mi się uda. - broniłem się w końcu nie wytrzymując i tak jak inni zaczynając się śmiać. 
-Pójdziemy jeście laś na tlampoline? - naszą rozmowę przerwał chłopiec.
-Nie zmęczyłeś się jeszcze? - zapytał tata, biorąc malucha na ręce i zaczynając go łaskotać.
-Plosie no choć zie mnom. - mówił przez śmiech. 
-No dobra, ale tym razem skaczę z tobą. - postawił Mike'a na podłodze, a ten zaczął przed nim uciekać, przez co już po chwili rozpoczęła się wielka gonitwa. 
-Wybaczcie ale muszę iść posprzątać po kolacji. - powiedziała moja mama i uśmiechnęła się lekko odkładając na ławę album który trzymała w dłoniach.
-Może w czymś pani pomóc? - spytała Rose oblizując usta.
-Nie skarbie, dziękuję. I żadna pani, mów mi po prostu Pattie. - moja rodzicielka zaśmiała się, wstając z kanapy.
-Oh, w takim razie..Pattie...to naprawdę żaden problem. - szatynka posłała jej szczery uśmiech.
-Nie, nie, nie, nawet nie ma mowy. Jesteś gościem, po drugie nie ma tego wcale tak dużo. - powiedziała kobieta unosząc lekko kącik ust, po czym udała się do kuchni. Spojrzałem na szatynkę, przysuwając się do niej.
-No, więc jak się tutaj czujesz? - spytałem z uśmiechem.
-Bardzo dobrze. Sądziłam że atmosfera będzie napięta, a mam wrażenie jakbym znała twoich rodziców od dawna. To wspaniali ludzie. - odwzajemniła gest. - Swoją drogą, jesteś bardzo podobny do taty. - zachichotała oblizując usta.
-Dużo osób tak twierdzi. - zawtórowałem jej. -Chodź ze mną. - dodałem nagle oblizując usta i wstałem wyciągając do niej dłoń.
-Dokąd? - zmarszczyła lekko czoło.
-No chodź, nie bój się. - wywróciłem oczami z rozbawieniem na co dziewczyna chwyciła moją dłoń, również wstając z kanapy.
Po chwili oboje wyszliśmy z domu, udając się do ogrodu. Uśmiechnąłem się lekko sam do siebie, wspominając wszystkie chwile które spędziłem tutaj jako dziecko. W sumie dużo się nie zmieniło, to miejsce wciąż było dla mnie takie magiczne i niepowtarzalne.
-O czym myślisz? - spytała szatynka widocznie zauważając moje zadumanie.
-Przypomniało mi się moje dzieciństwo. - lekko się zaśmiałem.
-Musiało być cudowne. Ten dom jest wspaniały, a ogród zapiera dech w piersiach. - szatynka rozejrzała się podziwiając widoki. Po lewej stronie znajdowało się oczko wodne obłożone kamieniami i doniczkami z kwiatami. Kawałek dalej znajdowała się altanka, przy której można było usiąść i odpocząć w upalny dzień. 
-Co jest na tym drzewie? - uśmiechnąłem się i złapałem dziewczynę za rękę prowadząc ją w tamtym kierunku. Weszliśmy na drzewo po szczebelkach które sam robiłem ze swoim tatą, będąc małym chłopcem.
-Witaj w mojej bazie. - wskazałem dłonią na mały domek. Rose zaczęła się rozglądać podziwiając wszystko co się tam znajdowało, a mianowicie zdjęcia, moje "miecze" zrobione z drewna i wszystkie inne wymysły. Usiadłem na starym fotelu i zacząłem się jej przyglądać. 
-Jak byłem mały to przesiadywałem tutaj całe dnie, wiesz wydawało mi się że drzewa to potwory, z którymi muszę walczyć i te sprawy. Mój tata pomógł mi go zbudować, nawet nie wiesz jaką mieliśmy z tego frajdę. To zabawne teraz to ja jestem ojcem i chyba powinienem wybudować taki sam z Mike'm, myślę że byłby jak najbardziej na tak. - uśmiechnąłem się. Rose ustała do mnie tyłem podziwiając widoki. Coś mnie podkusiło, aby do niej podejść. Niepewnie objąłem ją w pasie, delikatnie do siebie przytulając. 
-Chyba jeszcze nigdy nie byłem tak bardzo szczęśliwy, jak jestem teraz. - szepnąłem kładąc swoją brodę na jej ramię. 
-Ja tak samo. - mruknęła delikatnie kładąc swoją małą dłoń na mojej.
-Rose, jesteście z Mike'm dla mnie bardzo ważni i wiem że za to co zrobiłem powinienem gnić teraz w piekle, ale trafiłem na takiego wspaniałego anioła jakim jesteś ty. Wiem że to nierealne, ale czy dasz mi szanse? Czy znajdziesz trochę miejsca w swoim świecie dla mnie?
_________________________________________________________________________________
Wreszcie zaczyna się coś dziać! Tylko co powie na to Rose?

Jak zauważyliście mamy nowy wygląd bloga, mamy nadzieję że przypadnie Wam do gustu! <3


CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

PYTANIA - KLIK
INFORMOWANI -KLIK



sobota, 8 marca 2014

Rozdział 19.

Weszłam do salonu, gdzie mój synek próbował uporać się z włączeniem telewizora.
-Nie umiem włączyć bajki. - zawiedziony podszedł do mnie z pilotem w rączce.
-Myślałam, że pomożesz mi w rozpakowaniu, a potem upieczemy jakieś ciacha i odwiedzimy babcię i dziadka. - przykucnęłam i wzięłam od niego pilota.
-No dobla! A jakie ciastka? - dopytał radosny i wyraźnie orzeźwiony .
-Znajdziemy przepis na jakieś bardzo, bardzo pyszne, okej? Będziesz mógł sam wybrać.
-To choć! - wziął mnie za rękę i pomógł podnieść torbę, którą wnieśliśmy do mojej sypialni.
Po rozłożeniu ubrań, włączyłam laptopa i posadziłam synka na łóżku obok, aby mógł wybrać przepis.
-A mozie te? - pokazał paluszkiem na faworki, uśmiechnęłam się i pokiwałam twierdząco głową.
***
-Tsieba je jeście ziapakować. - powiedział Mike podając mi pudełko, do którego ostrożnie przełożyłam kruche faworki, a następnie zapakowałam je do torby. Ubraliśmy się w kurtki i wyszliśmy na dwór, kierując się do domu moich rodziców. Rzez całą drogę mój synek chodził po zaspach i sypał śniegiem, wyraźnie rozbawiony. Zaśmiałam się patrząc na synka, który nagle podbiegł do mnie, nabrał śniegu na rączki i dmuchnął nim we mnie.
-Ty mały łobuzie. - zachichotałam i nachyliłam się muskając jego nosek. Otrzepałam go nieco z białego puchu który był dosłownie wszędzie i chwyciłam go za rączkę kontynuując chód. Resztę drogi przebyliśmy spokojnie, gdy stanęliśmy przed drzwiami podniosłam Mike'a by zadzwonił do dzwonka i już po chwili w drzwiach stanęła moja mama.
-A kogo ja tutaj widzę. - kobieta uśmiechnęła się serdecznie otwierając nam szerzej i gdy już weszliśmy do środku położyłam torebkę na komodzie.
-Cześć mamo. - pocałowałam ją w policzek rozpinając maluchowi kurteczkę.
-Cześć skarbie. Stęskniłam się za wami! Jak było u dziadków? - spytała patrząc na mnie uważnie.
-Oh, wspaniale. - uniosłam lekko kąciki ust odwieszając swój płaszcz i kurtkę Mike'a. -Jest tam zupełnie inaczej niż tutaj w mieście, taki spokój i cisza, cudowna atmosfera. - dodałam zdejmując synkowi buciki oraz swoje kozaki.
-To się cieszę. - porwała Mike'a na ręce obracając go na co chłopiec zachichotał słodko.
-Wieś babciu, mamy dla ciebie ciacha. Siami lobiliśmy! - powiedział entuzjastycznie.
-Ojejku, dziękuję. - uśmiechnęła się do niego po czym wszyscy poszliśmy do kuchni. Podeszłam do taty i przywitałam się z nim mocno go obejmując, po czym usiadłam obok niego przy stole.
-Zrobić ci herbatę? - zwróciła się do mnie rodzicielka.
-Poproszę.
-Jak było w górach? Opowiadajcie, Mike ulepiłeś chociaż jednego bałwana? - zapytał tata, odkładając na bok gazetę, którą przeglądał.
-No jaśne! Ulepiłem ich duzio, wsiści mi pomagali! A ty ulepiłeś ź babciom bałwana? - zapytał się zerkając na dziadka.
-Babia nie chciała mi pomóc, ale wydaje mi się że skoro ty już jesteś taki doświadczony to mi potem pomożesz, co? - uśmiechnął się w jego kierunku i energicznie mu przytaknął.
-Udało nam się trafić na wspaniałą pogodę, było akurat sporo śniegu i nie padało więc zaliczyliśmy sanki, rzucanie na śnieżki i innego tego typu zabawy. - powiedziałam, odbierając kubek od mamy. - Dziadkowie byli w niebo wzięci z naszej wizyty. - dodam, słodząc gorącą ciecz.
-Przypomniało mi się że ostatnio był u nas Mikołaj i zostawił dla Mike kilka prezentów, chciał je zabierać ale powiedziałem mu że osobiście mu je przekażę.- odparł mój tata, zerkając ukradkiem na minę mojego synka.
-Ziośtawił dla mnie plezienty? To dobzie zie mu tak powiedziałeś! Chciceś mi je pokaziać?
-To raczej ja powinienem zapytać, czy chcesz je zobaczyć. - zaśmiał się mój tata biorąc Mike'a na ręce.
-Pewnie! - malec pokiwał główką owijając rączki wokół jego szyi.
-To idziemy. - powiedział mężczyzna i już po chwili wyszedł z chłopcem z kuchni. Złapałam kubek za ucho i przystawiłam go do ust upijając ostrożnie łyk gorącej herbaty.Po chwili moja rodzicielka postawiła na stole talerz z ciastem i usiadła na przeciwko mnie opierając łokcie o blat.

-A jak czuł się tam chłopak który pojechał razem z tobą? - zagadnęła patrząc na mnie.
-Justin? Oh, na początku może i czuł się trochę nieswojo, ale szybko polubił dziadków jak sądzę z wzajemnością. Pod koniec nawet nie chciał stamtąd wyjeżdżać, więc sądzę że mu się podobało. - zachichotałam oblizując usta i ponownie się napiłam.
-A jak zareagowali gdy go zobaczyli?
-Byli trochę zdezorientowani, w sumie im się nie dziwię. - wzruszyłam ramionami stawiając kubek na stole i oplotłam go palcami. Kobieta zachichotała kiwając głową ze zrozumieniem. Westchnęłam cicho i oparłam się, wbijając wzrok w naczynie które trzymałam w dłoniach. Sądziłam że powinnam powiedzieć mamie prawdę co do tego, że Justin jest ojcem Mike'a. Nie chciałam jej dłużej okłamywać, jakby nie było, była mi najbliższą osobą i ufałam jej jak nikomu innemu.
-Mamo... - zaczęłam niepewnie, starając się zebrać siły i ułożyć wszystko w sensowną całość.
-Tak? - spojrzała na mnie uważnie, wyczuwając moją niepewność.
Już miałam otworzyć usta by coś powiedzieć, gdy nagle do kuchni wbiegł mój synek trzymając w dłoniach wielkie pudełko klocków lego, a za nim wszedł mój tata.

-Mamusiu jak wlócimy do domu to musimy je ułozyć, dobzie? - zapatrzony w pudełko zapytał.
-Oczywiście, że tak. Ale byłeś grzeczny, w tym roku dostałeś tak dużo prezentów jak jeszcze nigdy. - zaśmieliśmy się wszyscy, patrząc na chłopca, który był bardzo dumny z siebie. 
-A jak tam twoja nauka? - zagadnęła moja rodzicielka, po ponownym wyjściu chłopców tym razem na dwór. 
-Dobrze, przed świętami pisałam kilka egzaminów, a potem zrobiłam sobie przerwę ale już za kilka dni znowu mam testy, jakieś cztery lekcje, egzamin ogólny i koniec. Na szczęście, bo nie jest to łatwe kiedy ma się w domu tak energiczne dziecko, którego wszędzie jest pełno. - odparłam zakładając nogę na nogę. Kiedy rodzice dowiedzieli się o tym że zaszłam w ciążę, wynajęli mi mieszkanie,o które bardzo ich prosiłam, na początku mieszkałam z mamą, która bardzo mi pomagała. Przez pewien czas chodziłam jeszcze do szkoły, ale kiedy brzuch zaczął być widoczny, zrezygnowałam z niej i od tamtej pory zaczęło się domowe nauczanie. Nie wiem jak poradziłabym sobie bez rodziców, znając życie pewnie już dawno temu bym się poddała i w ogóle rzuciła szkołę. 
-A co dalej? Myślałaś o studiach? 
-Nie, chce skończyć jakieś kursy dopełniające, jak na razie mam pracę. A co do studiów to na pewno na nie pójdę, ale chce poczekać aż Mike trochę podrośnie. Mam na to czas jestem jeszcze młoda, są ludzie którzy zaczynają studiować w wieku 30 lat więc ze wszystkim zdążę. - przygryzłam wargę, spuszczając wzrok.
-Mam nadzieję że wszystko wyjdzie tak jak planujesz. - uśmiechnęła się do mnie.
Nazajutrz obudziłam się przytulona do drobnego ciałka mojego synka. Najciszej jak potrafiłam wyswobodziłam się z jego objęć i weszłam do łazienki. Przemyłam twarz, związałam włosy w wysoką kitkę i umyłam zęby. Otworzyłam szafę i ubrałam się w czarne rurki z dziurami, koszulkę na ramiączka w tym samym kolorze i gruby siwy wełniany sweter. Przykryłam szczelniej chłopca kołdrą i zeszłam do kuchni w celu zrobienia śniadania. Postawiłam na grzanki z dżemem i kakao, po ich przygotowaniu położyłam je na tacę i zaniosłam do sypialni.
-Dzień dobry kochanie, zrobiłam śniadanko. - postawiłam jedzenie na szafce. Chłopiec bardzo leniwie otworzył oczka i spojrzał zdezorientowany na mnie. - Zrobiłam dla ciebie grzanki. 
-Mogę jeść śniadanie w łośku? - zapytał siadając. Położyłam tacę na jego kolanach i przytaknęłam. 
-Tylko uważaj, nie wylej kakaa. - powiedziałam i pogładziłam go po włoskach włączając telewizor, po czym zmieniłam na kanał z bajkami.
-Dobzie. - odparł mały jedząc grzanki i oblizując paluszki po dżemie. Ja tymczasem weszłam do łazienki i rozpuściłam włosy prostując je, po czym dokładnie wy tuszowałam rzęsy. Po powrocie do sypialni Mike kończył swoje śniadanie. Po dopiciu czekoladowego napoju odebrałam od niego tacę.
-Pójdę to odnieść a jak wrócę to się ubierzesz i wybierzemy się na jakieś zakupy, okej? - uśmiechnęłam się i gdy chłopiec kiwnął głową, zeszłam na dół wkładając naczynia do zmywarki.
Gdy oboje byliśmy gotowi, wyszliśmy z domu kierując się w stronę przystanku autobusowego, gdzie pojazd akurat podjechał. Wsiedliśmy do środka, skasowałam bilet i zajęłam miejsce sadzając synka obok. Po piętnastu minutach autobus dowiózł nas na miejsce.
-Cio siobie kupujeś? - spytał mały, trzymając moją dłoń w momencie gdy wchodziliśmy do galerii.
-Hm na pewno jakąś sukienkę, a tobie może jakąś koszulkę mój ty mężczyzno. - uśmiechnęłam się i nachyliłam, muskając jego czółko.

***
Po kupieniu sukienki i butów dla mnie oraz koszuli i sweterka dla Mike'a udaliśmy się do domu, chłopiec był tak zmęczony, że od razu usnął podczas oglądania bajki. Korzystając z okazji wzięłam wszystkie potrzebne mi książki oraz zeszyty z notatkami i zaczęłam przerabiać zaległy materiał, przygotowując się do testu. Nim się obejrzałam na zegarze wybiła godzina dwudziesta, wzięłam prysznic i przebrałam się w piżamę. Przeniosłam Mike'a z kanapy do swojej sypialni i położyłam się obok niego, zapalając lampkę i  biorąc do ręki książkę. 

*Oczami Justina*
Obudziłem się około godziny dwunastej, spojrzałem w bok gdzie leżał mój niewyłączony laptop, musiałem zasnąć podczas pisania. - pomyślałem i zamknąłem urządzenie, odkładając je na szafkę. Odrzuciłem kołdrę, przez co uderzyło we mnie zimne powietrze, podniosłem się i bardzo powolnym krokiem wszedłem do toalety. Pozbyłem się swojej koszulki i bokserek wchodząc pod prysznic. Po umyciu się owinąłem sobie ręcznik wokół bioder, wysuszyłem włosy i ogoliłem się. Wszedłem do garderoby i założyłem wcześniej już wybrany strój, a mianowicie czarne spodnie, białą koszulę i czarną marynarkę, przy której podwinąłem rękawy, aby dokładniej było widać moje tatuaże. Po wejściu do kuchni przywitałem się z moją gosposią i zjadłem zrobione przez nią kanapki. Spojrzałem na zegarek i jak się okazało zostały mi jeszcze 2 godziny do spotkania. Postanowiłem wypić jeszcze kawę i wstąpić po kwiaty, dla Rose i mojej mamy. 
Dokładnie o 15.30 znalazłem się pod drzwiami mieszkania szatynki. Dziewczyna otworzyła mi drzwi i delikatnie się uśmiechnęła, wystawiłem w jej stronę kwiaty, oblizując spierzchnięte usta.
-Hej, to dla ciebie. - powiedziałem podając jej bukiet.
-Cześć, dziękuję. Wejdź muszę się jeszcze pomalować. - odpowiedziała wpuszczając mnie do środka. Wstawiła kwiaty do wazonu, wcześniej nalewając do niego zimnej wody i postawiła je na stole, po czym zniknęła za drzwiami łazienki. Postanowiłem w tym czasie poszukać mojego synka, jak się okazało siedział na łóżku w swoim pokoju ze spuszczoną głową. 
-Coś się stało? - zapytałem szerzej otwierając drzwi do jego pokoiku. 
-Tata! - wykrzyknął podnosząc się i rzucając na moją szyję.
-Dlaczego miałeś taką smutną minę?
-Bo musię iść w kosiuli, mama mi kaziała i powiedziała jeście zie musie być gziećny i nie lobić głupich zieci, bo twoi lodzicie będom na mnie źli. - wydymał swoje małe usteczka, ponownie spuszczając głowę.
-Też kiedyś nie lubiłem koszul, ale teraz wyglądam w nich na prawdę dobrze, ty też wiesz? A co do moich rodziców na pewno cię pokochają tak samo jak ja i nie będą źli jeśli trochę napsocisz. - uśmiechnąłem się do niego, całując w policzki przez co udało mi się go rozweselić. 
_______________________________________________________________
Hejka! Nie dodawałyśmy rozdziału przez dosyć długi czas, a to wszystko przez szkołę i testy oraz nasze lenistwo, oczywiście od razu dostałyśmy tak zwane hejty na asku za brak nowego rozdziału, co nie jest do końca fair wobec nas, ponieważ nie obiecywałyśmy nikomu, że rozdziały będą się pojawiały regularnie. Każdy z nas ma lepszy i gorszy dzień, miesiąc i tak było akurat w naszym przypadku. Zrobiłyśmy sobie przerwę na trochę od tego opowiadania, aby nabrać sił i nowych pomysłów. Nie chciałyśmy pisać pod presją i przymusem, ponieważ to nie miało by w ogóle sensu. To by było chyba na tyle, do następnego, który powinien pojawić się już niedługo, xoxo



CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

PYTANIA - KLIK
INFORMOWANI -KLIK

piątek, 7 lutego 2014

Rozdział 18.

Idąc krętą ścieżką prowadzącą przez las co jakiś czas zerkałam na uśmiechniętego Justina. Mike jechał zadowolony samochodem, naśladując dźwięk pojazdu i głośno się śmiejąc.
-Zimno mi juś. - powiedział malec, więc zmieniliśmy kierunek, wracając do domu.
Będąc już przy bramie mieszkania zatrzymałam się a jako że chłopak zajęty był sterowaniem samochodu Mike'a nawet tego nie zauważył. Przykucnęłam i wzięłam do ręki trochę śniegu, formując z niego kulkę, podeszłam bliżej Justina i rzuciłam nią w niego. Szatyn odwrócił się w moją stronę i delikatnie uśmiechnął.
-To była jedna z twoich najgorszych decyzji. - odparł i zaczął biec w moim kierunku, pośpiesznie odwróciłam się i zaczęłam przed nim uciekać. Nasz synek stał na schodach i krzyczał, że mam szybko biec, chociaż nic mi to nie dało ponieważ już po chwili Justin objął mnie dłońmi wokół talii i o dziwo delikatnie położył na ziemi, biorąc do ręki śnieg.
-Proszę cię ... nie rób tego! - krzyczałam, cały czas się przy tym śmiejąc.
-Niby z jakiej racji miałbym tego nie robić? - uniósł brew uśmiechając się triumfalnie i nachylając się nade mną.
-Umm boo.. po prostu nie, proszę cię. - jęknęłam śmiejąc się cicho.
-Ty nie miałaś skrupułów więc ja też nie będę miał. - wyszczerzył się wrzucając mi śnieg pod bluzkę na co pisnęłam próbując się pozbyć zimnej i mokrej substancji spod ubrania.
-Nienawidzę cię! - krzyknęłam niczym mała dziewczynka.
-Jasne jasne. - zaśmiał się chłopak i cmoknął mnie w usta. Co prawda był to krótki pocałunek, ale to wystarczyło, by całe zimno ze mnie "uleciało" i ogarnęło mnie przyjemne ciepło. Gdy odsunęliśmy się od siebie zarumieniłam się lekko uśmiechając pod nosem.
-Chodź wracamy. - zaśmiał się Justin pomagając mi wstać i oboje ruszyliśmy w stronę domu.
-Mama, miałaś bieć sibko! - powiedział Mike patrząc na mnie.
-Biegłam, ale Justin był szybszy. - odparłam udając zawiedzioną i odwiesiłam kurtkę zdejmując swoje buty. Szatyn tylko się zaśmiał robiąc to samo. -Nie wiem jak wy, róbcie co chcecie ale ja idę wziąć ciepły prysznic. - zachichotałam i szybko udałam się na górę. 
Po wejściu do pomieszczenia, zakluczyłam drzwi i podeszłam do lustra, opłukałam twarz i rozpuściłam włosy. Rozebrałam się i weszłam do kabiny, delektując się ciepłą wodą, która pieściła moją skórę. Umyłam włosy i ciało, spłukując szampon. Dokładnie się wysuszyłam i założyłam bieliznę, a na to ubrałam onesie, które było idealne na zimowe dni. Spryskałam włosy odżywką, przeczesałam je i wyszłam z łazienki. Usiadłam w salonie z chłopcami i zaczęłam głaskać synka po główce, przytulając go do siebie.
-Masz jakieś plany na sylwestra? - zapytał szatyn.
-Nie myślałam jeszcze o sylwestrze, a ty? - posadziłam chłopca na kolanach, nakrywając nas kocem.
-Może spędzimy go razem?
-Wspólny sylwester? W sumie to pewnie i tak spędzilibyśmy go w domu przed tv, więc czemu nie. - odparłam całując synka w policzek.
-To dobrze, a co do spotkania z moimi rodzicami to zadzwonię do nich dzisiaj wieczorem i powiem ci co i jak. - chłopak wziął pilota i zmienił program, posyłając mi przyjazny uśmiech.
-Okej. - kiwnęłam głową przenosząc wzrok na telewizor i delikatnie kołysząc synkiem który siedział mi na kolanach.
-Kiedy wyjeżdżamy? - spytał szatyn.
-Nie mam pojęcia, w sumie myślałam już o jutrze albo pojutrze. - odparłam oblizując wargi.
-Dobrze, pomyślimy jeszcze, nie zawracajmy sobie tym głowy. - powiedział Justin i ponownie przeniósł wzrok na ekran telewizora.
***
W czasie gdy Mike i Justin oglądali bajki, postanowiłam iść do pokoju i zacząć nas pakować, ponieważ stwierdziliśmy że wracamy już jutro. Wyjęłam torbę i powkładałam do niej ubrania, zostawiając dla nas tylko stroje na jutrzejszy dzień. Zapakowałam buty do torebki i również je dodałam, zapinając torbę. Usiadłam na łóżku i z szafki nocnej wzięłam książkę, otworzyłam ją na zaznaczonej stronie i zaczęłam przerabiać materiał, ponieważ już za 2 tygodnie czekają mnie egzaminy. 
Po 30 minutach Justin otworzył drzwi nogą, trzymając w ramionach śpiącego Mike'a. Wstałam i odrzuciłam kołdrę, aby mógł go spokojnie położyć.
-Ostatnio zrobił się strasznie rozgadany. - powiedział szatyn zdejmując buty synkowi. 
-Też to zauważyłam, dorasta nam. - mruknęłam, stając przy oknie. Chłopak podszedł do mnie i oparł się o ścianę.
-Nie chcę stąd wyjeżdżać. Podoba mi się tutaj i podobają mi się też relacje jakie są między nami. - szepnął.- Rose chce żebyś wiedziała, że naprawdę mi na was zależy i na Mike'u i na tobie i zrobię wszystko żebyście byli szczęśliwi i mogę przysiąść że już nigdy nie wyrządzę ci krzywdy.
-To że stąd wyjedziemy nie oznacza, że nasze relację się zmienią. Ja też nie chcę, aby coś się między nami psuło. Podoba mi się to co między nami jest chociaż musisz mi dać trochę czasu. - przeczesałam włosy dłonią i spojrzałam przez okno w stronę wysokich gór.
-Wiem i naprawdę nie mam zamiaru naciskać. - położył swoją dłoń na mojej i delikatnie ją pogładził. - No dobra zbieram się muszę się jeszcze spakować i zadzwonić do mamy. Dobranoc. - odprowadziłam go do drzwi i zatrzymałam, łapiąc za rękę. Stanęłam na palcach i delikatnie cmoknęłam jego policzek, szepcząc ciche "dziękuję", szatyn uśmiechnął się w moim kierunku i wyszedł.
Nazajutrz obudziłam się czując delikatne potrząsanie mojego ramienia. Otworzyłam oczy i przetarłam je, odkręcając głowę, gdzie zobaczyłam swojego synka wpatrzonego we mnie.
-Cieść. - uśmiechnął się.
-Hej słońce. - mruknęłam leniwie i pocałowałam go w czółko. - A dlaczego ty już nie śpisz? - spytałam przeczesując jego jasne włoski i ziewnęłam zasłaniając usta.
-Wyśpałem siem juś. - odparł opierając bródkę na mojej klatce piersiowej i patrząc na mnie swoimi dużymi, brązowymi oczkami. - Nie wlaciajmy do domu, tu jeśt fajnie.
-Wiem, ale musimy wrócić do siebie, będziemy odwiedzać dziadków jeszcze nie raz, więc nie martw się. - zachichotałam owijając ręką jego małe ciałko.
-A tata?
-Co tata? - spojrzałam na niego oblizując wargi.
-Ci tata zamieśka ź nami? Tutaj jeśt siuepl bo jesteśmy wsiści laziem. - przytulił się do mnie, a ja westchnęłam cicho gładząc go po plecach.
-Posłuchaj skarbie, my mamy swój domek, a tata swój, nie możemy póki co zamieszkać we trójkę. - powiedziałam spokojnie, chcąc mu to subiektywnie wytłumaczyć.
-Ale mamusie i tatusiowie zie śwoimi dziećmi mieśkają laziem, ciemu my nie? - szepnął a ja przełknęłam cicho ślinę, gdy nagle drzwi do pokoju się otworzyły, a w nich stanął Justin.
-Cześć. Idziecie na śniadanie? - zapytał uśmiechnięty od ucha do ucha. Przytaknęliśmy, spoglądając na siebie i wstaliśmy z łóżka, schodząc po schodach do kuchni.
-Ooo wstaliście już, zrobiłam naleśniki. Siadajcie już wam je podaje. - moja babcia zdjęła placki z patelni i postawiła je przed nami.
Po zjedzeniu śniadania spakowaliśmy torby do samochodu, pożegnaliśmy się z dziadkami i ruszyliśmy do domu.
***
Gdy zostało nam około 15 minut drogi Mike zaczął się wiercić w swoim foteliku. 
-Tato chcie mi siem siku. - oznajmił malec. Odwróciłam się do niego i lekko uśmiechnęłam.
-Kochanie nie wytrzymasz jeszcze paru minut? Zaraz będziemy w domu.
-Mamo zialaś siem ziesikam. Tata będzie źły bo obsikam mu siamochód. - Justin stłumił śmiech,a ja przewróciłam oczami.
-Już skręcam na jakąś stację i będziesz mógł iść do toalety. - szatyn włączył kierunkowskaz i zjechał na plac. Wysiadł z pojazdu i pomógł Mike'owi odpiąć pasy, po czym postawił go na ziemi, wziął za rękę i weszli razem do pomieszczenia. Ja w tym czasie wyjęłam telefon w celu sprawdzenia godziny i odpisania na zaległego sms'a. Po wykonaniu tych czynności zablokowałam urządzenie i schowałam je do kieszeni, podniosłam głowę i zobaczyłam biegnącego synka z paczką słodkości. Justin ponownie pomógł mu wsiąść i sam też to uczynił.
-Mamo! Ziobać tata kupił mi pyśne chlupki, zielki i duzio liziaków! - wykrzyknął zadowolony usiłując uporać się z papierkiem od lizaka. Odwróciłam się w jego stronę i mu pomogłam, a następnie przeniosłam wzrok na Justina.
-No nie patrz tak na mnie. Mam do niego słabość. - włączył się do ruchu ulicznego. - Cieszę się gdy mogę sprawić mu radość.
-Niech ci będzie. - oblizałam usta przenosząc wzrok na drogę.
Nim się obejrzeliśmy znaleźliśmy się pod moim mieszkaniem. Justin pomógł mi z bagażami, zanosząc je do salonu. Podszedł do Mike'a i wziął go na ręce, mocno do siebie przytulając.
-Muszę już jechać.
-Tato a kiedy psijedzieś do naś źnowu? - zapytał chłopiec mocno wtulając się w szyję szatyna. - Zośtań jeście tlośkę.
-Bardzo bym chciał, ale muszę sprawdzić co się dzieje u mnie w firmie i wykonać kilka ważnych telefonów. - odparł całując go w główkę. - Niedługo przyjadę do was i obiecuję że przez cały czas będę się z tobą bawił.
-No to fajnie. A kiedy jeśt to niedługo? - objął rączkami jego szyję.
-Zadzwonię do mamy i wtedy porozmawiamy i powiem ci kiedy przyjadę. - ponownie go pocałował i postawił na podłodze. - A co do spotkania z moimi rodzicami to co powiesz na za 2 dni o 16?
- W porządku. - podeszliśmy do drzwi, chłopak założył kurtkę i buty.
-Dziękuję za wszystko, jeszcze raz. Świetnie się bawiłam. - Justin posłał mi uśmiech i delikatnie cmoknął w kącik ust, szepcząc "Ja też dziękuję, za to że dałaś mi szansę". Otworzył drzwi i wyszedł, zostawiając mnie samą z synkiem. Poczułam dziwną pustkę, ponieważ przez te kilka dni spędzonych z Justinem, bardzo się do siebie zbliżyliśmy. 
_______________________________________________________________
Powróciłyśmy z nowym rozdziałem, po sporej przerwie, która była spowodowana szkołą, a dokładniej poprawkami. Jak widać z każdym nowym rozdziałem coraz więcej zaczyna się dziać pomiędzy Rose i Justinem. Dziękujemy za tak dużą liczbę wyświetleń i komentarze! Jesteście niesamowite! 
xoxo


CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

PYTANIA - KLIK
INFORMOWANI -KLIK



niedziela, 12 stycznia 2014

Rozdział 17.

Na początku pochylił się i pocałował mnie delikatnie w kącik ust. Zamknęłam oczy i poddałam się. Nagle nie wiedząc co robię z powodu natłoku myśli, pogłębiłam pocałunek. Delikatnie otworzyłam usta, aby już po chwili poczuć język chłopaka, pieszczący moje podniebienie. 
-Rozluźnij się. - sapnął.
Wykonałam jego polecenie i oddałam mu się. Jego miękkie i pełne usta, delikatnie muskały moje, przeniosłam swoje dłonie na jego szyje i delikatnie ją obiełam. Nie wiem ile minęło czasu, nie byłam w stanie o niczym myśleć, liczył się tylko ten pocałunek. Staliśmy tak złączeni i żadne z nas nie chciało tego zakończyć. Nasze ciała co rusz stawały się sobie bliższe, a nasze usta idealnie ze sobą współgrały, jakby były do tego stworzone. Justin przeniósł swoje dłonie na moje plecy i delikatnie je głaskał, zjeżdżając nimi w dół, w momencie gdy włożył dłoń pod moją koszulkę, gwałtownie się od niego oderwałam. 
-Rose przepraszam, zapędziłem się. - mruknął speszony. - Pójdę do siebie, jeszcze raz przepraszam. - szepnął.
-Nie zostań, połóż się ze mną. Proszę. - powiedziałam, nie wierząc w swoje słowa. Justin spojrzał na mnie zszokowany, jakby nie wierząc w to co przed chwilą usłyszał. 
-Jesteś pewna? - zapytał, zdezorientowany.
-Tak. - wzięłam do ręki piżamę i wyszłam do toalety, aby się w nią przebrać. Zajrzałam jeszcze do pokoju Justina, aby przykryć Mike'a, który tam spał, po powrocie do pokoju zastałam Justina leżącego w moim łóżku, robił coś w telefonie. Po cichu zamknęłam drzwi i spojrzałam na chłopaka, nie miał na sobie koszulki, leżał jedynie w długich dresach. Rose dasz radę, musisz to wreszcie kiedyś przełamać. - pomyślałam i podeszłam do łóżka. Położyłam się i delikatnie nakryłam kołdrą. Justin odłożył telefon na szafkę z boku i odwrócił się w moją stronę. 
-To moja wina, gdyby nie moja pieprzona głupota to teraz wiodłabyś normalne życie i nie bałabyś się dotyku mężczyzn. Bo tak jest, prawda? Boisz się tego. - spojrzałam na niego i delikatnie pokiwałam głową. - Jestem takim chujem, a wiesz co boli mnie najbardziej, to że kiedy ci to zrobiłem byłem zupełnie trzeźwy. - dodał, odwracając wzrok.
-To był najgorszy dzień w moim życiu, ale gdyby nie on nie miałabym teraz tak wspaniałego i kochanego syna. No i nie poznałabym też ciebie, wybaczyłam ci to Justin i nie nienawidzę cię. - uśmiechnęłam się do niego.
-Dziękuje. - spojrzał się na mnie. - Jesteś taka śliczna. - zaśmiałam się, dając mu kuksańca w bok. - Naprawdę nie żartuje, jak mi nie wierzysz to możesz zapytać się Mike'a.
-Idźmy już lepiej spać, jutro wigilia. - odwróciłam się do niego plecami, przyciągając kołdrę. - Dobranoc. - sapnęłam i poczułam parę rąk oplatającą mnie wokół tali, oraz ciepło uderzające w moje plecy. Delikatnie się uśmiechnęłam i zamknęłam oczy. 
Obudziłam się wczesnym rankiem, spojrzałam na zegarek stojący na szafce, który wskazywał godzinę siódmą. Odrzuciłam kołdrę i delikatnie zdjęłam z siebie dłonie Justina, które mnie oplatały. Poprawiłam kołdrę, wybrałam ubrania na dziś i wyszłam do łazienki, pozbyłam się piżamy i weszłam pod ciepły strumień wody. Namydliłam swoje ciało, następnie je spłukując. To samo zrobiłam ze swoimi włosami, po wyjściu spod prysznica, spryskałam je jeszcze odżywką, następnie wysuszyłam i wyprostowałam. Nałożyłam tusz na rzęsy i balsam na usta, po czym ubrałam się i zeszłam na dół. Otworzyłam szafkę i wyjęłam słoiczek z kawą, nasypałam łyżeczkę do kubka i zalałam to wrzątkiem, usiadłam przy stole i zaczęłam bardzo wolno pić, aby się nie poparzyć. 


*Oczami Justina*
-Tato cio lobiś w łóśku mojej mamy? - usłyszałem piskliwy głosik, który wyrwał mnie ze snu.
-Usnęliśmy razem. - odparłem zaspany.
-Nie mozieś ź niom śpać, to moja mama, tylko ja mogę ź niom śpać. - tupnął nóżką, a na jego twarzy pojawił się grymas.
-Dobrze już więcej nie będziemy razem spali. Chodź poszukamy tej twojej mamy. - wstałem biorąc go na ręce i powili schodząc po schodach. Dziewczyna stała w kuchni, robiąc śniadanie, Mike podbiegł do niej i mocno przytulił się do jej nogi. Rose pochyliła się nad nim i dała mu buziaka w nosek.
-Nie śpałaś zie mną, tylko ź tatom! Tak nie mozie bić! - ogłosił szatynce, na co się zaśmiała.
-No dobrze, będę spała tylko z tobą. Mój ty mały mężczyzno. - posadziła go na blacie i pocałowała w główkę, mieszając jajecznicę.
-No dobra siadajcie zrobiłam śniadanie. - powiedziała, odwracając się w moją stronę, delikatnie się uśmiechnęła i nałożyła mi porcję na talerz. 

*Oczami Rose*
Około godziny 17 razem z Mike’m ruszyliśmy do pokoju, przebrałam chłopca w czarne spodnie i niebieską koszulę, po czym włączyłam mu bajkę, a sama wyszłam do łazienki.  Wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby i zrobiłam sobie makijaż. Następnie włączyłam suszarkę, aby podsuszyć włosy, a potem użyłam lokówki. Po wyjściu z toalety, ubrałam się i razem z synkiem poszliśmy do kuchni. Moja babcia krzątała się po pomieszczeniu stawiając na stole potrawy, które przygotowałyśmy. Zaczęłam rozkładać sztućce 
podśpiewując pod nosem świąteczną piosenkę, która akurat leciała w radiu. Po chwili Justin zeszedł na dół i wszedł do kuchni biorąc Mike'a na ręce. 
-Mmm pięknie pachnie. - uśmiechnął się co widocznie schlebiło mojej babci. Spojrzałam na niego i delikatnie uśmiechnęłam, miał na sobie czarne spodnie, które lekko zwisały mu z bioder, białą koszulę z podwiniętymi rękawami i cienki czarny krawat. Jego włosy postawione były do góry, co dodawało mu uroku.
-Siadajcie już do stołu, podam zaraz zupę. - odezwała się kobieta, a my wykonaliśmy jej polecenie i już po chwili mój dziadek rozdawał nam opłatek. Wszyscy złożyliśmy sobie życzenia, po czym zasiedliśmy do stołu. 
Po godzinie dziadkowie poszli do swojego pokoju, a ja razem z synkiem i szatynem zostaliśmy w salonie. Usiedliśmy na kanapie i oglądaliśmy bajki z chłopcem, którego bardzo wciągnęły. Nagle poczułam, że Justin przysunął się bliżej mnie i położył swoją dłoń na moją, delikatnie ją ściskając. Mimowolnie się uśmiechnęłam i spojrzałam w stronę synka, który patrzył na nasze złączone dłonie z ogromnym uśmiechem. 
-No dobra chyba nadszedł czas kłaść się spać, jutro rano musimy wcześnie wstać, żeby zobaczyć czy był u nas święty Mikołaj. - przytuliłam synka, całując go w główkę. 
-No dobla. - odpowiedział, wstając i idąc po schodach do naszego pokoju. Gdy staliśmy już pod drzwiami, Mike odwrócił się w stronę Justina.
-Tato choć spać do naś. - zwrócił się do niego, ciągnąc go za rękę. Justin pomógł przebrać się chłopcu w piżamkę i sam też to uczynił. Ja natomiast weszłam do łazienki, zmyłam makijaż i przebrałam się, związując włosy w luźnego koka. Weszłam do pokoju i jak się okazało chłopcy leżeli na łóżku. Zgasiłam światło, a pomieszczenie zostało oświetlone jedynie jasnym blaskiem księżyca. Noc była piękna, gwiazdy rozświetlały całe niebo, a pełnia księżyca dopełniała całość. Weszłam do łózka, kładąc się obok Mike'a, który leżał między mną, a Justinem.
-Doblanoć. - szepnął malec zamykając oczy.
-Dobranoc. - odparłam muskając jego policzek i ułożyłam głowę na poduszce delikatnie gładząc chłopca po jego jasnych włoskach. W pewnym momencie zorientowałam się że Justin mi się przygląda, mimowolnie cicho zachichotałam.
-Co? - spytałam cicho również na niego patrząc.
-Nic. - wzruszył ramionami uśmiechając się lekko. - Nie masz pojęcia jak bardzo jestem szczęśliwy. - dodał oblizując wargi. Spojrzałam na spokojną twarz mojego synka, który już spał i uniosłam kąciki ku górze. - Chciałbym przedstawić was swoim rodzicom. - szepnął, na co zdezorientowana uniosłam wzrok. 
-Jesteś pewien? - szepnęłam nie chcąc obudzić małego.
-Jak niczego innego. Dużo im o was opowiadałem. - zachichotał na co mu zawtórowałam. 
-W takim razie w porządku. - oblizałam usta, czując jak coraz bardziej kleją mi się oczy.
-Jesteś śpiąca, dobranoc Rose. - wyszeptał, wyczuwając moją senność. 
-Dobranoc Justin. - odparłam przymykając oczy. Nagle poczułam ciepłą dłoń na swoim biodrze, lekko się wzdrygnęłam, ale już po chwili strach przerodził w delikatny uśmiech, nim się obejrzałam odpłynęłam w cudowną krainę Morfeusza. 


*Oczami Justina*
Obudziłem się o 8 i pośpiesznie ubrałem wychodząc z domu po prezent dla synka, wniosłem go i postawiłem przy kominku. Prezenty który kopiłem dla Rose i jej dziadków również dołączyłem i wróciłem do łóżka. Położyłem się obok Rose i zacząłem się jej przyglądać. Delikatnie ściskała w dłoni kołdrę, spokojnie oddychając. Mimowolnie się uśmiechnąłem i przychyliłem w jej stronę, składając na jej ustach szybki pocałunek. Jak mogłem ją skrzywdzić? - pomyślałem i objąłem ją dłońmi wokół tali i zamknąłem oczy zasypiając. 

-Mamo! Tato! Sibko! Mikołaj ma dla naś plezienty! - obudził mnie krzyk mojego synka. Razem z Rose poderwaliśmy się z łóżka i poszliśmy do salonu, gdzie stały już podarunki. Po chwili dołączyli do nas dziadkowie Rose, których obudził krzyk Mike'a.
-Moge loźdać? - zapytał chłopiec, na co wszyscy mu przytaknęliśmy. Wziął pierwszy prezent i z pomocą babci przeczytał że jest on dla Rose. Gdy wszyscy dostaliśmy już swoje podarunki, zaczęliśmy je rozpakowywać. Przerwałem na moment by sprawdzić reakcję szatynki na prezent, który jej kupiłem. Gdy dziewczyna uchyliła wieczko pudełeczka, jej źrenice mimowolnie się rozszerzyły. Na miękkiej poduszce leżała srebrna bransoletka. Szatynka uniosła wzrok i od razu skierowała go na mnie, na co delikatnie się uśmiechnąłem wracając do rozpakowania swojego prezentu. Po chwili moim oczom ukazał się elegancki złoty zegarek. Bez słowa podszedłem do niej, lekko obejmując.
-Dziękuję. - posłałem jej uśmiech odsuwając się i ponownie przenosząc wzrok na przedmiot w mojej dłoni.
-Ja również dziękuję, ta bransoletka na pewno kosztowała fortunę, ja ... - zaczęła, ale jej przerwałem.
-Nie kończ. - zachichotałem. - Są święta dlatego chciałem kupić wam coś wyjątkowego. Mam nadzieję że ci się podoba. - uniosłem brwi.
-Oczywiście, jest przepiękna. - mruknęła dziewczyna, unosząc lekko kąciki ust. 
-O Bozie jakie siupel plezienty dośtałem od Mikołaja! Dziękuję Mikołaju, kocham ciem! - krzyknął malec, gdy uporał się z rozerwaniem papieru, na co wszyscy przenieśliśmy wzrok na niego wybuchając śmiechem.
-Mamo ziobać dośtałem taki duzi siamochód! - dodał podekscytowany, patrząc się na Rose. 
-Ubierzemy się i wyjdziemy na dwór to będziesz mógł się nim przejechać. - odpowiedziała uśmiechając się promiennie. 
Po około godzinie przebraliśmy się i wyszliśmy całą trójką na dwór. Wsadziłem baterię do pilota i wyniosłem samochód na podjazd. Mike pospiesznie do niego wsiadł, a ja włączyłem go i zacząłem kierować. Chłopiec był w niebo wzięty, cały czas się śmiał i promieniał, przez co moje serce szybciej biło. Musze przyznać, że to najlepsze święta jakie kiedykolwiek miałem. 
_______________________________________________________________
Udało nam się i tak jak obiecałyśmy dodajemy dzisiaj rozdział! Dziękujemy za szczere komentarze pod 16 rozdziałem i liczbę wyświetleń, która bardzo szybko rośnie <3 Do następnego xoxo



CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

PYTANIA - KLIK
INFORMOWANI -KLIK

środa, 8 stycznia 2014

Rozdział 16.

Moja babcia ma rację, nie uda mi się zataić faktu, że Mike jest synem Justina. Zszokowana stałam, nie wiedząc co mam odpowiedzieć.
-Jesteś moją wnuczką i najważniejsze jest dla mnie twoje szczęście, nie chce mieszać w twoim życiu, dlatego zachowam to dla siebie. A jeśli chodzi o dziadka, to nim się nie martw, jest ślepy jak kret. - zaśmiałyśmy się.
-Dziękuje, kocham cię. - przytuliłam kobietę, całując w policzek.
-Leć już do Mike'a, ja sama dam radę to dokończyć. - pogoniła mnie.
-No dobrze, zrobię nam jeszcze herbatę.
Uśmiechnęłam się do niej i weszłam po schodach do pokoju. Po otworzeniu drzwi zobaczyłam, że mój synek usnął przytulony do Justina, który spokojnie mu się przyglądał.
-Zrobiłam ci herbatę z cytryną. - podałam kubek chłopakowi, a sama usiadłam na ciepłym dywanie opierając głowę o ścianę. Po paru minutach Justin dołączył do mnie.
-Jest po 23, a mi nie chce się spać. - mruknął.
-Mam tak samo. - zaśmiałam się, spuszczając głowę.
-Możemy pogadać tak szczerze? Mam do ciebie kilka pytań. - przygryzł wargę, uśmiechając się.
-Jasne. - sięgnęłam po koc z fotela i okryłam się nim. - A więc słucham.
-Dobrze. - zaczął. - Wiem, że wyrządziłem ci cholerną krzywdę i zachowałem się jak pieprzony łajdak, ale co poczułaś gdy dowiedziałaś się że jesteś w ciąży? - oblizałam spierzchnięte wargi, starając się ułożyć w głowie odpowiedź.
-Na początku nie chciałam tego do siebie dopuścić, łudziłam się że to chory sen, z którego zaraz się obudzę i wszystko będzie tak jak dawniej. Nie chciałam tego dziecka i tak było aż do momentu, w którym zobaczyłam go podczas badania USG. Potem pierwsze ruchy w brzuchu, miałam go w sobie przez 9 miesięcy i kiedy wreszcie się urodził wszystkie złe wspomnienia zniknęły. Liczył się tylko on, był taki malutki, jak jakaś laleczka. - mimowolnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech. - A potem się zaczęło, wstawanie w nocy, płacz, wymioty i tak cały czas, ale miałam to gdzieś, ponieważ go kochałam, był i nadal jest dla mnie najważniejszy. Pamiętam jego ząbkowanie, o Boże jak on płakał, czasami nosiłam go przez cały dzień, a on w ogóle się nie uspokajał. Potem raczkowanie, wszędzie było go pełno, musiałam chodzić za nim krok w krok bo bałam się, że może zrobić sobie krzywdę. Potem zaczął chodzić, pamiętam jak kiedyś jedliśmy z rodzicami obiad, a on przebiegł nam pod stołem, był taki mały że bez problemu mógł sobie pod nim chodzić. No i moment, w którym zaczął mówić, zezłościł się na mnie w parku bo zabrałam mu loda, chciałam mu tylko wytrzeć buzię i właśnie wtedy powiedział do mnie po raz pierwszy "mamo". Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszyłam, miałam ochotę skakać z radości. - zaśmiałam się, kończąc moją przemowę.
-Chciałbym w tym wszystkim uczestniczyć, mam nadzieje że zrekompensuje wam ten czas, chociaż to będzie bardzo trudne. - odparł, przeczesując włosy dłonią. -A co na to twoi rodzice?
-Gdy dowiedzieli się o ... gwałcie, byli zszokowani, chyba każdy rodzic by był. Przez długi czas byli źli, ale kiedy urodziłam Mike'a ich podejście całkowicie się zmieniło. Pokochali go, tak samo jak ja. On ma w sobie jakiś urok przyciągania do siebie dobrych ludzi. - odparłam, pijąc ciepłą ciecz.
-No pewnie po kimś to ma. - na ustach chłopaka pojawił się delikatny uśmieszek. - Masz ... miałaś kogoś, w sensie jakiegoś chłopaka? Jeśli nie chcesz to nie musisz odpowiadać. - speszony spuścił wzrok.
-Nie jest okej. Mam jednego mężczyznę, ma na imię Mike. Nie ma i nie było nikogo innego. A ty ... masz kogoś? - zagadnęłam, a moje policzki przybrały różowego koloru.
-Była taka jedna, ale tak jak powiedziałem była. - przygryzłam wargę, podziwiając widok za oknem.
-Co Mike dostanie od ciebie na święta? - zapytał szatyn.
-Kupiłam mu takie małe samochodziki, jest do nich taka rampa, po której mogą jeździć.
-Ja kupiłem mu taki duży samochód na pilota, przeniosłem go już do garażu z twoim dziadkiem. Chyba powinienem już iść, jest późno. Musimy częściej rozmawiać. - wstaliśmy, chłopak poszedł do drzwi i gdy miał już wychodzić, cofnął się i odwrócił. Nachylił się w moją stronę i złożył delikatny pocałunek na moim policzku.
-Dobranoc. - szepnął, cicho opowiedziałam i zamknęłam za nim drzwi. Po jego wyjściu, delikatnie dotknęłam swojego policzka i uśmiechnęłam się. Podeszłam do szafki i wyciągnęłam swoją piżamę, składającą się z luźnej koszulki i dresowych spodni, szybko się w nią przebrałam i położyłam się obok synka, przykrywając nas kołdrą. Pocałowałam go w główkę i już po chwili usnęłam.

Od naszego przyjazdu minęły już trzy dni. Chłopcy całe dnie spędzają na dworze, a ja pomagam babci, przed jutrzejszą wigilią. Zrobiłyśmy już chyba z 10 potraw, posprzątałyśmy w domu, nic nie poradzę na to że u mojej babci wszystko musi być na wysokim poziomie. Jak na swoje lata, jest bardzo energiczna i żywiołowa. - pomyślałam, rozbierając Mike'a z kurtki.
-Mamo ulepiliśmy ź tatom takiego duziego bałwana! - oznajmił mi uradowany.
-To już chyba 5. - odpowiedziałam, zdejmując mu szalik.
-Ale ten jeśt najfajniejsi. - uśmiechnął się do mnie i pocałował. - Zrobiś nam golonciom ciekolade?
-Już zrobiłam, czeka na was w kuchni. - odparłam, odwieszając kurtkę na wieszak. Ruszyłam do kuchni, gdzie Justin i Mike właśnie kończyli swoje napoje.
-Mamo, bo ja i tata chciemy ziebyś pośła ź nami na sianki. - mój synek, podszedł do mnie, robiąc maślane oczka.
-Nie dawno wróciliście z dworu. - odpowiedziałam, biorąc go na ręce.
-Plosie, dam ci buziaka jak siem źgodziś. - zrobił dzióbek z ust, kierując go w moją stronę.
-No dobrze niech wam będzie. - zaśmiałam się i zaczęłam go całować po policzkach, a mały śmiał się wniebogłosy.
-Juś... plosie ... puść mnie ... mamo. - mówił przez śmiech. Przestałam i spojrzałam się na niego poważnie.
-To chodźmy się ubrać. - ruszyłam z synkiem do przedpokoju, gdzie się ubraliśmy. Justin już po chwili dołączył do nas i całą trójką wyszliśmy na dwór, wzięliśmy sanki i ruszyliśmy w stronę małych górek, z których zjeżdżałam, będąc jeszcze małą dziewczynką.
-Dobrze, więc wejdź z tatą na szczyt, a ja zostanę tutaj i złapię cię gdy zjedziesz, okej? - uśmiechnęłam się szeroko na co malec kiwnął główką i razem z Justinem wszedł na niezbyt wysoki pagórek. Już po chwili Mike zaczął zjeżdżać piszcząc i śmiejąc się w najlepsze.
-Trzymaj się! - krzyknęłam do niego ze śmiechem, a gdy był blisko mnie chwyciłam za krawędzie sanek zatrzymując go.
-Ale to fajne! - krzyknął chłopiec klaszcząc w rączki. -Zjeździałem juś ź tatom, telaz chciem ź tobą. - zarządził i zaczął prowadzić mnie na szczyt górki. Justin przyglądał nam się z uśmiechem, a gdy razem z synkiem usiadłam na sankach, pchnął nas lekko byśmy zjechali. Pomimo tego ile miałam lat, muszę przyznać, że wspaniale się bawiłam.
-Telaz zjedź z tatom. - zachichotał Mike na co mu zawtórowałam.
-Nie sądzę żeby to był dobry pomysł, jeszcze sanki się pod nami załamią. - zaśmiałam się poprawiając małemu czapkę.
-To jest bardzo dobry pomysł i nic się nie załamie, chodź. - wyszczerzył się szatyn na co przewróciłam oczami z rozbawieniem i oboje weszliśmy na szczyt, a Mike został na dole bawiąc się śniegiem.
-Boże. - parsknęłam śmiechem gdy siedliśmy na "pojeździe", to musiało wyglądać komicznie. Dwójka pełnoletnich ludzi bawiąca się dziecięcymi sankami. Nagle Justin odepchnął się nogą i oboje zjechaliśmy, lecz u podnóża pagórka wywróciliśmy się lądując na zimnym, miękkim śniegu. Los tak chciał że wylądowałam na Justinie, który miał z całej sytuacji niezły ubaw.
-To nie jest śmieszne. - pisnęłam choć sama również zachichotałam. Szatyn odgarnął mi kosmyk niesfornych włosów z twarzy uśmiechając się delikatnie. Nasze twarzy zaczęły się do siebie zbliżać, przenosiłam wzrok z oczu na usta chłopaka i z powrotem. Gdy byliśmy niebezpiecznie blisko siebie, poczułam jak uderza mnie coś w ramię. Od razu odwróciłam głowę w tamtą stronę i zobaczyłam Mike'a, który chyba postanowił urządzić sobie z nami bitwę na śnieżki. Justin również na niego spojrzał i oboje wstaliśmy ze śniegu kręcąc głowami z rozbawienie. Otrzepałam się ze śniegu i poprawiłam swój szalik. Justin ulepił małą kulkę i rzucił nią w chłopca, przez co ten zaczął się śmiać. Aby uniknąć zimnego i niefajnego uderzenia, postanowiłam się ulotnić i dyskretnie wrócić do domu. Jako że chłopcy byli zajęci w najlepsze bitwa na śnieg, to bez większych problemów, wróciłam do domu. Rozebrałam się, zrobiłam gorącą czekoladę i  weszłam do mojego pokoju, postawiłam kubek z ciepłym napojem na szafce. Z fotela wzięłam koc, którym się okryłam i usiadłam na łóżku. Zaczęłam powoli pić czekoladę, która była idealna na zimowe dni. Wzięłam do ręki książkę i zaczęłam ją czytać. Po około 30 minutach ktoś postanowił mi przerwać, ponieważ usłyszałam pukanie. Powiedziałam ciche "proszę" i już po chwili zobaczyłam Justina.
-Hej, jesteśmy już, Mike usnął, w sumie to wcale mu się nie dziwię bo wybawił się za wszystkie czasy. -powiedział szatyn siadając na brzegu łóżka.
-Musieliście strasznie zmarznąć bo cały się trzęsiesz. Mam koc, chodź to się nakryjesz. - kiwnęłam zachęcająco głową w jego stronę.
Chłopak natychmiast usiadł obok mnie i szczelnie się nakrył.
-Co czytasz? - zapytał zerkając na moją lekturę.
-Oskar i pani Róża. Jeśli mam być szczera to bardzo mi się spodobała. - mruknęłam, uśmiechając się.
Między nami zapadła cisza, bardzo niezręczna cisza, którą na szczęście przerwał Justin.
-Rose co byś zrobiła gdybym cię teraz pocałował? -wypalił. Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Spojrzałam na jego pełne, malinowe usta i miałam cholerną ochotę poczuć je na sobie. Ale z drugiej strony nie chciałam tego pocałunku, ponieważ ... ponieważ ... no dobra chciałam żeby mnie pocałował i to bardzo. Nie musiałam długi czekać, ponieważ szatyn za moją odpowiedź wziął milczenie i złączył nasze usta.
_______________________________________________________________
Jesteście niesamowici! Nie dość, że mamy ponad 30 tysięcy wyświetleń bloga to jeszcze 47 komentarzy pod rozdziałem 15 <3 Jak sami widzicie zaczyna się dziać między Rose i Justinem kdshajdhshd! Buziaki i do następnego! <33


CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

PYTANIA - KLIK
INFORMOWANI -KLIK