sobota, 29 marca 2014

Rozdział 21

PRZECZYTAJCIE NOTATKĘ POD ROZDZIAŁEM! 

Niepewnie odchyliłam głowę do tyłu opierając ją o klatkę piersiową Justina. Zamknęłam oczy rozmyślając o tym co powiedział mi chłopak.
-Chcesz żebyśmy byli razem? W sensie jako para? - wyszeptałam nadal mając zamknięte oczy.
-Wiem, że to może być trudne i rozumiem że możesz się bać, szczerze też się denerwuje, ale przecież możemy chociaż spróbować. Dogadujemy się, potrafimy spędzić wspólnie czas dobrze się bawiąc, mamy dziecko więc to kolejny powód który bardzo nas do siebie zbliża. Jesteś piękną młodą kobietą i mogę się założyć, że większość mężczyzn chciałoby mieć cię tylko dla siebie. Trzeba uczyć się na błędach, jeśli nam się nie uda to sobie odpuścimy. - powiedział zdenerwowany drapiąc się po głowie.
-Musisz mi obiecać, że nie będziesz naciskał na nic.
-Obiecuję, naprawdę się zmieniłem, a bynajmniej się staram. - mocniej mnie objął szepcząc.
-Justin chce spróbować, jeśli tego nie zrobię mogę potem żałować, więc zgadzam się, ale nie pozwól mi się na tobie zawieść. - obróciłam się do niego przodem delikatnie się uśmiechając. Justin gwałtownie złapał mnie za uda, podnosząc do góry i głośno się śmiejąc.
-Dziękuję. - mruknął i ostrożnie posadził mnie na parapecie stając między moimi nogami. Przybliżył swoją twarz do mojej i delikatnie objął swoimi dłońmi. - Jesteś taka śliczna. - powiedział tuż przy moich ustach. Nerwowo oblizałam wargi, nie spuszczając z niego wzroku. Chłopak jeszcze bliżej się do mnie przysunął i złączył nasze usta. Zaczął je delikatnie muskać co jakiś czas przygryzając i ssąc. Odruchowo jedną rękę położyłam na jego ramieniu, a drugą wplątałam w jego lśniące i miękkie włosy. Nasze usta poruszały się razem tak zgodnie, że mogłoby się wydawać że są dla siebie stworzone. W pewnym momencie Justin delikatnie pogłębił pocałunek i rozchylił swoim językiem moje wargi, wsuwając go do środka. Poczułam się tak jakby do mojego brzucha wleciało stado motyli i nawet gdybym chciała to przerwać, to coś w środku skutecznie mnie powstrzymywało i sprawiało że poddawałam się każdemu jego ruchowi. Gdy po jakimś czasie zabrakło mi powietrze, oderwałam się lekko od chłopaka, oddychając ciężej. Oblizałam wargi patrząc w jego oczy.
-Jeszcze raz dziękuję. - szepnął w moje usta i pogładził kciukiem mój policzek, uśmiechając się.
-Nie masz za co, każdy zasługuje na drugą szansę. - odszepnęłam zagryzając dolną wargę. Przez chwilę po prostu wpatrywaliśmy się w siebie nie odzywając się ani słowem, do czasu gdy nie usłyszeliśmy głosu Mike'a.
-Mamo, tato! - chłopiec krzyczał w niebogłosy prawdopodobnie chodząc po ogrodzie i szukając nas. Justin odsunął się ode mnie i przeczesał dłonią włosy.
-Chodźmy do niego. - zachichotał wystawiając do mnie dłoń. Odwzajemniłam gest i już po chwili wyszliśmy z domku schodząc po drabinie na dół.
-Kochanie, tu jesteśmy! - krzyknęłam do synka który aktualnie zaglądał za krzaczek, sądząc chyba że tam nas znajdzie. Justin parsknął cichym śmiechem po czym podbiegł do niego i porwał go na ręce obracając dookoła. Mały zaśmiał się w głos, piszcząc.
-Dzie byliście? - spytał marszcząc swój nosek i owinął rączki wokół szyi bruneta.
-Tata pokazywał mi swój domek na drzewie, poproś go to może ciebie też tam zabierze. - mrugnęłam do niego, chichocząc cicho.
-Tatusiu ploosie, teś chciem ziobacić ten domek. - Mike spojrzał na Justina robiąc maślane oczka i uśmiechnął się słodko.
-No nie wiem. - chłopak udał że się zastanawia. Chłopiec ujął jego twarz w swoje malutkie łapki i pocałował go w nos, co wyglądało jednocześnie tak zabawnie i uroczo, że żałowałam że tego nie nagrałam.
-Dobra przekonałeś mnie. - chłopak zaśmiał się i razem z maluchem udali się w stronę drabinki. 
Ja natomiast postanowiłam wrócić do domu. Idąc dróżką ułożoną z ciemnych kamyczków ponownie obserwowałam piękny ogród. 
-Uwielbia siebie w nowej roli. - usłyszałam z tyłu. Delikatnie odwróciłam się i ujrzałam tatę Justina. -Wcale mu się nie dziwię, też byłem cholernie szczęśliwy gdy urodził mi się syn. - dodał dotrzymując mi kroku. 
-Świetnie sobie radzi. - odparłam zaciągając się zapachem kwiatów. 
-Popełnił kilka błędów w swoim życiu ale może właśnie tak miało być, macie teraz dziecko które oboje bardzo mocno kochacie i chcecie dla niego jak najlepiej. 
-Wiem, też tak uważam. - uśmiechnęłam się zerkając w stronę werandy, na której stała Pattie i wołała nas do siebie, ponieważ przyrządziła deser. Usiedliśmy przy drewnianym stole jedząc pyszną szarlotkę z lodami. Justin i Mike dołączyli do nas już po paru minutach na wieść o słodkościach. 
-Mamo nie mogę wciąć tego ciacha na łyzeckę bo mi spada. - odezwał się chłopiec, próbując swoich sił. Przysunęłam się bliżej niego i zaczęłam mu pomagać, co bardzo mu się spodobało. -Małe dzieci karmi mamusia, plawda? Ja nie jeśtem juś mały, ale lubie jak mnie kalmiś. - mruknął otwierając buzię. Wszyscy zaśmialiśmy się z jego odpowiedzi.
-Macie zamiar zmieniać nazwisko Mike'a? - zapytała Pattie zerkając to na mnie to na Justina. Chłopak spojrzał w moim kierunku czekając na jakąkolwiek reakcję, ale ja nic mu nie odpowiedziałam, więc postanowił improwizować. 
-Rozmawialiśmy już o tym ja bardzo bym chciał wszystko zależy od Rose ale mam nadzieje że ona nie będzie stawiała oporu. - powiedział, a ja delikatnie przytaknęłam głową. 
***
Po przekroczeniu progu swojego mieszkania wzięłam głęboki oddech i szerzej otworzyłam drzwi, aby Justin swobodnie mógł wejść do środka ze śpiącym na jego rękach Mike'm. Szatyn położył go w łóżeczku, a ja delikatnie aby go nie budzić rozebrałam. Nakryłam jego drobne ciałko kocykiem i zapaliłam małą lampę nocną, całując go jeszcze w główkę. Wyszliśmy z pokoju malca wchodząc do salonu i siadając na kanapie. 
-Wydaje mi się że wizyta u twoich rodziców się udała. - mruknęłam zdejmując wysokie buty.
-Też tak uważam, moi rodzice zdecydowanie cię polubili, ale niestety to Mike ich oczarował. - zaśmiał się co natychmiast odwzajemniłam.
-Co ja mogę poradzić, przyzwyczaiłam się już do tego. - pomiędzy nami zapadła cisza, spojrzałam na Justina i zaczęłam go bacznie obserwować, chłopak odwrócił się w moją stronę, złączając brwi.
-Co? - zagadnął.
-Nic po prostu Mike tak samo jak ty przygryza wargę, a szczególnie gdy coś zbroi. W ten sam sposób oblizuje usta, ma taką samą minę jak ty gdy jest skupiony i ten uśmiech. - odparłam opierając się i przechylając głowę na bok.
-Ejj to mój syn więc nie ma się co dziwić. Po tobie natomiast ma ... no wiesz. - zaczął się plątać uśmiechając.
-Jest bardzo mądry tak samo jak ja i całuśny. - roześmiałam się.
-Lubię ciebie taką. - szepnął szatyn.
-To znaczy?
-No wiesz, taką niczym się nie denerwującą, uśmiechniętą i pogodną. - odpowiedział odchylając głowę do tyłu. - Bardzo tego nie chcę, ale niestety muszę się zbierać ponieważ zaczyna robić się już późno.
-Justin ... tak właściwie to możesz dzisiaj zostać, jeśli oczywiście chcesz. - wyszeptałam zatrzymując go w połowie drogi. Niepewnie odwrócił się i spojrzał na mnie pytająco. -No wiesz pary tak chyba robią. - zaśmiałam się przygryzając wargę.
-Chętnie u ciebie zanocuję, wiesz w sumie to nie jesteśmy taką normalną parą bo mamy dziecko, ale chyba właśnie to czyni nas wyjątkowych. - na jego twarzy zagościł uśmiech.  
-Dokładnie. - odwzajemniłam uśmiech. -Jesteś może głodny? - spytałam oblizując wargi.
-Nie, najadłem się u rodziców. - odparł i wyjął z kieszeni telefon by jak mniemam sprawdzić godzinę.
-Dobrze, to idź wziąć prysznic jeśli chcesz, ostatnie drzwi po lewo, świeże ręczniki są w górnej szafce. - powiedziałam i pochyliłam się, niepewnie składając na jego policzku delikatny pocałunek, po czym wstałam znikając w kuchni. Nadal nie mogłam uwierzyć że ja i Justin ... jesteśmy razem. Jako para. Po prostu to do mnie nie docierało. Wychyliłam się by sprawdzić czy szatyn nadal jest w salonie, jednak nie było go na kanapie, co oznaczało że prawdopodobnie poszedł do łazienki. Tymczasem ja podeszłam do lodówki otwierając ją i wyjęłam z niej butelkę wody, upijając jej łyk. Przeczesałam dłonią włosy do tyłu, po czym zabrałam ze stołu telefon i pogasiłam na dole wszystkie światła, udając się na górę. Od razu weszłam do sypialni, słysząc szum lecącej wody zza drzwi do łazienki i podeszłam do łóżeczka Mike'a, sprawdzając czy spokojnie śpi. Po około dziesięciu minutach Justin wszedł do pomieszczenia w samych bokserkach, przeczesując palcami swoje mokre włosy. Samowolnie zmierzyłam go wzrokiem, dopiero teraz zwracając uwagę na dużą ilość tatuaży, jaka znajdowała się na jego ciele. Szybko jednak odwróciłam wzrok zagryzając wargę i podeszłam do szafy wyjmując z niej dresy i bokserkę.
-Teraz ja pójdę się wykąpać. - uśmiechnęłam się lekko, na co brunet kiwnął głową podchodząc do łóżka.
Gdy byłam już w kabinie prysznicowej, odkręciłam letnią wodę pozwalając strużkom swobodnie spływać po moim nagim ciele. Kochałam to uczucie, zupełnie jakby razem z wodą, spływały ze mnie wszystkie zmartwienia i ciężkie myśli. Zaczęłam wcierać w siebie truskawkowy żel, natomiast we włosy wiśniowy szampon a po piętnastu minutach dokładnie spłukałam z siebie pianę, wychodząc spod prysznica. Wytarłam się, od razu ubierając przygotowaną wcześniej piżamę, po czym podsuszyłam lekko swoje mokre włosy, umyłam zęby i wróciłam do sypialni. Spojrzałam na Justina który leżał już pod kołdrą z jedną ręką pod głową i sprawdzał coś w telefonie. Gdy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi automatycznie przeniósł swój wzrok na mnie i uśmiechnął się.
-Chodź tutaj. - odłożył komórkę na szafkę nocną i odkrył rąbek kołdry, pokazując bym się położyła. Zachichotałam i wdrapałam się na łóżko, kładąc się we wskazanym miejscu. Chłopak okrył mnie szelniej, owijając delikatnie rękę wokół mojego brzucha. Przez chwilę leżeliśmy w ciszy, słysząc jedynie nasze spokojne, przeplatające się oddechy. 

-Wiem że już to mówiłem ale jestem cholernie szczęśliwy. - szepnął nagle chłopak a ja poczułam jego oddech na swoim policzku. Już chciałam mu odpowiedzieć, lecz on kontynuował. -Dzięki tobie i Mike'owi zmieniłem się o 180 stopni i wiesz co? Wcale nie żałuję, bo wreszcie mam życie o jakim zawsze marzyłem. Nie dość że mam syna, to teraz jeszcze wspaniałą kobietę u swojego boku. - dodał cicho, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi. Uśmiechnęłam się delikatnie na te słowa, wiedząc że są one jak najbardziej szczere.
-Ja też jestem szczęśliwa. - odpowiedziałam, kładąc dłoń na jego przedramieniu.
-Jesteś cudowną osobą Rose, wybaczyłaś mi po tym wszystkim co ci zrobiłem. - przełknął cicho ślinę, lecz ja uniemożliwiłam mu kontynuowanie.
-Ćśś. Zapomnijmy o tym Justin, nie wracajmy do tego co było ... - szepnęłam i odsunęłam lekko głowę, by mieć na niego lepszy widok. Chłopak jedynie uniósł lekko kąciki ust i zaczął powoli się do mnie przybliżać. Już po chwili poczułam jego miękkie wargi na swoich. Brunet pocałował mnie krótko, lecz subtelnie, i ponownie ułożył głowę na poduszce.
-Dobranoc. - powiedział cicho.
-Dobranoc. - odparłam okrywając się bardziej kołdrą i zamknęłam oczy, już po chwili odpływając do krainy Morfeusza.

_____________________________________________________________________________________________________________________________________

TO NIE JEST TŁUMACZENIE TYLKO NASZE OPOWIADANIE, KTÓRE PISZĄ DWIE A NIE JEDNA AUTORKA!

Jak widać wreszcie zaczęło się coś dziać! <3 Nawet nie wiecie jak wiele radości sprawia Nam pisanie tego opowiadania, tak samo jak Wy jaramy się wszystkimi słodkimi i romantycznymi chwilami pomiędzy Justinem i Rose. 

INFORMUJEMY NA TT PONAD 60 OSÓB A KOMENTARZY NIE JEST NAWET POŁOWA, CO JEST BARDZO PRZYKRE.

Zapraszamy tutaj - http://morethanmyboss-tlumaczenie.blogspot.com/ <3



CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

PYTANIA - KLIK
INFORMOWANI -KLIK

sobota, 15 marca 2014

Rozdział 20

Po pocieszającej rozmowie z moim synkiem, wyszliśmy z jego pokoju wchodząc do salonu. Usiadłem na jednym z foteli, czekając na szatynkę. Mike w tym czasie usiadł na podłodze i zaczął bawić się swoimi małymi samochodzikami. Spuściłem wzrok i zacząłem go obserwować, jak chyba każde dziecko podczas zabawy, miał przygryzioną wargę, a na jego twarzy widniało ogromne skupienie. Cicho zaśmiałem się z jego miny i podniosłem wzrok na otwierające się właśnie drzwi łazienki, z których wyszła Rose. To co poczułem po zobaczeniu jej było niedopisania, śliczne, długie włosy upięte były w koka, z którego swobodnie wystawało kilka pasm. Ciało opinała przyległa sukienka w kolorze zgniłej zieleni, z wycięciem na dekolcie, który odsłaniał dokładnie tyle ile powinien. Jej zgrabne nogi, wyglądały na jeszcze dłuższe, a to dzięki wysokim, czarnym szpilkom. Siedziałem wbity w fotel i z ręką na sercu przyrzekam, że nie mogłem wydusić z siebie nawet słowa. Szatynka spojrzała na mnie pytająco, a ja posłałem jej jedynie delikatny uśmiech. Tak tylko na tyle mnie teraz stać. - pomyślałem, próbując wymyślić jakieś sensowne zdanie, które chociaż trochę pasowałoby do sytuacji.
-I jak? Stella uparła się na to żebym założyła te buty, to nie będzie przesada? Są naprawdę wysokie.- na moje szczęście zapytała Rose.Oblizałem nerwowo wargi, ponownie lustrując ją wzrokiem od góry do dołu. 
-Nie, są jak najbardziej okej. Pięknie wyglądasz. - odpowiedziałem, pocierając dłonie. Wziąłem głęboki oddech i podniosłem się, próbując myśleć racjonalnie.- To co jedziemy? 
-Tak!- Mike podniósł się z dywanu i podbiegł do wieszaka, próbując zdjąć swoją kurtkę. Rose odwróciła się i zaczęła iść w jego stronę, a ja razem z nią. Opuściłem głowę w dół i to chyba była jednak bardzo zła decyzja, ponieważ mój wzrok odnalazł jej tyłek. Poczułem się jak trzynastolatek, którego hormony buzują do granic możliwości. Ogarnij się. - pomyślałem, znowu zerkając. Kurwa to nie jest takie łatwe. - dodałem, próbując skupić się na czymś innym. 
***
Pół godziny później dojechaliśmy pod dom moich rodziców. Wyłączyłem auto, pomogłem wysiąść Mike’owi i wziąłem kwiaty dla mojej mamy. Podszedłem do Rose i całą trójką ruszyliśmy w stronę drzwi wejściowych. Mike zadzwonił dzwonkiem i parę minut później drzwi otworzyła nam moja mama. Od razu na jej twarzy pojawił się ogromny uśmiech, który wszyscy odwzajemniliśmy, kobieta szerzej otworzyła drzwi, abyśmy swobodnie mogli wejść do środka.
-Tak bardzo się cieszę że mogę cię poznać kochanie. – mocno objęła zdezorientowaną Rose.
-Mi też jest bardzo miło z tej wizyty. – odparła uśmiechając się.
-Justin synku. – przytuliła mnie i delikatnie ucałowała w policzek, a ja podałem jej kwiaty.
-Witaj mamo. A tutaj jest ktoś kto o dziwo jest dzisiaj bardzo nieśmiały co naprawdę jest rzadkością. – wskazałem dłonią na synka, który chował się za mną. – Mike. – dodałem, a blondynek powoli podniósł swoją główkę do góry i nieśmiało wydymał usta.
-Hej skarbie. Jestem Pattie, mama Justina. –powiedziała spokojnie, nie chcąc go wystraszyć. Znałem swoją mamę bardzo dobrze i byłem pewny, że w głębi szaleje z radości i podekscytowania. – Tak bardzo się cieszę z twojej wizyty, nie mogłam się doczekać, aby cię zobaczyć. Twój tata dużo mi o tobie opowiadał, mówił mi że jesteś do niego bardzo podobny, ale nie myślałam że aż tak.
-Jeśtem Mike. – wystawił w jej stronę rączkę i niepewnie się do niej uśmiechnął.
-Już jesteście! Pattie nie mogła się was doczekać! – usłyszałem za swoimi plecami donośny głos mojego ojca, odwróciłem się w jego stronę i przywitałem.
-A my się już chyba znamy, jesteś Rose, prawda?
-Tak proszę pana. – dziewczyna przygryzła wargę, posyłając mu miłe spojrzenie.
-Ale ciebie jeszcze nie znam, mój mały kolego. Jak masz na imię? – ukucnął czekając na jakąkolwiek reakcję chłopca.
-Mike.
-Naprawdę? Mój przyjaciel ma tak na imię. Lubisz skakać? – dopytał podekscytowany.
-No jaśne! – wykrzyknął mój synek.
-A może potem mu to pokarzesz? Teraz wolałabym żebyśmy usiedli i coś zjedli. – moja rodzicielka, zaprosiła nas gestem dłoni do salonu. Zasiedliśmy przy stole, a mama od razu podała nam jedno z pierwszych dań. W ciszy jedliśmy posiłek, jedynie od czasu do czasu Mike zwracał się z jakąś prośbą o pomoc do Rose.
-Nie mogę uwierzyć w to że jestem babcią. – odezwała się kobieta, po skończeniu posiłku.
-A ja dziadkiem. – tata przeniósł wzrok na Mike’a. – Zjadłeś już? Możemy iść? – chłopiec przytaknął biorąc do ręki szklankę z sokiem, wziął mały łyk i odstawił ją, schodząc z krzesła. Mój tata podał mu dłoń i razem wyszli na dwór.
-Gdzie oni poszli? – zapytałem mamy.
-Jeremy był tak podekscytowany tym że nas odwiedzicie że pojechał do sklepu i kupił dla Mike'a trampolinę i inne różne zabawki. Delikatnie mówiąc mamy plac zabaw w ogrodzie. - zaśmiała się poprawiając swoje długie, ciemne włosy. - Rose opowiedz mi coś o sobie.
-Nie ma o czym opowiadać. - dziewczyna nerwowo zacisnęła dłonie wyraźnie zestresowana. 
-Ile masz lat? Chodzisz do szkoły? - zaczęła swoje przesłuchanie.
-Mam 19 lat, nie mam prywatne nauczanie, ale już niedługo je kończę.
-I masz jakieś plany na przyszłość? Studia? To w dzisiejszych czasach jest naprawdę ważne.- próbowała wyciągnąć z niej więcej informacji.  
-Chce teraz zrobić sobie małą przerwę i poświęcić więcej czasu na wychowanie Mike'a i pracę, ale za jakiś czas wrócę do nauki i na pewno wezmę też pod uwagę studiowanie.
-To dobrze, a jak spędziliście święta? Próbowałam zachęcić Justina do opowiedzenia mi czegoś, ale on powtarzał tylko, że było okej. - mruknęła patrząc na mnie.
-Było świetnie, trafiliśmy na cudowną pogodę, a moi dziadkowie byli zachwyceni naszą wizytą, więc wyjazd jak najbardziej się udał. Jeśli pani i pański mąż lubicie śnieg i góry to jak najbardziej polecam. - odpowiedziała szatynka i dało się zauważyć, że z każdą kolejną minutą robi się coraz bardziej śmiała i odważna. 
-Chętnie skorzystam. A jeśli mogę zapytać, to chyba trochę pytanie nie na miejscu, wybaczcie mi moją ciekawość, ale jakie są między wami relacje? 
-Wszystko jest między nami okej, wyjaśniliśmy sobie wszystko i mamy wobec siebie pokojowe zamiary, można powiedzieć że jesteśmy przyjaciółmi. - odezwałem się biorąc łyk wody. 
-Przepraszam was, ale muszę iść po kolejne danie, zawołacie ich z dworu? - podniosła się z miejsca idąc do kuchni. 
***
Godzinę później siedzieliśmy wszyscy na kanapie przeglądając rodzinne albumy i porównując podobieństwo Mike'a do mnie. 
-To ty? Dlaczego tutaj płaczesz? - zapytała Rose pokazując mi fotografię.
-Justin jechał wtedy pierwszy raz sam na rowerze, był z siebie taki dumny, że puścił kierownicę i skończyło się to na pozdzieranych kolanach i płaczu. - moja rodzicielka zaśmiała się przypominając sobie tą sytuację. 
-To wcale nie było śmieszne, miałem wtedy z 4 lata i byłem pewny, że mi się uda. - broniłem się w końcu nie wytrzymując i tak jak inni zaczynając się śmiać. 
-Pójdziemy jeście laś na tlampoline? - naszą rozmowę przerwał chłopiec.
-Nie zmęczyłeś się jeszcze? - zapytał tata, biorąc malucha na ręce i zaczynając go łaskotać.
-Plosie no choć zie mnom. - mówił przez śmiech. 
-No dobra, ale tym razem skaczę z tobą. - postawił Mike'a na podłodze, a ten zaczął przed nim uciekać, przez co już po chwili rozpoczęła się wielka gonitwa. 
-Wybaczcie ale muszę iść posprzątać po kolacji. - powiedziała moja mama i uśmiechnęła się lekko odkładając na ławę album który trzymała w dłoniach.
-Może w czymś pani pomóc? - spytała Rose oblizując usta.
-Nie skarbie, dziękuję. I żadna pani, mów mi po prostu Pattie. - moja rodzicielka zaśmiała się, wstając z kanapy.
-Oh, w takim razie..Pattie...to naprawdę żaden problem. - szatynka posłała jej szczery uśmiech.
-Nie, nie, nie, nawet nie ma mowy. Jesteś gościem, po drugie nie ma tego wcale tak dużo. - powiedziała kobieta unosząc lekko kącik ust, po czym udała się do kuchni. Spojrzałem na szatynkę, przysuwając się do niej.
-No, więc jak się tutaj czujesz? - spytałem z uśmiechem.
-Bardzo dobrze. Sądziłam że atmosfera będzie napięta, a mam wrażenie jakbym znała twoich rodziców od dawna. To wspaniali ludzie. - odwzajemniła gest. - Swoją drogą, jesteś bardzo podobny do taty. - zachichotała oblizując usta.
-Dużo osób tak twierdzi. - zawtórowałem jej. -Chodź ze mną. - dodałem nagle oblizując usta i wstałem wyciągając do niej dłoń.
-Dokąd? - zmarszczyła lekko czoło.
-No chodź, nie bój się. - wywróciłem oczami z rozbawieniem na co dziewczyna chwyciła moją dłoń, również wstając z kanapy.
Po chwili oboje wyszliśmy z domu, udając się do ogrodu. Uśmiechnąłem się lekko sam do siebie, wspominając wszystkie chwile które spędziłem tutaj jako dziecko. W sumie dużo się nie zmieniło, to miejsce wciąż było dla mnie takie magiczne i niepowtarzalne.
-O czym myślisz? - spytała szatynka widocznie zauważając moje zadumanie.
-Przypomniało mi się moje dzieciństwo. - lekko się zaśmiałem.
-Musiało być cudowne. Ten dom jest wspaniały, a ogród zapiera dech w piersiach. - szatynka rozejrzała się podziwiając widoki. Po lewej stronie znajdowało się oczko wodne obłożone kamieniami i doniczkami z kwiatami. Kawałek dalej znajdowała się altanka, przy której można było usiąść i odpocząć w upalny dzień. 
-Co jest na tym drzewie? - uśmiechnąłem się i złapałem dziewczynę za rękę prowadząc ją w tamtym kierunku. Weszliśmy na drzewo po szczebelkach które sam robiłem ze swoim tatą, będąc małym chłopcem.
-Witaj w mojej bazie. - wskazałem dłonią na mały domek. Rose zaczęła się rozglądać podziwiając wszystko co się tam znajdowało, a mianowicie zdjęcia, moje "miecze" zrobione z drewna i wszystkie inne wymysły. Usiadłem na starym fotelu i zacząłem się jej przyglądać. 
-Jak byłem mały to przesiadywałem tutaj całe dnie, wiesz wydawało mi się że drzewa to potwory, z którymi muszę walczyć i te sprawy. Mój tata pomógł mi go zbudować, nawet nie wiesz jaką mieliśmy z tego frajdę. To zabawne teraz to ja jestem ojcem i chyba powinienem wybudować taki sam z Mike'm, myślę że byłby jak najbardziej na tak. - uśmiechnąłem się. Rose ustała do mnie tyłem podziwiając widoki. Coś mnie podkusiło, aby do niej podejść. Niepewnie objąłem ją w pasie, delikatnie do siebie przytulając. 
-Chyba jeszcze nigdy nie byłem tak bardzo szczęśliwy, jak jestem teraz. - szepnąłem kładąc swoją brodę na jej ramię. 
-Ja tak samo. - mruknęła delikatnie kładąc swoją małą dłoń na mojej.
-Rose, jesteście z Mike'm dla mnie bardzo ważni i wiem że za to co zrobiłem powinienem gnić teraz w piekle, ale trafiłem na takiego wspaniałego anioła jakim jesteś ty. Wiem że to nierealne, ale czy dasz mi szanse? Czy znajdziesz trochę miejsca w swoim świecie dla mnie?
_________________________________________________________________________________
Wreszcie zaczyna się coś dziać! Tylko co powie na to Rose?

Jak zauważyliście mamy nowy wygląd bloga, mamy nadzieję że przypadnie Wam do gustu! <3


CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

PYTANIA - KLIK
INFORMOWANI -KLIK



sobota, 8 marca 2014

Rozdział 19.

Weszłam do salonu, gdzie mój synek próbował uporać się z włączeniem telewizora.
-Nie umiem włączyć bajki. - zawiedziony podszedł do mnie z pilotem w rączce.
-Myślałam, że pomożesz mi w rozpakowaniu, a potem upieczemy jakieś ciacha i odwiedzimy babcię i dziadka. - przykucnęłam i wzięłam od niego pilota.
-No dobla! A jakie ciastka? - dopytał radosny i wyraźnie orzeźwiony .
-Znajdziemy przepis na jakieś bardzo, bardzo pyszne, okej? Będziesz mógł sam wybrać.
-To choć! - wziął mnie za rękę i pomógł podnieść torbę, którą wnieśliśmy do mojej sypialni.
Po rozłożeniu ubrań, włączyłam laptopa i posadziłam synka na łóżku obok, aby mógł wybrać przepis.
-A mozie te? - pokazał paluszkiem na faworki, uśmiechnęłam się i pokiwałam twierdząco głową.
***
-Tsieba je jeście ziapakować. - powiedział Mike podając mi pudełko, do którego ostrożnie przełożyłam kruche faworki, a następnie zapakowałam je do torby. Ubraliśmy się w kurtki i wyszliśmy na dwór, kierując się do domu moich rodziców. Rzez całą drogę mój synek chodził po zaspach i sypał śniegiem, wyraźnie rozbawiony. Zaśmiałam się patrząc na synka, który nagle podbiegł do mnie, nabrał śniegu na rączki i dmuchnął nim we mnie.
-Ty mały łobuzie. - zachichotałam i nachyliłam się muskając jego nosek. Otrzepałam go nieco z białego puchu który był dosłownie wszędzie i chwyciłam go za rączkę kontynuując chód. Resztę drogi przebyliśmy spokojnie, gdy stanęliśmy przed drzwiami podniosłam Mike'a by zadzwonił do dzwonka i już po chwili w drzwiach stanęła moja mama.
-A kogo ja tutaj widzę. - kobieta uśmiechnęła się serdecznie otwierając nam szerzej i gdy już weszliśmy do środku położyłam torebkę na komodzie.
-Cześć mamo. - pocałowałam ją w policzek rozpinając maluchowi kurteczkę.
-Cześć skarbie. Stęskniłam się za wami! Jak było u dziadków? - spytała patrząc na mnie uważnie.
-Oh, wspaniale. - uniosłam lekko kąciki ust odwieszając swój płaszcz i kurtkę Mike'a. -Jest tam zupełnie inaczej niż tutaj w mieście, taki spokój i cisza, cudowna atmosfera. - dodałam zdejmując synkowi buciki oraz swoje kozaki.
-To się cieszę. - porwała Mike'a na ręce obracając go na co chłopiec zachichotał słodko.
-Wieś babciu, mamy dla ciebie ciacha. Siami lobiliśmy! - powiedział entuzjastycznie.
-Ojejku, dziękuję. - uśmiechnęła się do niego po czym wszyscy poszliśmy do kuchni. Podeszłam do taty i przywitałam się z nim mocno go obejmując, po czym usiadłam obok niego przy stole.
-Zrobić ci herbatę? - zwróciła się do mnie rodzicielka.
-Poproszę.
-Jak było w górach? Opowiadajcie, Mike ulepiłeś chociaż jednego bałwana? - zapytał tata, odkładając na bok gazetę, którą przeglądał.
-No jaśne! Ulepiłem ich duzio, wsiści mi pomagali! A ty ulepiłeś ź babciom bałwana? - zapytał się zerkając na dziadka.
-Babia nie chciała mi pomóc, ale wydaje mi się że skoro ty już jesteś taki doświadczony to mi potem pomożesz, co? - uśmiechnął się w jego kierunku i energicznie mu przytaknął.
-Udało nam się trafić na wspaniałą pogodę, było akurat sporo śniegu i nie padało więc zaliczyliśmy sanki, rzucanie na śnieżki i innego tego typu zabawy. - powiedziałam, odbierając kubek od mamy. - Dziadkowie byli w niebo wzięci z naszej wizyty. - dodam, słodząc gorącą ciecz.
-Przypomniało mi się że ostatnio był u nas Mikołaj i zostawił dla Mike kilka prezentów, chciał je zabierać ale powiedziałem mu że osobiście mu je przekażę.- odparł mój tata, zerkając ukradkiem na minę mojego synka.
-Ziośtawił dla mnie plezienty? To dobzie zie mu tak powiedziałeś! Chciceś mi je pokaziać?
-To raczej ja powinienem zapytać, czy chcesz je zobaczyć. - zaśmiał się mój tata biorąc Mike'a na ręce.
-Pewnie! - malec pokiwał główką owijając rączki wokół jego szyi.
-To idziemy. - powiedział mężczyzna i już po chwili wyszedł z chłopcem z kuchni. Złapałam kubek za ucho i przystawiłam go do ust upijając ostrożnie łyk gorącej herbaty.Po chwili moja rodzicielka postawiła na stole talerz z ciastem i usiadła na przeciwko mnie opierając łokcie o blat.

-A jak czuł się tam chłopak który pojechał razem z tobą? - zagadnęła patrząc na mnie.
-Justin? Oh, na początku może i czuł się trochę nieswojo, ale szybko polubił dziadków jak sądzę z wzajemnością. Pod koniec nawet nie chciał stamtąd wyjeżdżać, więc sądzę że mu się podobało. - zachichotałam oblizując usta i ponownie się napiłam.
-A jak zareagowali gdy go zobaczyli?
-Byli trochę zdezorientowani, w sumie im się nie dziwię. - wzruszyłam ramionami stawiając kubek na stole i oplotłam go palcami. Kobieta zachichotała kiwając głową ze zrozumieniem. Westchnęłam cicho i oparłam się, wbijając wzrok w naczynie które trzymałam w dłoniach. Sądziłam że powinnam powiedzieć mamie prawdę co do tego, że Justin jest ojcem Mike'a. Nie chciałam jej dłużej okłamywać, jakby nie było, była mi najbliższą osobą i ufałam jej jak nikomu innemu.
-Mamo... - zaczęłam niepewnie, starając się zebrać siły i ułożyć wszystko w sensowną całość.
-Tak? - spojrzała na mnie uważnie, wyczuwając moją niepewność.
Już miałam otworzyć usta by coś powiedzieć, gdy nagle do kuchni wbiegł mój synek trzymając w dłoniach wielkie pudełko klocków lego, a za nim wszedł mój tata.

-Mamusiu jak wlócimy do domu to musimy je ułozyć, dobzie? - zapatrzony w pudełko zapytał.
-Oczywiście, że tak. Ale byłeś grzeczny, w tym roku dostałeś tak dużo prezentów jak jeszcze nigdy. - zaśmieliśmy się wszyscy, patrząc na chłopca, który był bardzo dumny z siebie. 
-A jak tam twoja nauka? - zagadnęła moja rodzicielka, po ponownym wyjściu chłopców tym razem na dwór. 
-Dobrze, przed świętami pisałam kilka egzaminów, a potem zrobiłam sobie przerwę ale już za kilka dni znowu mam testy, jakieś cztery lekcje, egzamin ogólny i koniec. Na szczęście, bo nie jest to łatwe kiedy ma się w domu tak energiczne dziecko, którego wszędzie jest pełno. - odparłam zakładając nogę na nogę. Kiedy rodzice dowiedzieli się o tym że zaszłam w ciążę, wynajęli mi mieszkanie,o które bardzo ich prosiłam, na początku mieszkałam z mamą, która bardzo mi pomagała. Przez pewien czas chodziłam jeszcze do szkoły, ale kiedy brzuch zaczął być widoczny, zrezygnowałam z niej i od tamtej pory zaczęło się domowe nauczanie. Nie wiem jak poradziłabym sobie bez rodziców, znając życie pewnie już dawno temu bym się poddała i w ogóle rzuciła szkołę. 
-A co dalej? Myślałaś o studiach? 
-Nie, chce skończyć jakieś kursy dopełniające, jak na razie mam pracę. A co do studiów to na pewno na nie pójdę, ale chce poczekać aż Mike trochę podrośnie. Mam na to czas jestem jeszcze młoda, są ludzie którzy zaczynają studiować w wieku 30 lat więc ze wszystkim zdążę. - przygryzłam wargę, spuszczając wzrok.
-Mam nadzieję że wszystko wyjdzie tak jak planujesz. - uśmiechnęła się do mnie.
Nazajutrz obudziłam się przytulona do drobnego ciałka mojego synka. Najciszej jak potrafiłam wyswobodziłam się z jego objęć i weszłam do łazienki. Przemyłam twarz, związałam włosy w wysoką kitkę i umyłam zęby. Otworzyłam szafę i ubrałam się w czarne rurki z dziurami, koszulkę na ramiączka w tym samym kolorze i gruby siwy wełniany sweter. Przykryłam szczelniej chłopca kołdrą i zeszłam do kuchni w celu zrobienia śniadania. Postawiłam na grzanki z dżemem i kakao, po ich przygotowaniu położyłam je na tacę i zaniosłam do sypialni.
-Dzień dobry kochanie, zrobiłam śniadanko. - postawiłam jedzenie na szafce. Chłopiec bardzo leniwie otworzył oczka i spojrzał zdezorientowany na mnie. - Zrobiłam dla ciebie grzanki. 
-Mogę jeść śniadanie w łośku? - zapytał siadając. Położyłam tacę na jego kolanach i przytaknęłam. 
-Tylko uważaj, nie wylej kakaa. - powiedziałam i pogładziłam go po włoskach włączając telewizor, po czym zmieniłam na kanał z bajkami.
-Dobzie. - odparł mały jedząc grzanki i oblizując paluszki po dżemie. Ja tymczasem weszłam do łazienki i rozpuściłam włosy prostując je, po czym dokładnie wy tuszowałam rzęsy. Po powrocie do sypialni Mike kończył swoje śniadanie. Po dopiciu czekoladowego napoju odebrałam od niego tacę.
-Pójdę to odnieść a jak wrócę to się ubierzesz i wybierzemy się na jakieś zakupy, okej? - uśmiechnęłam się i gdy chłopiec kiwnął głową, zeszłam na dół wkładając naczynia do zmywarki.
Gdy oboje byliśmy gotowi, wyszliśmy z domu kierując się w stronę przystanku autobusowego, gdzie pojazd akurat podjechał. Wsiedliśmy do środka, skasowałam bilet i zajęłam miejsce sadzając synka obok. Po piętnastu minutach autobus dowiózł nas na miejsce.
-Cio siobie kupujeś? - spytał mały, trzymając moją dłoń w momencie gdy wchodziliśmy do galerii.
-Hm na pewno jakąś sukienkę, a tobie może jakąś koszulkę mój ty mężczyzno. - uśmiechnęłam się i nachyliłam, muskając jego czółko.

***
Po kupieniu sukienki i butów dla mnie oraz koszuli i sweterka dla Mike'a udaliśmy się do domu, chłopiec był tak zmęczony, że od razu usnął podczas oglądania bajki. Korzystając z okazji wzięłam wszystkie potrzebne mi książki oraz zeszyty z notatkami i zaczęłam przerabiać zaległy materiał, przygotowując się do testu. Nim się obejrzałam na zegarze wybiła godzina dwudziesta, wzięłam prysznic i przebrałam się w piżamę. Przeniosłam Mike'a z kanapy do swojej sypialni i położyłam się obok niego, zapalając lampkę i  biorąc do ręki książkę. 

*Oczami Justina*
Obudziłem się około godziny dwunastej, spojrzałem w bok gdzie leżał mój niewyłączony laptop, musiałem zasnąć podczas pisania. - pomyślałem i zamknąłem urządzenie, odkładając je na szafkę. Odrzuciłem kołdrę, przez co uderzyło we mnie zimne powietrze, podniosłem się i bardzo powolnym krokiem wszedłem do toalety. Pozbyłem się swojej koszulki i bokserek wchodząc pod prysznic. Po umyciu się owinąłem sobie ręcznik wokół bioder, wysuszyłem włosy i ogoliłem się. Wszedłem do garderoby i założyłem wcześniej już wybrany strój, a mianowicie czarne spodnie, białą koszulę i czarną marynarkę, przy której podwinąłem rękawy, aby dokładniej było widać moje tatuaże. Po wejściu do kuchni przywitałem się z moją gosposią i zjadłem zrobione przez nią kanapki. Spojrzałem na zegarek i jak się okazało zostały mi jeszcze 2 godziny do spotkania. Postanowiłem wypić jeszcze kawę i wstąpić po kwiaty, dla Rose i mojej mamy. 
Dokładnie o 15.30 znalazłem się pod drzwiami mieszkania szatynki. Dziewczyna otworzyła mi drzwi i delikatnie się uśmiechnęła, wystawiłem w jej stronę kwiaty, oblizując spierzchnięte usta.
-Hej, to dla ciebie. - powiedziałem podając jej bukiet.
-Cześć, dziękuję. Wejdź muszę się jeszcze pomalować. - odpowiedziała wpuszczając mnie do środka. Wstawiła kwiaty do wazonu, wcześniej nalewając do niego zimnej wody i postawiła je na stole, po czym zniknęła za drzwiami łazienki. Postanowiłem w tym czasie poszukać mojego synka, jak się okazało siedział na łóżku w swoim pokoju ze spuszczoną głową. 
-Coś się stało? - zapytałem szerzej otwierając drzwi do jego pokoiku. 
-Tata! - wykrzyknął podnosząc się i rzucając na moją szyję.
-Dlaczego miałeś taką smutną minę?
-Bo musię iść w kosiuli, mama mi kaziała i powiedziała jeście zie musie być gziećny i nie lobić głupich zieci, bo twoi lodzicie będom na mnie źli. - wydymał swoje małe usteczka, ponownie spuszczając głowę.
-Też kiedyś nie lubiłem koszul, ale teraz wyglądam w nich na prawdę dobrze, ty też wiesz? A co do moich rodziców na pewno cię pokochają tak samo jak ja i nie będą źli jeśli trochę napsocisz. - uśmiechnąłem się do niego, całując w policzki przez co udało mi się go rozweselić. 
_______________________________________________________________
Hejka! Nie dodawałyśmy rozdziału przez dosyć długi czas, a to wszystko przez szkołę i testy oraz nasze lenistwo, oczywiście od razu dostałyśmy tak zwane hejty na asku za brak nowego rozdziału, co nie jest do końca fair wobec nas, ponieważ nie obiecywałyśmy nikomu, że rozdziały będą się pojawiały regularnie. Każdy z nas ma lepszy i gorszy dzień, miesiąc i tak było akurat w naszym przypadku. Zrobiłyśmy sobie przerwę na trochę od tego opowiadania, aby nabrać sił i nowych pomysłów. Nie chciałyśmy pisać pod presją i przymusem, ponieważ to nie miało by w ogóle sensu. To by było chyba na tyle, do następnego, który powinien pojawić się już niedługo, xoxo



CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

PYTANIA - KLIK
INFORMOWANI -KLIK