poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rozdział 14.

Podeszłam do stołu i rozłożyłam na nim biały obrus. Wyjęłam z szafki sztućce i talerze, po czym rozstawiłam je. Na środku postawiłam wazon z kwiatami i ruszyłam do kuchni. Jako, że Mike jeszcze spał, postanowiłam z tego skorzystać i zacząć przygotowywać przyjęcie. Wstawiłam na gaz zupę, a do nagrzanego piekarnika wstawiłam lasagne i zawijki z serem. Wyjęłam z lodówki warzywa i zaczęłam je kroić wrzucając do salaterki, a następnie polałam ją sosem i postawiłam na stole. Weszłam do pokoju Mike'a i zaczęłam go budzić.
-Siom? Siom juś moi goście? - zapytał zaspany chłopiec, odrzucił z siebie kołdrę i wstał. Zaczął pocierać rączkami oczka, przez co zachichotałam.
-Musisz się ubrać, goście zaraz przyjadą. - powiedziałam, otwierając szafkę. 

Ubrałam synka i kazałam iść mu do salonu, sama natomiast weszłam do łazienki, pozbyłam się swoich ubrań i weszłam pod strumień ciepłej wody. Wzięłam szybki prysznic, po czym wyszłam z toalety w samym ręczniku. Wysuszyłam włosy, a potem wzięłam lokówkę. 
Zadowolona efektem końcowym mojej fryzury, wyjęłam kosmetyki i nałożyłam lekki podkład, zrobiłam kreski i wy tuszowałam rzęsy. Otworzyłam szafkę z bielizną i nie wiem co mnie podkusiło, ale wybrałam czarną, koronkową bieliznę, którą kupiłam ze Stellą, na to założyłam sukienkę i ruszyłam w stronę synka. Poprawiłam marynarkę i spojrzałam na niego.
-Jak wyglądam? - uśmiechnęłam się, na co malec spojrzał na mnie i odwzajemnił gest.
-Ślićnie. - krzyknął, a ja zachichotałam.
-Zaraz będą goście. - powiedziałam i udałam się do kuchni, stawiając na stole potrawy. Gdy wszystko było już gotowe jak na zawołanie usłyszałam dzwonek do drzwi. Mike wybiegł na korytarz, podskakując i starając się dosięgnąć zamka. Zaśmiałam się i podeszłam, pomagając mu w tej czynności. W progu ujrzałam swoich rodziców, mama trzymała w ręku prezent, a tata bombonierkę i wino. Zaprosiłam ich do środka, gdzie złożyli Mike'owi życzenia i wręczyli podarunek, po czym udali się do kuchni.Po niedługim  czasie zebrali się już wszyscy goście, dzięki czemu mogliśmy zacząć imprezę. 
***
Po trzech godzinach wszyscy zebrani, zaczęli się zbierać. Mama pomogła mi jeszcze przy sprzątaniu, po czym również wróciła do domu. Weszłam do pokoju Mike'a i zobaczyłam, że otwiera prezenty.
-I jak? Który podoba ci się najbardziej? - zapytałam, siadając na brzegu łóżka.
-Wsiśkie siom siupel! - wykrzyknął, siadając obok. - A kiedy ziobacie siem z tatom? - dodał, oblizując usteczka.
-Przebiorę się i będziemy się zbierać. - odparłam, uśmiechając się. Wstałam i weszłam do swojego pokoju, przebrałam się i poprawiłam makijaż. Z każdą minutą denerwowałam się coraz bardziej, nie wiedziałam jak mama zachować się po wczorajszym incydencie z Justinem.
*Oczami Justina*
Obudziłem się wcześniej niż zwykle, aby mój dzisiejszy plan wypalił. Wziąłem szybki prysznic, ogoliłem się, ponieważ na mojej twarzy widniał lekki zarost, następnie ubrałem się i ruszyłem do kuchni. Wypiłem kawę, zjadłem kanapki i wyszedłem z domu. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem w stronę celu. Będąc na miejscu, wszedłem do budynku i podszedłem do mojego kolegi Tom'a.
-Siema. To co dzisiaj robimy? - zagadnął, podając mi dłoń.
-Chce sobie wytatuować napis "Mike" na nadgarstku. - wskazałem na wybrane miejsce. Może pomyślicie, że to głupi prezent, ale gdy przypomnę sobie radość małego na widok moich tatuaży, to jestem pewien, że ten na pewno mu się spodoba. 
-Nie wiem czy się tutaj zmieści, ale zobaczymy co się da zrobić. - uśmiechnął się. - Siadaj. - dodał, pokazując ruchem dłoni na fotel. Usiadłem we wskazanym miejscu, kładąc rękę na podłokietniku. Wyjąłem telefon i odpisałem na zaległego sms-a, podczas gdy Tom przygotowywał sprzęt. Wybrałem czcionkę, a chłopak dokładnie oczyścił mój nadgarstek. Już po chwili zaczął mnie tatuować, a pomieszczenie wypełnił dźwięk bzyczącej maszynki. Zacisnąłem dłoń w pięść, obserwując jego pracę. Co prawda odczuwałem ból, ale można powiedzieć, że już do niego przywykłem. Po około godzinie napis był w pełni gotowy. Zerknąłem na swoje nowe dzieło i od razu przed oczami pojawił mi się mój synek, na co uśmiechnąłem się szeroko. 
-Dlaczego "Mike"? - zapytał chłopak. Wyjąłem portfel i zapłaciłem wyznaczoną sumę.
-Powiem ci przy innej okazji. Dzięki jeszcze raz. - pożegnałem się i wyszedłem. Odpaliłem auto i ruszyłem w stronę domu Rose. Po drodze cały czas myślałem o tym jak powinienem się zachować. Mam wejść i udawać, że nic się nie stało? Czy może prosto z mostu przeprosić? Jeśli mam być szczery to wcale nie żałuje tego pocałunku, wręcz przeciwnie. Po jakimś czasie dojechałem do domu dziewczyny, wysiadłem z pojazdu i ruszyłem w stronę drzwi. 
-Hej. - mruknęła Rose, po otworzeniu.
-Heej. Gdzie ten mały solenizant? - zapytałem, zerkając na nią. Dziewczyna nieśmiało podniosła wzrok i pokazała ruchem dłoni, abym chwilkę poczekał. Westchnąłem cicho, przeczesując dłonią swoje włosy, gdy nagle z sypialni wybiegł Mike i podbiegł do mnie, owijając rączki wokół moich ud.
-Tata, siupel zie juś jeśteś! - krzyknął uradowany na co wziąłem go na ręce i pocałowałem w policzek.
-No cześć szkrabie. - prze mierzwiłem jego jasne włoski uśmiechając się.
-Ciekałem na ciebie, wieś ile siupel plezientów dośtałem? - spojrzał na mnie radośnie obejmując mnie wokół szyi.
-Cieszę się, ale pokażesz mi je przy najbliższej okazji bo musimy już się zbierać. - postawiłem go na podłodze, a Rose bez słowa zaczęła się ubierać. Spojrzałem na nią niepewnie, wiedząc, że jest jej zapewne tak samo niezręcznie jak mi. Póki co postanowiłem się nie odzywać i porozmawiać z nią dopiero później, gdy będziemy mieli chwilę dla siebie. 
***
Będąc już na miejscu, weszliśmy do środka i ruszyliśmy w stronę wynajętego prze zemnie pomieszczenia. W środku było pełno kolorowych balonów, ściany pomalowane były w różnych kolorach tęczy, a na nich przyklejone naklejki z bohaterami różnych bajek. Po prawej stronie stał okrągły stół i cztery krzesełka, a po lewej stronie zabawki. 
-Wow, ale tutaj jeśt fajnie. - wykrzyknął Mike, siadając przy stoliku.
-No dobra, to może poprosimy o tort,a ja skoczę jeszcze po prezent dla ciebie. - odparłem, wychodząc. Poszedłem do obsługi, prosząc o rozpoczęcie, wziąłem prezent i wróciłem do synka. Rose siedziała z boku pomagając rozebrać się chłopcu. Czułem się cholernie dziwnie i niezręcznie, ponieważ od samego początku nie zamieniliśmy ze sobą słowa. Podszedłem do synka i ukucnąłem naprzeciw niego zaczynając śpiewać "sto lat",w tym samym czasie do środka weszła kobieta z tortem, na którym paliły się trzy świeczki, dzięki czemu twarz Mike'a rozpromieniała. 
-Wszystkiego najlepszego. - powiedziałem, odbierając tort i stawiając go przed chłopcem. - Pomyśl życzenie i zdmuchnij świeczki. - dodałem. Wyciągnąłem z kieszeni telefon, robiąc pamiątkowe zdjęcia. 
-Moziemy go zjeść? Lubie ciekoladowe tolty! - iskierki szalały w jego brązowych oczach, a moje serce radowało się jak oszalałe. 
-Oczywiście, a co z prezntem? - zapytałem, biorąc pudełko z szafki. Podałem je chłopcu, który zaczął odpakowywanie. 
-Dziękuję! - uradowany rzucił mi się na szyję.
-Mam coś jeszcze. - uśmiechnąłem się, sadzając synka na kolana. Podwinąłem rękaw bluzki i odwinąłem opatrunek, ukazując tatuaż. 
-Wytatuowałem sobie tutaj twoje imię. - pokazałem palcem na napis.
-Tu jeśt napisiane Mike? - zapytał niedowierzająco. Twierdząco pokiwałem głową i pocałowałem go w główkę.
-Ale mówiłeś zie tatuazie ziośtajom na ziawsie. - spojrzał na mnie swoimi czekoladowymi oczkami i bardzo delikatnie dotknął napisu paluszkami.
-Bo zostają. - oblizałem usta.
-Chcieś mieć moje imie na śwojej śkózie na ziawsie? - spytał, jakby wciąż niedowierzająco.Wydawał się być bardziej podekscytowany tatuażem niż prezentem, który mu kupiłem.
-Tak, bo jesteś moim jedynym synem i bardzo cię kocham, wiesz? - szepnąłem obejmując rękami jego drobne ciałko.
-Jak dolośnę to źlobię siobie tatuaż na któlym będzie pisiać "Juśtin". - uśmiechnął się i cmoknął mnie w policzek. Odwzajemniłem uśmiech i odwróciłem głowę, przenosząc wzrok na Rose, która obserwowała wszystko z boku. Gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały, ponownie spuściła wzrok, wracając do krojenia tortu. Westchnąłem cicho i ponownie spojrzałem na malca.
-To co, jemy tort? - uniosłem kąciki ust ku górze na co chłopiec energicznie pokiwał główką.
-Tak! - zaklaskał w rączki i zeskoczył z moich kolan, podbiegając do szatynki, która posadziła go na jednym z krzesełek. Podszedłem do stołu, siadając obok Mike'a. Już po chwili wszyscy troje zajadaliśmy się pysznym tortem, a malec już po kilku sekundach miał go praktycznie na całej twarzy. Zaśmiałem się i wziąłem serwetkę, delikatnie go wycierając.
-Cio? - zmarszczył brwi odsuwając główkę.
-Nic, nic, jedz. - pogłaskałem go po włoskach, chichocząc pod nosem. Po zjedzeniu kilku dokładek, Rose ponownie wytarła chłopcu buzię i zsadziła go z krzesła.
-Teraz idź się trochę pobawić, a jak znowu zgłodniejesz to powiesz. - uśmiechnęła się muskając jego policzek.
-Okej. - odparł Mike i już po chwili był w zupełnie innym świecie, bawiąc się w najlepsze zabawkami których było tu co nie miara. Oblizałem nerwowo wargi, zastanawiając się jak zacząć rozmowę. Ta cisza mnie dobijała, nie chciałem żebyśmy zachowywali się tak w stosunku do siebie.
-Rose. - odchrząknąłem cicho. -Możemy porozmawiać? 

-Yhym. - mruknęła, przysunąłem się bliżej niej, nerwowo bawiąc się palcami. Spuściłem wzrok, układając sobie w głowie jak mam zacząć.
-Posłuchaj, wczoraj ... ten pocałunek ... przepraszam cię za to. Dobrze wiem, że przesadziłem i nie powinienem był tak robić, ale nie mogłem się powstrzymać i jeśli mam być szczery to nie żałuję tego. - mruknąłem, patrząc się na dziewczynę.
-Ja ... też przepraszam. - odpowiedziała, rumieniąc się.
-Nie wracajmy do tego, okej? Nie chcę żeby między nami była taka niemiła i napięta atmosfera. 
-Jestem jak najbardziej za. - uśmiechnęła się, zerkając w moim kierunku.
-Mamo ziobać tu siom takie duzie kloćki, ułozimy je? Tato pomozieś nam? - naszą rozmowę przerwał Mike. Oboje uśmiechnęliśmy się i ruszyliśmy w jego stronę. 

Po godzinie zabawy, niechętnie zaczęliśmy się zbierać do domu. Mój synek, zażyczył sobie tort na wynos, więc panie z obsługi zapakowały nam go i wręczyły chłopcu. Po drodze malec nie mógł przestać mówić, opowiadał mi o wszystkich prezentach, które dostał, ale na moje szczęście najbardziej spodobał mu się podarunek ode mnie. 
-Wejdzies do nas? - Mike, spojrzał na mnie, składając rączki jak do modlitwy.
-Jeśli mama nie ma nic przeciwko. - zerknąłem w stronę Rose, która pokazała mi gestem dłoni, abym poszedł razem z nimi.
-Telaś musiś ziobacić moje plezienty! - chłopiec rzucił kurtkę na ziemię i złapał mnie za rękę, prowadząc do swojego pokoju. 

*Oczami Rose*
Weszłam do domu, razem z chłopcami zadowolona z tego, że wreszcie wyjaśniłam sobie wszystko z Justinem i pomiędzy nami nie ma już niezręcznych sytuacji. Ruszyłam w stronę kuchni, ale w połowie drogi, usłyszałem dźwięk telefonu. Podeszłam do aparatu i odebrałam go, przykładając słuchawkę do ucha.
-Halo? - zapytałam.
-Rose kochanie, tutaj babcia. Dzwonię, żeby zapytać kiedy przyjeżdżacie. - usłyszałam radosny dźwięk głosu mojej babci.
-Najprawdopodobniej za 4 dni. Strasznie się stęskniłam za tobą i dziadkiem. Ucałuj go ode mnie i Mike'a. - mimowolnie na moją twarz zawitał uśmiech.
-A właśnie, co u was? Wszystko w porządku? - zagadnęłam przeczesując dłonią włosy.
-W jak najlepszym, skarbie. - odparła babcia, a ja oczami wyobraźni widziałam jej ciepły uśmiech.-Cieszę się, jejku tak rzadko się widzimy, nie mogę się już doczekać tego wyjazdu. - westchnęłam unosząc kąciki ust ku górze.
-My również, kochanie. Dobrze, muszę kończyć bo dziadek mnie woła. - zaśmiała się cicho. -Trzymajcie się. - dodała.
-Dobrze, pa babciu. - uśmiechnęłam się i odłożyłam słuchawkę. W tym momencie do kuchni wpadł Mike.
-To babcia? - krzyknął podekscytowany na co kiwnęłam głową. -Kiedy do niej jedziemy? - spojrzał na mnie.
-Za cztery dni. - pogłaskałam go po główce.
-A tatuś jedzie ź nami, plawda? - spytał, czym wbił mnie w kompletne zdziwienie. Oblizałam usta zastanawiając się przez chwilę jak mu to powiedzieć, żeby zrozumiał i nie odstawiał cyrków, jak to ma w zwyczaju. Kucnęłam przed nim i położyłam dłonie na jego bioderkach.
-Posłuchaj skarbie, to będą święta, a w święta każdy spędza czas z własną rodziną. Justin również ma swoją rodziną i na pewno będzie chciał spędzić ten czas z nimi. - uniosłam kącik ust ku górze.
-Ale my teź jeśteśmy jego lodziną, jeśtem jego sinkiem! - tupnął nóżką lekko mi się wyrywając. Westchnęłam cicho.
-Jego rodzicom byłoby przykro gdyby ich nie odwiedził. Nie wolno myśleć tylko o sobie skarbie. - spojrzałam na niego.
-Ale.. ale ja myślałem zie tata jedzie ź nami. - szepnął, a jego oczka zaczęły wypełniać się łzami. W tym momencie do kuchni wszedł Justin. Spojrzał na malca, a potem na mnie i uniósł pytając brwi.

-Tato plawda zie pojedzieś zie mną i mamą do mojej babci? - chłopiec zapytał, przenosząc wzrok na Justina. 
-Tłumacze mu że masz rodzinę i musisz spędzić święta z nią ale on mnie w ogóle nie słucha. - mruknęłam, głośno wzdychając.
-Mama ma rację skarbie, pojedziecie razem do babci, a potem wrócicie i od razu się zobaczymy. - odpowiedział szatyn, biorąc Mike'a na kolana.
-Ale ja tak nie cie. Chcie ziebyś był ź nami. - szepnął, a z jego oczek popłynęły łzy. 
-Ejj nie płacz, coś wymyślimy. - Justin pocałował go w policzek i mocniej przytulił. Naszą rozmowę przerwał telefon Justina. Chłopak odebrał go i wyszedł przepraszając nas na chwilę.
-Muszę już jechać, dzwoniła moja mama, prosząc żebym przyjechał do niej. - powiedział, po powrocie.
-Ale pomyśliś nad tym zieby ź nami jechać? Ziapytaj sie śwojej mamy ciy mozieś. - razem z Justinem zaśmialiśmy się z mądrej rady chłopca. Odprowadziłam Justina do wyjścia razem z synkiem. Justin wziął go na ręce i po raz kolejny dzisiejszego dnia ucałował. 
-Jeszcze raz wszystkiego najlepszego. - przytulili się i chłopak wyszedł, a my wróciliśmy do salonu. 
-No dobra choć pójdziemy się umyć i idziemy spać. - wzięłam chłopca na ręce idąc w stronę łazienki.

Około 3 w nocy obudził mnie płacz Mike'a. Pośpiesznie wstałam i ruszyłam do jego pokoju. Zapłakany leżał na łóżku, mocno tuląc się do misia. Podeszłam bliżej niego i zapaliłam lampkę. 
-Co się stało? - zapytałam. Usiadłam na skraju łóżka i zobaczyłam że malec jest strasznie rozpalony. Przyłożyłam dłoń do jego czoła i tak jak myślałam było gorące. Chłopiec nie przestawał płakać wręcz przeciwnie. Z każdą sekundą miał coraz większy problem z oddychaniem. Spanikowana wzięłam go na ręce, szczelnie okryłam kocykiem i ruszyłam do kuchni. W szafce znalazłam syrop zbijający gorączkę, podałam go maluchowi i zrobiłam mu gorącą herbatkę. Mike zaczął strasznie kasłać, prawie się dusząc. Sięgnęłam po telefon i pierwsze co przyszło mi na myśl to zadzwonienie do Justina. I właśnie tak zrobiłam, chłopak odebrał już po 4 sygnałach.
-Czego? - zapytał zaspanym głosem.
-Justin tutaj Rose. Mike ma straszną gorączkę i kaszel, ma problem z oddychaniem, proszę cię przyjedź tutaj bo nie wiem co mam robić. - powiedziałam, płacząc. 
-Zaraz będę. - usłyszałam po drugiej stronie. Odłożyłam telefon i zaczęłam nosić synka, próbując go uspokoić. 
-Boli mnie. - mruknął, nadal głośno płacząc i kaszląc.
Po 10 minutach usłyszałam dzwonek do drzwi, pośpiesznie otworzyłam i zobaczyłam zaspanego Justina. Gdy mnie zobaczył, od razu się rozbudził, wziął ode mnie Mike'a, próbując go uspokoić. Ruszyłam do kuchni, ponownie otwierając szafkę z lekami, tym razem znalazłam syrop na kaszel, rozmieszałam go z paroma łyżeczkami letniej wody i podałam synkowi. 
-Jest rozpalony. - powiedział Justin, zerkając na mnie.
-Wiem, dałam mu przed chwilą syrop. - odpowiedziałam.
Justin cały czas trzymał na rękach malucha, tuląc go do siebie i cicho podśpiewując. Po 30 minutach płacz ustał, a Mike spał w ramionach Justina. Zaniósł go do łóżka i delikatnie pocałował w czółko.
-Dziękuje że przyjechałeś. - szatyn usiadł naprzeciw mnie w salonie.
-Przecież to mój syn, strasznie mnie przestraszyłaś. Musiał się przeziębić, nie wyglądało to ciekawie. Kiwnęłam twierdząco głową, przykryłam się kocem, podkurczając nogi. Nawet nie wiem kiedy, moja głowa znalazła się na poduszce,a do moich pleców przylegało coś ciepłego. Nie przeszkadzało mi to, wręcz przeciwnie nie zwracając na nic uwagi odpłynęłam do krainy Morfeusza. 
_______________________________________________________________
Wow, wow, wow. Nie możemy uwierzyć w to, że jest ponad 21000 wyświetleń! Bardzo ale to bardzo Wam za to dziękujemy! <3
Korzystając z okazji, chciałybyśmy złożyć Wam serdeczne życzenia, udanych prezentów gwiazdkowych i wszystkiego najlepszego <333 

CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

PYTANIA - KLIK
INFORMOWANI -KLIK

czwartek, 19 grudnia 2013

Rozdział 13.

Bardzo prosimy o przeczytanie notatki pod rozdziałem! :*

Nie wiedziałam jak mam zareagować na to co powiedziała mi mama, nie chciałam jeszcze teraz mówić jej o Justinie, ponieważ dobrze wiedziałam, że będzie na mnie wściekła, za to że tak łatwo mu to wybaczyłam i pozwoliłam spotykać się z Mike'm. Ale przecież, nie mogłam do końca życia go nienawidzić, to tylko człowiek, tak jak każdy inny i on też popełnia błędy i mimo tego, że tak bardzo mnie skrzywdził staram się mu wybaczyć i żyć dalej, ale moi rodzice by tego nie zrozumieli. Na szczęście niezręczną ciszę, przerwała moja rodzicielka. 
-Rose, to nie tak że ja zabraniam ci się spotykać z mężczyznami. Ale czy ty nie uważasz, że robisz źle mówiąc Mike'owi że twój nowy chłopak to jego tata? Przecież, on kiedyś będzie musiał poznać prawdę i wtedy będzie czuł się skrzywdzony tym, że go okłamałaś. - powiedziała, a mi kamień spadł z serca. Nie domyśliła się. - pomyślałam.
-Mamo, proszę cię zmieńmy temat. To moje życie i chce uczyć się na błędach, jestem dorosła. - odparłam, spuszczając wzrok. Nie lubiłam jej okłamywać, ale naprawdę musiałam.
-Dobrze niech ci będzie. Nie wtrącam się już. Zostajecie na obiad? - zapytała, wracając do krojenia warzyw.
-Nie, zbieramy się do domu. - mruknęłam, odwracając się, w stronę wyjścia. - Mike, chodź! - krzyknęłam do chłopca, który zbiegł po schodach. Ubraliśmy się i pożegnaliśmy z moją rodzicielką, wychodząc na dwór. Mimo tego, że nie spadł jeszcze śnieg, a grudzień dopiero się zaczął, gdzie nie gdzie można było zobaczyć już ubraną choinkę lub ozdoby świąteczne. 
***
Od rozpoczęcia pracy, czas bardzo szybko mi leciał, nim się obejrzałam przyszedł piątek, tak jak co dzień wstałam i zrobiłam sobie makijaż. Dzisiaj miało być jakieś ważne spotkanie, na którym muszę być, więc skazana byłam na sukienkę, założyłam do niej czarne szpilki i delikatny łańcuszek. Pośpiesznie ubrałam Mike'a, zrobiłam śniadanie, które w szybkim czasie zjedliśmy i wyszliśmy z mieszkania. 
Po 5 minutach jazdy znalazłam się w pracy, przywitałam się i wjechałam windą na górę, tak jak zawsze zrobiłam kawę, którą zostawiłam u Justina i wróciłam do swojego biurka. Zaczęłam sporządzać raporty i przesyłać je do współpracowników, nagle drzwi windy rozsunęły się i wyszedł z nich Justin, z tego co dało się zauważyć był zły.  
-Hej, właśnie skończyłam wysyłać raporty, chciałam ... - nie dane mi było dokończyć.
-Rose, nie teraz mamy mały problem, przyjdź do mnie za 15 minut okej? Możesz ogarnąć mi coś do jedzenia, był bym naprawdę bardzo wdzięczny. - wszedł do gabinetu, nie czekając na moją odpowiedź.
-Oczywiście, panie Bieber. - szepnęłam sarkastycznie sama do siebie i ruszyłam do bufetu, gdzie kupiłam 2 kanapki. Następnie poszłam do windy i gdy drzwi miały się zamykać, nagle ktoś wsadził dłoń i wszedł do środka. Zlustrowałam go wzrokiem i mogłabym przysiąc, że gdzieś go już widziałam. Wiem! To ten facet od zdjęć z Justinem. Mężczyzna spojrzał się na mnie i uśmiechnął.
-Przepraszam, gdzie moje maniery, Jeremy Bieber. - powiedział podając mi dłoń, którą delikatnie uścisnęłam.
-Rose ... Rose Creews, jestem sekretarką Justina, to znaczy pana Bieber'a. - poprawiłam się i odwzajemniłam uśmiech. 
-Mój syn nie chwalił mi się że ma przy sobie tak piękną kobietę. - odparł, na co cicho zachichotałam i zarumieniłam się. - Tak się składa, że właśnie się do niego wybieram. - dodał, przeczesałam włosy dłonią i zaczęłam bawić się torebką od kanapek. Po dojechaniu na przedostatnie piętro wysiedliśmy, tata Justina wszedł do jego gabinetu, a ja żeby nie przeszkadzać poszłam po kawę. 
Po powrocie podeszłam do drzwi i zapukałam, po usłyszeniu cichego "proszę" weszłam do środka. 
-Mam kanapki i kawę. - mruknęłam, stawiając posiłek, chłopak podniósł głowę znad laptopa.
-Dziękuje. Przepraszam za to jak potraktowałem cię rano, nie spałem całą noc i byłem zły. - oblizał usta. - A tak poza tym to spodobałaś się mojemu tacie, tłumaczył mi jak to uciął sobie pogawędkę ze śliczną sztynkom w windzie. - spuściłam wzrok, chichocząc.
-Nic się nie stało, nie wiedziałam że to twój tata, więc zaliczyłam małą wpadkę, ale jak widać udało mi się mu zaimponować.
-Gotowa na spotkanie? Powiem ci szczerze, że ja denerwuje się jak cholera. - mruknął i wziął z biurka teczkę.
-Będzie dobrze. - szepnęłam. 

Po 3 godzinach spotkanie nareszcie dobiegło końca i byliśmy wolni. Razem z Justinem, ruszyliśmy do jego gabinetu, po drodze zrobiłam nam kawę i wzięłam ciastka. 
-Myślałem, żeby zabrać Mike'a na takie małe trzyosobowe przyjęcie urodzinowe do dziecięcego klubu, nie dawno otworzyli go w mieście. Nie chce tak nagle mieszać w życiu twojej rodzinie, więc nie będzie mnie na tych "rodzinnych" urodzinach. - upiłam łyk kawy.
-No dobrze, obiad będzie tak o 12, więc możesz przyjechać około 16. Będzie ci pasować? Jego urodziny wypadają w niedziele. - założyłam nogę na nogę, zerkając w bok.
-Świetnie. Jeśli mam być szczery to nie mam w ogóle pomysłu na prezent. - spojrzałam na chłopaka.
-Jestem pewna, że będzie cieszył się z samego faktu że jesteś. 
Justin kiwnął jedynie głową i nie odezwał się już, wręcz przeciwnie jak na złość w pokoju zapanowała okropna cisza. Podniosłam wzrok i zerknęłam na niego. Był w garniturze, miał poluzowany krawat i odpięte dwa guziczki od koszuli, jego włosy były w kompletnym nieładzie, co dodawało mu jedynie uroku. Miał lekko rozchylone usta i patrzył w dal. Musiałam przyznać, że był cholernie przystojny. Nagle jakby się ocknął i spojrzał na mnie. 
-Co się stało? Ubrudziłem się? - zagadnął, nerwowo pocierając twarz.
-Nie wszystko jest okej. - pokiwałam głową i spuściłam wzrok.
-Dzisiaj również ślicznie wyglądasz. - szepnął, przysuwając się do mnie. Moje serce zaczęło bić chyba ze sto razy szybciej, a oddech stał się krótki. Nerwowo przełknęłam ślinę i podniosłam wzrok na jego usta. Chłopak nachylił się w moją stronę jeszcze bardziej, patrzyłam w jego oczy jak zaczarowana. Wydawało mi się, że zatrzymał się czas i minęła wieczność. Nasze twarze dzieliło kilka centymetrów. Nagle zapragnęłam, aby jego usta znalazły się na moich, chłopak chciał tego samego, ponieważ już po chwili poczułam delikatny nacisk na moje wargi.Na początku delikatnie się całowaliśmy, zamknęłam oczy i całkowicie oddałam się pieszczocie. Moje ręce owinęłam wokół jego szyi,a palce wplotłam we włosy. Z czasem nasze wargi zaczęły ze sobą współpracować i nasz pocałunek stał się bardziej namiętny. Delikatnie rozchyliłam usta dzięki czemu chłopak mógł wsunąć swój język. I nagle uświadomiłam sobie co ja właściwie robię, gwałtownie oderwałam się od szatyna. Oboje ciężko oddychaliśmy, nie patrząc na siebie.
-Ja ... powinnam już iść ... tak śpieszę się do domu. - zaczęłam się jąkać, nie wiedząc co właściwie powinnam zrobić. Bez jakiejkolwiek odpowiedzi, wyszłam z gabinetu, pospiesznie wsiadając do windy. Oparłam się o ścianę i delikatnie dotknęłam ręką, swoich ust. Co ja do cholery zrobiłam? - pomyślałam i poczułam, że jestem bliska płaczu. Tylko nie to, nie mogę płakać, muszę być dzielna. Wzięłam kilka głębokich oddechów i wyszłam z budynku, idąc pieszo do domu mojej rodzicielki. Nie mogłam przestać o tym myśleć, jak mogłam go pocałować? 
-Jestem. - powiedziałam po wejściu. -Skarbie chodź, ubieraj się.- pocałowałam
synka w główkę. - Cześć mamo, strasznie się śpieszę.
-Dobrze kochanie, tutaj masz rzeczy Mike'a. - podała mi plecak i założyła wnukowi czapkę. Pożegnaliśmy się i wyszliśmy z domu. Po drodze chłopiec, opowiadał mi o tym co działo się u babci i dziadka, ale ja nie za bardzo go słuchałam.
Po powrocie do domu, przebrałam się i położyłam w łóżku. Całowaliśmy się. Ja i Justin się całowaliśmy i co najgorsze, pozwoliłam mu na to i jeśli mam być szczera to podobało mi się. Jak to jest do cholery możliwe? Powinnam czuć do niego odrazę, po tym co mi zrobił, ale jest zupełnie inaczej. Dlaczego? Łzy mimowolnie zaczęły płynąć z moich oczu, zaczęłam ocierać je rękawem, ale to nic nie dawało. Usłyszałam szelest, więc podniosłam głowę. Mój synek, stał ze swoim kocykiem w ręku, miał smutną minkę, podszedł do mnie i okrył.
-Dlaciego płacieś? - zapytał, kładąc się obok mnie i mocno wtulając. 
-Bo mam mały problem, ale wszystko się ułoży. Wiesz, że mamusia cię bardzo kocha, prawda? 
***
-Rose, wziąć mu ten samochód czy lepiej kupić jakąś maskotkę? - zapytała Stella, pokazując mi małe autko.
-Może być ten samochód, dobrze wiesz jaki on jest i tak po 5 minutach mu się znudzi. - odpowiedziałam, szukając serwetek. Jako, że dzisiaj jest sobota postanowiłam wybrać się na zakupy, żeby kupić wszystko co jest potrzebne na przyjęcie Mike'a, ale nie tylko,chciałam trochę pobyć z kimś, przy kim zapomnę o pocałunku. 
-Rose ... Rose halo? Jesteś tam? - przyjaciółka pomachała mi dłonią przed oczami, cicho się zaśmiałam. 
-Jestem, jestem. Zamyśliłam się. Przepraszam, o czym mówiłaś? - spojrzałam na nią, oblizując usta.
-Zamyśliłam się dzisiaj tak już po raz setny. Co się dzieje? - wsadziłam czerwone serwetki do koszyka i nerwowo poprawiłam torebkę na ramieniu.
-Nic się nie dzieje, denerwuje się przed urodzinami i tyle. - pośpiesznie odparłam, idąc dalej.
-Nie wydaje mi się. Rose czy to przypadkiem nie ma nic wspólnego z Justinem? 
Zatrzymałam się i przygryzłam wargę, odkręciłam się w jej stronę i podniosłam wzrok. 
-Ostatnimi czasy dużo się u mnie dzieje. Chodźmy gdzieś usiąść. - mruknęłam, idąc do kasy. Zapłaciłam za zakupy i razem ze Stellą weszłyśmy do kawiarni, zamówiłyśmy kawę i zdjęłyśmy płaszcze, siadając. 
-Mam pracę, jak wiesz... - wzięłam głęboki oddech, kontynuując. -Pracuję u Justina, a dokładniej jestem jego sekretarką. Sam zaproponował mi tą pracę, no więc się zgodziłam, naprawdę jest bardzo korzystna i dobrze płatna. Znamy go niecały miesiąc i na początku nie zwracałam na niego uwagi ... wiesz o co mi chodzi, ale ostatnio on ... znaczy się ja, ohh Boże Stella to takie trudne. Polubiłam go. Polubiłam faceta, który mnie ... zgwałcił. Ale to jeszcze nic, wczoraj byłam w jego gabinecie, rozwialiśmy i nagle on mnie pocałował, a ja to odwzajemniłam.
-Co? - wykrzyknęła czerwonowłosa.
-No wiem ... to jakaś masakra, ale ocknęłam się i wyszłam stamtąd. Wiem że nie powinnam mu na to pozwolić, ale nie mogłam przestać. - spuściłam wzrok, czekając na jakąkolwiek reakcję.
-Kochanie, nie zadręczaj się tym, wszystko się jakoś ułoży, ale na twoim miejscu bym mu nie ufała, wydaje mi się że on coś kuje.
Kelnerka przyniosła nasze napoje, podziękowałyśmy jej i zaczęłyśmy je pić. 
-Mam nadzieje, że tak nie jest. - mruknęłam, biorąc kolejny łyk pysznej kawy.

Po zrobieniu zakupów, odebrałyśmy Mike'a od moich rodziców i przyjechałyśmy do mojego mieszkania. Chłopiec był bardzo zmęczony, więc przebrałam go i położyłam w łóżku, włączając bajkę. Porozkładałam zakupy na półkach, ubrałam się w luźniejsze ciuszki i usiadłam obok malca z laptopem. Zaczęłam wypełniać i obliczać finanse z tego miesiąca, ponieważ w poniedziałek rano, miałam przesłać je John'owi.
_______________________________________________________________
Po pierwsze bardzo dziękujemy za ponad 18000 wejść <3 Po drugie jak zauważyliście, założyłyśmy bohaterom konta na twitterze i od razu informujemy, że to co się tam dzieje, NIE jest dalszą częścią opowiadania. Kolejną rzeczą jest prośba do Was o przeczytanie informacji po prawej stronie, która jest dla Nas bardzo ważna. A co do rozdziału to ashashadhg. Strasznie, ale to strasznie jarałyśmy się podczas pisania go. Może się Wam to wydawać dziwne, ale Nas ten blog również bardzo wkręcił i non stop, przychodzą Nam do głowy jakieś pomysły. Jeśli natomiast chodzi o nowy rozdział, to powinien pojawić się on w granicach niedzieli. To chyba było by na tyle, oczywiście liczymy na komentarze ze szczerą opinią i do następnego.
xoxo 

PYTANIA - KLIK
INFORMOWANI - KLIK


CZYTASZ = KOMENTUJESZ


sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział 12.

Z twardego snu wyrwało mnie gwałtowne potrząśnięcie łóżka, spowodowane czyimiś ruchami. Zaspany otworzyłem oczy i uniosłem głowę marszcząc czoło. Mój synek skakał radośnie po moim łóżku śmiejąc się w najlepsze. 
-Mike, śpij jeszcze. - wymamrotałem leniwie.
-Wśtawaj! - krzyknął malec. Nie patrząc na niego, wystawiłem rękę spod kołdry i chwyciłem jego nogę, przez co upadł na łóżko, głośno się śmiejąc. Przysunąłem go do siebie, mocno przytulając.
-A teraz idziemy spać, mały łobuzie. – mruknąłem. Mike próbował wydostać się z mojego uścisku, ale szło mu to marnie, ponieważ cały czas go trzymałem.
-Tato, plosie puść mnie juś, nie będę śkakał obieciuje, źlobie ci nawet śniadanko. – leniwie otworzyłem powieki i spojrzałem się na synka, uśmiechając się.
-Może lepiej nie, no dobra niech ci będzie wstajemy. Mamie też nie dajesz tak spać? – zapytałem, odrzucając kołdrę, przez co w moje ciało uderzyło chłodne powietrze.
-Moja mamusia mnie baldzio kocha i nie jeśt źła jak ją budzie, a ty jeśteś źły? – szerzej otworzył oczka czekając na moją odpowiedź.
-No oczywiście, że nie. – wziąłem go na ręce, po czym ruszyliśmy w stronę ogromnej kuchni. -Co powiesz na super, pyszne kanapki ala Justin? - puściłem mu oczko, a on kiwnął radośnie główką. 
Podczas jedzenia Mike zaczął mi się dziwnie przyglądać, wyglądało to tak jakby chciał się o coś zapytać, ale bał się mojej reakcji. 
-Coś się stało? - zapytałem spokojnie, dopijając kawę. 
-No bo wieś moja mama mówi zie jak dziewcina i chłopak sie kochajom to majom dzieci. Ty kochaś moją mamusie? - zrobił kęs kanapki, czekając na odpowiedź. -Tato? - dodał, zniecierpliwiony. 
-Mike to trudne, kiedyś ci to wyjaśnię, okej? - przeczesałem jego jasne włoski dłonią, wstawiając naczynia do zmywarki. - Chodź ubierzemy się i zaczniemy zbierać, bo mama oszaleje za tobą z tęsknoty. - dodałem i zaczęłam go gonić, ponieważ wpadł na pomysł ucieczki.
Po złapaniu synka, ruszyłem z nim w stronę sypialni, wszedłem do garderoby szukając czegoś na dzisiaj, następnie wziąłem prysznic i ubrałem się. 
-No dobra podaj mi twoją torbę, to pomogę ci się ubrać. - zwróciłem się do syna, który podał mi plecak, otworzyłem go i wybrałem ubrania.
-Siupel wyglądam, no nie? - zapytał, przeglądając się w lustrze, na co cicho się zaśmiałem i przytaknąłem mu głową. 
-Okej, zbieramy się. - wsadziłem do kieszeni telefon i wziąłem plecak chłopca.
***
Podczas jazdy skazany byłem na słuchanie dziecięcych piosenek, ponieważ Mike poprzestawiał mi stacje i uparł się że właśnie ta ma zostać. Jak mus to mus. - pomyślałem, jadąc w stronę mieszkania Rose. 
Po dojechaniu, wyszliśmy z malcem z auta, kierując się w stronę domu. Zadzwoniłem do drzwi, czekając na reakcję. Nagle otworzyła je Rose w piżamie, na jej twarzy pojawił się ogromy uśmiech, który odwzajemniliśmy. 
-Cieść mamo! - wykrzyknął chłopiec i rzucił jej się w ramiona, mocno przytulając. -Widziś byłem baldzio gziećny i nie płakałem, musie cięściej jeździć do taty. Ziobać jakie mam tatuazie. - zaczął podwijać rękaw bluzki, aby pokazać brunetce rysunki. 
-Wiem, są śliczne. - uśmiechnęła się, całując go w główkę. Chłopiec zdjął z siebie kurtkę i czapkę, a zaraz po tym ruszył do salonu.
-Przyjechałem po umowę. Jak widzisz żyje, nic mu się nie stało, a tatuaże nie są prawdziwe. - mruknąłem, uśmiechając się.
-Cieeść! - usłyszałem głośny pisk. Moim oczom ukazał się ten sam chłopak, który był w domu Rose podczas naszego pierwszego spotkania. Gdy zobaczyłem, że trzyma na rękach mojego syna, zacisnąłem mocniej dłonie.
-Co ty tu robisz? - syknąłem napinając mięśnie. - Zdaje się że ostatnio pokazałem ci że nie jesteś tu mile widziany, nie dotarło? - warknąłem. W tym momencie chłopak odstawił Mike'a na podłogę i spiorunował mnie wzrokiem. 
-Widzę, że przeszkadzam, więc już pójdę. - zwrócił się do Rose. 
-Ta,wypieprzaj. - oblizałem usta i gwałtownie uderzyłem go barkiem w momencie gdy wychodził z pomieszczenia.
Mike podszedł do Rose i wyciągnął do niej rączki by wzięła go na ręce. Dziewczyna spełniła jego prośbę, a ja westchnąłem zdając sobie sprawę, że ta sytuacja zapewne przypomniała małemu o naszej bójce. Posłałem mu ciepły uśmiech chcąc pokazać że wszystko jest w porządku, co on co prawda odwzajemnił ale niezbyt pewnie. Szatynka z powrotem postawiła chłopca na podłodze i pocałowała go w czółko.
-Leć do salonu, zaraz będzie twoja ulubiona baja. - uśmiechnęła się, a malec od razu wybiegł z pomieszczenia wydając z siebie przedtem radosny pisk. Zaśmiałem się i przeczesałem włosy.
-Justin. - westchnęła Rose przez co od razu przeniosłem wzrok na nią i uniosłem pytająco brew dając jej do zrozumienia by kontynuowała. -Nie możesz za każdym razem reagować tak na widok Nate'a, szczególnie na oczach Mike'a. - spojrzała mi w oczy z lekkim wyrzutem.
-Nie przepadamy za sobą i już. - warknąłem cicho wkładając ręce do kieszeni,
-Wiem o tym, ale następnym razem sobie oszczędź. - mruknęła na co jedynie przytaknąłem.
-To jak podpisujemy umowę? - zmieniłem nagle temat i uśmiechnąłem się lekko.
-W porządku, chodź do kuchni. - kiwnęła głową i oboje opuściliśmy pomieszczenie. 

-Mam nadzieję, że przeczytałaś ją dokładnie i jesteś pewna. - powiedziałem, siadając.
-Tak, okej więc mam złożyć swój podpis tutaj, a ty zrobisz to po drugiej stronie, tak? - zapytała, biorąc do ręki długopis.
-Yhym. - mruknąłem, obserwując dziewczynę. Rose przekręciła kartkę w moją stronę, wziąłem od niej długopis i również podpisałem. - Okej, więc od teraz jesteśmy współpracownikami. - dodałem, wkładając umowę w folijkę. 
-Tak, zaczynam od jutra 8 rano, zgadza się? - spojrzała na mnie, przygryzając wargę.
-Zgadza się. Pamiętaj, że lubię mocną kawę z mlekiem i 2 łyżeczkami cukru. - mruknąłem, uśmiechając się przy tym, co dziewczyna od razu mi zawtórowała. 

*Oczami Rose*
Po odjeździe Justina, większość czasu spędziłam z synkiem przed telewizorem, nim się obejrzałam przyszedł wieczór, więc wykąpałam Mike'a i położyłam spać, a potem sama zrobiłam to samo. Leżąc w łóżku, zaczęłam rozmyślać o tym co będzie mnie jutro czekało w pracy i czy dam sobie rade, niestety nie potrwało to długo, ponieważ w bardzo szybkim czasie usnęłam. 
Poniedziałek. Chyba każdy go nienawidzi, a fakt gdy budzi cię głośny dźwięk budzika, przyprawia o zawroty głowy i złość. Podniosłam się z łóżka, o dziwo z nie najgorszym humorem, co było spowodowane zaczęciem pracy, co prawda w głębi duszy się stresowałam, ale cieszyłam się że chodź na trochę wyrwę się z domu i wreszcie sama zacznę zarabiać na utrzymywanie. Udałam się do łazienki w celu wzięcia szybkiego prysznica na orzeźwienie. Po wyjściu z kabiny owinęłam się ręcznikiem i stanęłam przed lustrem susząc swoje włosy. Po odłączeniu suszarki, podłączyłam na jej miejsce prostownicę i wytarłam się dokładnie zakładając wcześniej przygotowane ubrania.
Zrobiłam sobie makijaż i wyprostowałam swoje włosy podziwiając w lustrze efekt końcowy. Chciałam dobrze prezentować się w pierwszym dniu w pracy.Weszłam do pokoju Mike'a i zaczęłam go budzić, zaspany wstał z łóżka cicho marudząc. Pomogłam mu usiąść na łóżku, a potem otworzyłam szafkę i wyjęłam dla niego jeansy oraz bluzkę na długi rękaw, odkręciłam się i zobaczyłam, że chłopiec ma zamknięte oczka i spuszczoną główkę. Podeszłam do niego i kucnęłam, tak jak myślałam spał, cicho się zaśmiałam.
-Kochanie, musimy się ubrać, pojedziemy do babci i tam pójdziesz spać dalej, dobrze? - mruknęłam, gładząc delikatnie jego rączkę.
-Yhym. - mruknął zaspany i podniósł na mnie swój wzrok. Pomogłam mu się ubrać i zeszliśmy do kuchni, gdzie zrobiłam nam kanapki i herbatę. 
-Chodź ubierzemy się bo taksówka już na nas czeka. - odparłam, wstawiając talerze do zmywarki. Pomogłam chłopcu założyć kurtkę, szaliczek i czapkę, po czym sama się ubrałam, musnęłam jeszcze usta pomadką ochronną i wyszliśmy z mieszkania. Wzięłam synka na ręce, poprawiając jego plecaczek i swoją torbę, po czym zbiegłam po schodach, wychodząc na dwór. Tak jak mówiłam taksówka stała pod mieszkaniem, otworzyłam drzwi i wsiadłam, sadzając Mike'a obok, podałam kierowcy adres i ruszyliśmy. 
Po dotarciu pod dom moich rodziców, poprosiłam taksówkarza by chwilę zaczekał i wyszłam z synkiem z samochodu, w pośpiechu wchodząc do środka. Z kuchni wyszła moja rodzicielka i uśmiechnęła się do nas.
-Hej mamo. - uśmiechnęłam się.
-Cześć wam. - odwzajemniła uśmiech i podeszła do nas. -Leć już, rozbiorę go. - kucnęła przed Mike'm.
-Dziękuję. - oblizałam usta. -Do zobaczenia. - nachyliłam się i pocałowałam ją w policzek, a następnie zwróciłam się do synka. -Bądź grzeczny i nie roznieś babci domu. - zachichotałam całując go w czółko. -Papa. - pomachałam mu i wyszłam z mieszkania, wracając do taksówki. Podałam kierowcy adres firmy Justina, całą drogę spędziliśmy w ciszy. Gdy dojechaliśmy na miejsce, zapłaciłam daną sumę i podziękowałam, wychodząc z auta. Poprawiłam na ramieniu swoją torebkę i spojrzałam na ogromny budynek przed którym się znajdowałam. Jeśli mam być szczera, mój stres osiągnął chyba największy poziom. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam w stronę wejścia. Podeszłam do wielkiego biurka, które było na wprost wejścia, gdzie przywitał mnie ogromny uśmiech szatynki. 

-Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - zapytała oficjalnie, a uśmiech przez cały czas nie schodził jej z twarzy.
-Dzień dobry, jestem Rose, nowa sekretera. - odparłam, przygryzając wargę.
-A tak, pan Bieber mówił mi, że pani się zjawi. Proszę za mną, zaprowadzę. - wstała z zza biurka i kiwnęła do mnie zachęcająco głową. Ruszyłam za nią i już po chwili wsiadłyśmy do windy.
-Jestem Eva. - wystawiła w moją stronę dłoń, którą uścisnęłam.
-Rose. - zachichotałam. 
-Pierwszy dzień w pracy, pewnie się stresujesz. Powiem ci tylko tyle, że pan Bieber jest cholernie wymagający, a gdy czegoś nie dostanie zaczynają się krzyki, więc przygotuj się na wszystko. Nie ma go jeszcze więc ci się udało, lubi pić rano kawę, z mlekiem i .... - nie pozwoliłam jej dokończyć.
- ... dwoma łyżeczkami cukru, uświadomił mnie już o tym. - dodałam, spuszczając wzrok.
-Okej, rozumiem. No dobrze jesteśmy na miejscu, tutaj jest twoje biurko, a za tymi drzwiami jest gabinet pana Justina. Jeśli pójdziesz tym korytarzem po prawej stronie dostaniesz się do małej kuchni i toalety. To chyba na tyle, reszty dowiesz się później. A teraz idź lepiej zrobić kawę. - uśmiechnęła się i wsiadła do winy, zjeżdżając na dół. Podeszłam do stolika i postawiłam na nim swoją torbę, odkręciłam się i zaczęłam rozglądać. Przeważały tu ciemne kolory, z małymi fioletowymi elementami, wszystko było takie eleganckie i nowocześnie urządzone, co bardzo mi się podobało. Na moim biurku stał czarny wazon z kwiatami, laptop i parę teczek z jakimiś kartkami. Moją
uwagę przykuły zdjęcia, które wisiały na wprost od mojego stanowiska pracy,były czarno białe w fioletowych ramach, więc świetnie pasowały, był na nich Justin z jakimś mężczyzną, na jednym stali do siebie tyłem i opierali się plecami, na drugim po prostu się śmiali, a na trzecim podawali sobie dłonie, mimowolnie na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Zerknęłam na zegarek, który był na mojej dłoni 7:55, Justin powinien
niedługo być. - pomyślałam i ruszyłam w kierunku małej kuchni. Zaparzyłam kawę i ruszyłam z nią w kierunku gabinetu, otworzyłam drzwi nogą i ostrożnie postawiłam ją na blacie. Odkręciłam się i miałam wychodzić, ale w drzwiach pojawił się Justin.
-Hej. - odparł uśmiechnięty, podszedł do kanapy i rzucił na nią walizkę. 
-Cześć, zrobiłam ci kawę. - powiedziałam, przeczesując włosy dłonią.
-Dziękuję, siadaj opowiem ci co i jak. - wskazał ruchem dłoni na fotel, który stał obok jego biurka. Usiadłam na wyznaczonym miejscu i obserwowałam jak chłopak, wyciąga teczki z ogromną liczbą faktur, ankiet i innych tego typu rzeczy. 
-No dobra to zaczynamy. - mruknął, odwracając się w moją stronę.
***
-A te faktury musisz uzupełniać co miesiąc i wkładać do czerwonej teczki, a potem oddać je do gabinetu Johna, a resztą zajmie się już on. Rozumiesz wszystko? - dokończył tłumaczenie i zapytał, a ja lekko kiwnęłam głową. 
-Trochę tego jest, ale dam radę ... chyba nie będzie aż tak źle. - oblizałam usta, wstając. - Pójdę to przepisać. - dodałam. Złapałam za klamkę i już miałam wychodzić, ale zatrzymał mnie głos Justina.
-Rose ... ślicznie dzisiaj wyglądasz. - uśmiechnął się.
-Dziękuję. - odparłam i poczułam jak moje policzki zaczynają robić się czerwone. Nie czekając wyszłam, pośpiesznie zamykając drzwi, usiadłam za swoim biurkiem, głęboko oddychając. Wyjęłam z teczki plik kartek które wręczył mi Justin i zaczęłam je przeglądać. Było tego sporo ale wypełnianie ich nie było jakoś zbytnio skomplikowane i to był plus. Zaczęłam uzupełniać luki w tekście, wiedząc że im wcześniej zacznę tym lepiej.
Po jakiejś godzinie skończyłam i zapakowałam faktury z powrotem, biorąc głęboki oddech. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie, wskazywał 14:38, nie miałam pojęcia, że czas tutaj będzie leciał mi tak szybko. Musiałam jeszcze skserować jakąś umowę i na dzisiaj to by było tyle. Włożyłam karki do drukarki i wykonałam czynność. Gdy wszystko było już gotowe, położyłam to na moim biurku i dyskretnie wyjęłam z torebki telefon chcąc sprawdzić czy nie mam żadnego nieodebranego połączenia od mamy. Gdy upewniłam się że z Mike'm wszystko jest w porządku, zabrałam teczkę z dokumentami i udałam się do gabinetu Justina.
-Mogę? - zapytałam, lekko wychylając się zza drzwi.
-Tak, stało się coś? - zapytał, poprawiając się na fotelu.
-Już skończyłam, mogę iść? - otworzyłam szerzej drzwi, wchodząc do środka.
-Jasne, tak właściwie to ja też będę się zbierał, resztę dokończę w domu, podwieźć cię? - wstał, wkładając laptopa do swojej walizki. 
-Jeśli byś mógł, ale nie do mnie tylko do mojej mamy. - przygryzłam wnętrze policzka. 
-Nie ma problemu. A co tam u Mike'a? - szatyn otworzył mi drzwi i ruszyliśmy w stronę windy.
-Dobrze, dzisiaj rano usypiał mi na siedząco, ale daliśmy radę. - szatyn cicho się zaśmiał.
W ciszy zjechaliśmy na ostatnie piętro i opuściliśmy budynek, wsiadając do auta.
Podałam Justinowi adres mojej mamy i odruchowo włączyłam radio.
-No i zaczął się grudzień. - mruknął Justin.
-Mike strasznie lubi zimę ... no wiesz śnieg, lepienie bałwana, prezenty, jego urodziny. - wyliczałam uśmiechając się.
-Nie dziwie mu się. Wybierasz się gdzieś na święta? - chłopak zerknął w moją stronę.
-Jadę z Mike'm do moich dziadków w góry. - poprawiłam czapkę, oblizując usta.
-Rozumiem, znajdziecie trochę czasu w święta dla mnie? - skręcił w uliczkę, która prowadziła do domu moich rodziców.
-Wiesz mamy strasznie napięty grafik z Mike'm sam rozumiesz, no ale może uda nam się coś wymyślić. - zaśmieliśmy się oboje. -O to tutaj. Dziękuje za podwiezienie. - dodałam otwierając drzwi. - Do zobaczenia. - mruknęłam, wysiadając. 
Po zamknięciu drzwi, Justin uśmiechnął się do mnie i odjechał. Odwróciłam się i zaczęłam iść chodnikiem, zadzwoniłam do drzwi.
-Ja otozie. - usłyszałam piskliwy głosik mojego synka.
-Cześć kochanie, jak tam? - wzięłam go na ręce i obróciłam, przez co zaczął się głośno śmiać. 
-Dobzie. Śtęśkniłem siem zia tobiom. - powiedział i pocałował mnie w policzek.
-Ja za tobą też skarbie. Chodźmy do babci. 
-Jak było w pracy? - mama stała do mnie tyłem i kroiła warzywa.
-Dobrze, myślałam że będzie gorzej, ale okazało się że wszystko jest pod kontrolą.
-No to się cieszę. - odwróciła się w moją stronę. - Rose .... Mike powiedział mi dzisiaj, że poznał swojego tatusia. - spojrzała się na mnie niepewnie, a moje serce przyśpieszyło i nie wiedziałam co mam zrobić.
_______________________________________________________________


CZYTASZ = KOMENTUJESZ



PYTANIA - KLIK
INFORMOWANI - KLIK

środa, 4 grudnia 2013

Rozdział 11.

Od ostatniej wizyty Justina minęło 5 dni, nawet nie wiem kiedy to zleciało. Może to przez to, że cały czas byłam zajęta i nie miałam nawet chwili wolnego. Ogarnięcie domu, nauka, zajmowanie się Mike'm, pranie, gotowanie, umowa o pracę, którą analizowałam i coś czego ostatnimi czasy miałam bardzo mało, a mianowicie sen. Właśnie w takie dni jestem kompletnie załamana i nie mam siły na nic, najchętniej zostawiłabym wszystko w cholerę i uciekła jak najdalej, ale uświadamiam sobie że mam kogoś kto bardzo mnie potrzebuje i kocha swoim małym, czystym serduszkiem. Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech. Przypomniałam sobie dzień, w którym na świat przyszedł mój synek. Ogromny ból który czułam, zniknął zaraz po tym gdy usłyszałam jego głośny płacz i położna położyła mi go na piersi. To było coś niezwykłego, łzy samowolnie popłynęły mi z oczu. Już wtedy wiedziałam że moje życie całkowicie się zmieni i że ta mała istotka pokocha mnie miłością bezwarunkową, co natychmiast odwzajemniłam. Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk telefonu, pośpiesznie go odblokowałam i odebrałam sms, aby nie budzić Mike'a. Uwielbiałam takie chwile jak te. Siedziałam w piżamie przed telewizorem, mój synek smacznie spał, a ja miałam czas tylko dla siebie. 
"Mogę przyjechać? Wydrukowałem umowę, będziesz mogła ją jeszcze raz przeczytać na spokojnie i bez pośpiechu podpisać" 
Odczytałam wiadomość i odpisałam jedynie krótkie "tak", odkładając telefon na stolik. Czyli koniec mojego relaksu. - pomyślałam, wstając i kierując się do łazienki. Związałam włosy w luźnego koka, nie chciało mi się jakoś przesadnie malować, więc jedynie nałożyłam tusz na rzęsy i pomalowałam usta balsamem. Weszłam do pokoju i otworzyłam szafę, próbując znaleźć coś odpowiedniego do pory roku. Jako, że zaczęło robić się coraz zimniej, wybrałam cieplejsze ubrania, które od razu założyłam. Na nogi naciągnęłam moje grube kolorowe skarpetki, po czym wróciłam do salonu, dopijając kawę. Włączyłam radio, cicho podśpiewując i kręcąc biodrami. Gdyby ktoś zobaczył mnie z boku, pomyślałby że coś ze mną nie tak. Usiadłam na krześle układając kredki Mike'a w odpowiednie pudełka, co nie było łatwym zadaniem, ponieważ malec nie zwracał uwagi na nic i wrzucał wszystko jak leci.
Po usłyszeniu dzwonka do drzwi, krzyknęłam "otwarte" i czekałam na Justina. Chłopak wszedł po cichu do pomieszczenia, witając się ze mną. Dopiero po chwili zwróciłam uwagę na jego strój i musiałam przyznać że wyglądał naprawdę dobrze. 
-Masz świetne zajęcie widzę. - powiedział, uśmiechając się pod nosem i siadając naprzeciw mnie.  
-Tak, Mike zawsze miesza wszystkie kredki i potem nie można nic znaleźć, więc postanowiłam że wezmę się za to. - odparłam wyraźnie skupiona. - Nie śmiej się tylko mi pomóż. - skarciłam szatyna, przez co oboje zaczęliśmy się śmiać. Podniosłam wzrok i zobaczyłam że Justin mi się przygląda. Zmarszczyłam czoło i posłałam mu pytające spojrzenie, na co on jedynie kiwnął głową i zaczął mi pomagać. 
Po 15 minutach skończyliśmy, co bardzo mnie ucieszyło, ponieważ moje oczy zaczęły powoli bzikować i mylić kolory. 
-Okej, tutaj masz umowę. Jeśli podpiszemy ją do jutra, to w poniedziałek możesz zacząć pracę. - powiedział, podając mi kolejne pudełko, które schowałam do szafki. Wzięłam do ręki kartkę i zaczęłam lustrować ją wzrokiem. Moją uwagę przykuła suma, jaką miałam dostawać.
-Justin czy nie uważasz, że 1000 dolarów to troszkę za dużo? - zapytałam.
-Rose tyle samo zarabiała moja wcześniejsza sekretarka, więc nie masz się co denerwować, to normalna kwota. - odparł spokojnym głosem. 
-No dobrze, przeczytam ją zaraz jeszcze raz i podpiszę. - powiedziałam. - Napijesz się czegoś? - dodałam.
-Może być kawa. - odpowiedział, a ja podałam mu napój i usiadłam. - Rose tak pomyślałem, że ... no bo wiesz mamy weekend i mam wolne, no i chciałem wziąć do siebie Mike'a. Dzisiaj jest sobota, więc przywiózłbym go jutro i akurat wtedy wziąłbym też umowę. Co ty na to? - zapytał i niepewnie spojrzał się na mnie, czekając na odpowiedź. 
-Justin, ja ... nigdy nie zostawiałam go u kogoś na noc, jeszcze w dodatku samego. I chyba rozumiesz .... - nie dane mi było dokończyć, ponieważ naszą rozmowę przerwał Mike. 
-Jaśne zie pojadę, jaśne zie tak! - krzyknął podekscytowany i podbiegł do Justina. Oczka wciąż miał zaspane, mimo to widać było że to co usłyszał wystarczająco go rozbudziło. 
-Mike. - zaczęłam i wyciągnęłam ręce po czym posadziłam go sobie na kolanach. -Pamiętasz jak miałeś przenocować u babci beze mnie? Dobrze wiesz że będziesz chciał wrócić do domu i narobisz Justinowi tylko zbędnego kłopotu. - powiedziałam w miarę stanowczo chcąc go zniechęcić. Naprawdę nie uśmiechała mi się propozycja szatyna.
-Nie będę! - chłopiec potrząsnął główką nie mając nawet zamiaru zmienić zdania. -Plosię mamusiu, plosię. - wydął dolną wargę ściskając w rączce mój palec. Westchnęłam przygryzając dolną wargę.
-Nie daj się prosić Rose. - zachichotał Justin wydymając wargę dokładnie tak samo jak Mike. Czy tego chciałam czy nie, muszę przyznać że ten widok był przeuroczy a oni wyglądali jak dwie krople wody. Ten widok doszczętnie mnie rozczulił i wiedziałam że w zasadzie nie mam już nic do gadania.
-Dwa do jednego! - zaśmiał się mały ukazując swoje ząbki. -Plosię, źgadziaś się? - posłał mi proszące spojrzenie, a ja wypuściłam powietrze z ust.
-Uh no w porządku, niech wam będzie. - uśmiechnęłam się lekko starając ukryć wahanie w moim głosie.

-Jeśt! Jedziemy juś? - zapytał malec.
-Kochanie jesteś w piżamce, musisz się przebrać i zjeść śniadanie, a ja spakuje ci ubranka. - odparłam, uspokajając synka, który spojrzał się na mnie gniewnie. Przykucnęłam i pocałowałam go w nosek, przez co cicho się zaśmiał.
-Zjesz zapiekanki? - zagadnęłam, a on przytaknął główką. - Okej, to może idź się ubrać, Justin ci pomoże. - odparłam i pytająco zerknęłam na sztyna.
-Choć ziobaciś gdzie jeśt moja siafka z ublaniami. - Mike złapał Justina za rękę i zaczęli iść w stronę pokoju. Ja tymczasem zaczęłam przygotowywać śniadanie. Po niecałych piętnastu minutach oboje wrócili, mój synek miał na sobie jeansy, koszulkę i niebieską bluzę z kapturem. Uśmiechnęłam się lekko, zerkając na zegarek.
-Siadajcie, zapiekanki zaraz będą. - kiwnęłam głową w stronę stołu, sama sadzając Mike'a i zakładając mu śliniaczek, by nie pobrudził sobie ubrań. 
-Ja dziękuje, nie jestem głodny. - Justin pokręcił przecząco głową.
-Daj spokój, nic ci się nie stanie jak zjesz choć trochę. Nie bój się, nie zatrułam ich. - mruknęłam żartobliwie nalewając do szklanek soku.
*Oczami Justina* 
Po zjedzeniu śniadania, zrobionego przez Rose, wziąłem torbę Mike'a i ruszyłem w stronę korytarza. Dziewczyna zaczęła utulać malca szalikiem, ponieważ na dworze wiał wiatr. Nagle usiadła i wzięła na kolana chłopca, przytulając go mocno.
-Pamiętaj, że masz być grzeczny. - upomniała go. - Zadzwonię dziś wieczorem do Justina i spytam się jak się zachowywałeś więc lepiej nie rozrabiaj. Będę tęsknić. - uśmiechnęła się, składając ciepły pocałunek na policzku.
-Dobla, dobla. - odparł, schodząc z kolan. Złapał mnie za rękę, pożegnaliśmy się, wychodząc z domu.
Po wejściu do samochodu, zapiąłem pasy i włączyłem radio.
-Ale fajnie zie będę u ciebie nociował. - malec obserwował widoki za oknem z uśmiechem na twarzy. - A twoja ziona będzie w domu? - dopytał, przenosząc wzrok na mnie. 
-Nie mam żony, to tylko moja koleżanka, ale ona już więcej nie pojawi się u mnie. - odparłem, skręcając w swoją ulicę. Podjechałem pod bramę, otwierając ją pilotem i zaparkowałem na podjeździe. Wysiadłem z auta, pomagając Mike'owi. Po wejściu do domu, zdjęliśmy buty i kurtki, ruszając w stronę salonu. 
-Pobawimy siem moją kolejką? - zapytał, czekając na moją reakcję.
-Jasne, jest w mojej sypialni, trafisz sam? Ja wezmę nam coś do picia. - chłopiec kiwnął główką i ruszył w stronę pomieszczenia. Otworzyłem lodówkę i wyjąłem z niej sok, wlewając go do dwóch szklanek, po czym poszedłem w kierunku mojego małego towarzysza. 
-Ziobać jak sibko ona jeździ, plawie jak twój siamochód. - radośnie pisnął, biorąc ode mnie napój. Mimowolnie się uśmiechnąłem, nie mogłem oderwać od niego wzroku. 
To takie nierealne. Mała istotka, która jest w połowie częścią mnie. Jego serduszko nie zna jeszcze bólu i zła i chciałbym żeby tak zostało, ale dobrze wiem że nie uda mu się tego uniknąć. Chociaż będę się starał zrobić wszystko, aby miał dobre i radosne życie. - pomyślałem, przytulając do siebie synka.
***
Nawet nie wiem kiedy na zegarze, wypiła godzina 20. Przez cały czas bawiłem się z Mike'm i ten czas niemiłosiernie szybko nam leciał. Postanowiłem, że zrobię jakąś kolację, jako że nie jestem świetnym kucharzem, razem z pomocą chłopca zrobiliśmy zapiekankę z serem, która jak na nasze zdolności kulinarnie była dobra.  
-To co może idziemy się kapać? - zapytałem, wkładając naczynia do zmywarki.
-A maś wanienkę? - Mike posłał mi pytające spojrzenie, na co lekko zachichotałem.
-Nie mam. - przeczesałem włosy dłonią. - Dzisiaj zrobimy taki mały wyjątek i jak duży chłopiec umyjesz się pod prysznicem. Okej? - uśmiechnęłam się, mając nadzieję, że przytaknie.
-No dobla, ale musie wziąć piziamkę. - mruknął, biorąc plecak.
Po znalezieniu piżamy, weszliśmy do łazienki. Malec rozebrał się, a ja ustawiłem odpowiednią wodę. Jeśli mam być szczery to nigdy w życiu nie myłem dziecka, więc miałem nadzieję, że Mike da sobie radę sam. Pomogłem mu jedynie umyć głowę i spłukać się, a on zajął się resztą. Wytarłem go ręcznikiem i założyłem piżamkę. 
-Dobra to teraz obejrzyj bajkę, a ja pójdę się umyć. Dobra? - spojrzałem na niego, biorąc czysty ręcznik.
-Yhym. - mruknął zapatrzony w ekran telewizora.
Pozbyłem się swoich ubrań i wszedłem do kabiny. Momentalnie poczułem na sobie strumień ciepłej wody. Pośpiesznie się umyłem, wychodząc i zakładając jedynie bokserki i spodenki. Po wejściu do pokoju, zobaczyłem że Mike nadal jest zapatrzony w telewizor. Postanowiłem mu nie przerywać, więc po cichu położyłem się na łóżku, biorąc do ręki swój telefon. Zacząłem przeglądać pocztę i odpisywać na wiadomości z pracy. 
-Dlaciego maś takie lisiunki na ciele? - głos Mike'a wyrwał mnie z zamyśleń. 
-To są tatuaże. One pozwalają mi wyrazić siebie. - odparłem podnosząc wzrok. 
-Teś bym chciał tatuaś. Mogę je dotknąć? - zapytał, patrząc na moją rękę.
-Jasne, że możesz. Jesteś jeszcze trochę za mały na tatuaże. - odparłem, posyłając mu uśmiech. - Ale mam chyba pomysł, poczekaj chwilkę. - dodałem, podnosząc się. Podszedłem do szafki i wygrzebałem z niej czarny marker. 
-No dobra to jaki tatuaż chcesz? - wziąłem go na kolana. 
-Chcie ziebyś napisiał mi tutaj Juśtin. - pokazał na swój nadgarstek i uśmiechnął się. - A tutaj chcie ziebyś napisiał mi Rosie, po tak ma na imię moja mamusia. - dodał i pokazał paluszkiem, na miejsce niżej. - No i mozieś mi jeście nalysiować pieśka, ale na dlugiej śtronie.
-Dobra, dobra nie tak szybko, muszę się skupić, żeby twoje tatuaże były perfekcyjne. - odparłem, przykładając pisak do jego malutkiej dłoni i zacząłem na niej malować i pisać wszystko co przyszło na myśl maluchowi. 
-Gotowe. - mruknąłem, odkładając marker na szafkę. 
-Mam siupel tatułazie, jak ty! - Mike radośnie pisnął, a ja zacząłem się śmiać. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że parę rysunków sprawi mu aż tyle radości. Nieoczekiwanie usłyszeliśmy dźwięk mojego telefonu, podniosłem go z szafki i odebrałem.
-Hej, dajecie sobie radę? - odezwał się cichy głos Rose.
-Cześć. No jasne, że dajemy sobie radę. Jedliśmy niedawno kolację, wykąpaliśmy się, a teraz robię Mike'owi tatuaże. - odpowiedziałem, zerkając na mojego synka, który zaczął skakać po łóżku. 
-Co mu robisz? - podniosła głos, wyraźnie zdenerwowana. - Jakie tatuaże Justin? Czy ty oszalałeś? - dodała, panikując jeszcze bardziej.
-Spokojnie, nie robiłem mu prawdziwych tatuaży. Rysowałem je markerem. Nie denerwuj się tak. - zacząłem ją uspokajać. 
-Boże, nie strasz mnie. Uwierz mi, że to nie brzmiało fajnie. - wypuściła powietrze z ust, powoli się uspokajając. - Dasz mi Mike'a? - zapytała.
-Cieść mamo! Mam tatuazie wieś? Pokazie ci je jak wlócie. Jeśt siupel i jeśtem gziećny. Musie końcic bo śkacie po łóźku. Kochaam cie mamusiu! - krzyknął i oddał mi telefon.
-No mówiłem, że świetnie sobie radzimy. Wyluzuj, nic mu się nie stanie. Odwiozę go jutro przed 12. Dobranoc Rose. - po chwili usłyszałem odpowiedź i rozłączyłem się. 
-No dobra, idziemy myć ząbki i kładziemy się spać. - powiedziałem poważnym głosem. - Panie Creews czy spakował pan szczoteczkę? - dodałem, śmiejąc się.
-No laciej, a ty Panie Creews maś ściotećkę? - malec uśmiechnął się do mnie, wyjmując z plecaczka kubek i szczotkę.
-Ja nie nazywam się Creews, tylko Bieber. - odpowiedziałem.
-Dlaciego? - na jego twarzyczce pojawiło się zdziwienie. 
-Potem ci to wyjaśnię, a teraz chodź.
Po umyciu zębów, wyszliśmy z łazienki, kładąc się do mojego wielkiego łóżka. Przykryłem malucha kołdrą, odkładając telefon na szafkę obok.
-A więc ja nazywam się Bieber, a ty Creews, ponieważ masz nazwisko swojej mamusi. Rozumiesz? - zapytałem, pytająco zerkając na niego.
-Loziumiem. Ale chce być Bieber, tak jak ty. - dodał, pocierając rączką swoje oczka. Przytuliłem go i już po chwili odpłynął do krainy morfeusza.
-Może za jakiś czas nim będziesz. - szepnąłem, całując go w policzek i również zasypiając. 
_______________________________________________________________
Jejku! Dziękujemy za ponad 13000 wejść! Prosimy o przeczytanie notki, która jest zamieszczona po prawej stronie :D Mamy nadzieję, że rozdział Wam się podoba! Do następnego <33

PYTANIA - KLIK
INFORMOWANI - KLIK


CZYTASZ =KOMENTUJESZ

sobota, 30 listopada 2013

Rozdział 10.

Poczułem ogromną ulgę, jakby wielki kamień spadł mi z serca, dosłownie. Rose spuściła głowę, a ja zdenerwowany oczekiwałem reakcji małego.
-Moim tatą? - zapytał zszokowany. Spojrzałem się na niego i twierdząco pokiwałem głową. - Czyli to ja jeśtem twoim sinkiem Mike'm? - dopytał.
-Tak. - wypuściłem powietrze z ust.
-Naplawdę mamo? - Rose podniosła wzrok i przytaknęła.- Cili mam mamusię i tatusia! - wykrzyknął uradowany i zaczął skakać po łóżku, przez co ja i Rose uśmiechnęliśmy się do siebie. Chyba żadne z nas nie spodziewało się takiego obrotu akcji.
-No dobra koniec już tych wygłupów. Kładź się do łóżka. - pocałowała go w główkę i nakryła kocykiem. Zarówno ona jak i ja wstaliśmy z łóżka i już mieliśmy wychodzić z sypialni, gdy poczułem lekki uścisk na swojej dłoni.
-A cio z bajką? - Mike spojrzał na mnie sennym wzrokiem.
-W porządku. - uśmiechnąłem się przejeżdżając kciukiem po jego rączce. Rose wyszła z pomieszczenia, a ja sięgnąłem po książkę, którą wcześniej zacząłem mu czytać i usiadłem przy malcu.
Z każdą kolejną minutą oczy chłopca stawały się coraz cięższe, a po niedługim czasie spokojnie zasnęły. Uśmiechnęłam się pod nosem zamykając książkę i odstawiłem ją na miejsce. Pogłaskałem synka po głowie, po czym zgasiłem lampkę i opuściłem sypialnię. 
Będąc w korytarzu schyliłem się po buty, które założyłem. Następnie narzuciłem na siebie płaszcz i byłem gotowy do wyjścia. Rose przez cały czas przyglądała mi się, nic nie mówiąc.
-Jak zareagowała twoja żona na wieść o tym że masz syna? - zagadnęła i przestąpiła z nogi na nogę. 
-Nie mam żony. Kobieta którą widział w moim mieszkaniu Mike to tylko koleżanka. - odparłem zapinając ostatni guzik płaszcza. 
-Okej, nie musisz mi się tłumaczyć. Zadzwonię do ciebie i powiem ci co postanowiłam z twoją ofertą.- przytaknęłam, pożegnałem się i puściłem mieszkanie. 
*Oczami Rose*
Po odbyciu porannej toalety, weszłam do kuchni w celu zrobienia śniadania. Po otworzeniu lodówki, zobaczyłam że praktycznie nic w niej nie ma. Wygrzebałam płatki, które zalałam jogurtem i zaczęłam jeść razem z Mike'm. W międzyczasie zrobiłam listę produktów, które muszę kupić. Po zjedzeniu wstawiłam naczynia do zmywarki i posprzątałam w kuchni, a następnie ubrałam siebie i synka, abyśmy mogli wyjść do sklepu. Mały przez całą drogę opowiadał mi że bardzo cieszy się z tego iż Justin to jego tata i że musze zobaczyć kolejkę, którą od niego dostał. 
Po dotarciu do sklepu, wzięłam wózek, do którego go wsadziłam i zaczęłam szukać produktów z listy. Jeździłam między sklepowymi półkami zapełniając koszyk zakupami, gdy naglę odezwał się Mike.
-Mamo bo ja mam ploblem. - wydął dolną wargę unosząc głowę i patrząc na mnie.
-Tak? A jaki? - zmarszczyłam brwi z rozbawieniem widząc jego minę.
-No bo pać. Juśtin kupił mi kolejkę, a ja nić dla niego nie mam. - powiedział smutno, bawiąc się suwakiem od kurtki.
-Nic się nie stało, jak kupię to co jest potrzebne to rozejrzymy się za jakimś prezentem dla Justina, hmm? - posłałam mu uśmiech, a chłopiec momentalnie się ożywił i kiwnął energicznie głową.
Po zrobieniu zakupów spożywczych, tak jak obiecałam, przeszliśmy na drugą część sklepu.
-Co chciałbyś mu kupić? - zagadnęłam, oblizując usta.
-Mozie misia? - pociągnął mnie w stronę przedziału z zabawkami.
-Kochanie, Justin jest już duży, nie bawi się misiami. - zaśmiałem się idąc z chłopcem nieco dalej. Moją uwagę zwrócił koszyczek z breloczkami. Podeszłam do niego i  zaczęłam szukać czegoś ładnego. Po przerzuceniu kilkunastu wisiorków , znalazłam świetny. Był to mały hot-dog na czarnym sznureczku. Pokazałam go Mike'owi, który zaklaskał w rączki.
-Juśtin kupił nam pyśne hot-dogi, będzie mu siem podobał plezient. Musimy jeście kupić pudełko. - w jego oczach tańczyły radosne iskierki. 
-No dobrze, to może weźmiemy to niebieskie z białą kokardą? - zapytałam pokazując na nie ruchem głowy.
-Tak. - wziął opakowanie i ruszyliśmy do kasy. 
***
Będąc już w domu rozpakowałam zakupi i zaczęłam gotować obiad. Obrałam ziemniaki, które wrzuciłam do garnka z gorącą wodą oraz przemieszałam zupę, która była obok. Przykręciłam palniki, a z kieszeni wyjęłam telefon, po czym wybrałam numer mojej rodzicielki. 
-Halo? - usłyszałam radosny głos.
-Cześć. Mam do ciebie sprawę. - zaczęłam. - Dostałam ofertę pracy, tylko że nie mam co zrobić z Mike'm, a musiałabym pracować tam pięć dni w tygodniu. - zakończyłam i czekałam na odpowiedź. 
-Przecież wiesz, że możesz go do mnie przywozić. I tak nic nie robię przez całe dnie, więc chociaż czymś się zajmę, a spędzanie czasu z moim wnukiem to sama przyjemność. - kamień spadł mi z serca, podziękowałam kobiecie, chwilkę jeszcze porozmawiałyśmy i rozłączyłam się. Napisałam do Justina sms'a z zapytaniem czy ma trochę czasu, żeby do mnie przyjechać, na co w odpowiedzi napisał że wpadnie o 12. Odłożyłam telefon na blat i dokończyłam obiad. Do kuchni w tym samym momencie wszedł mój synek z torbą w ręku. 
-Pomozieś mi ziapakować i podpisiać plezient? - zapytał, stawiając torbę na stół. 
-Jasne. - odpowiedziałam i wsadziłam breloczek do pudełka, a potem na białej kartce napisałam "Justin" i Mike przyczepił ją do podarunku.
-Dzienkuje. Zaniosię to do mojego pokoju. A kiedy przyjedzie do nas ta..... Juśtin? - odkręciłam się w jego stronę. 
-Powinien być za jakąś godzinkę. - poprawiłam grzywkę lekko przeczesując ją palcami. Rozstawiłam na stole talerze, do których nalałam zupy, a obok postawiłam kubeczki z kompotem. Zdziwiło mnie, że malca jeszcze nie było, więc postanowiłam po niego pójść. Zatrzymałam się przy drzwiach i zaczęłam obserwować jego poczynania. Siedział na łóżku, trzymając w objęciach misia, którego dostał od Justina. 
-Jeśteś misiem od mojego tatusia wieś? Mój tatuś ma na imię Juśtin. - mówił do pluszaka, na co się zaśmiałam. Gdy mnie zobaczył uśmiechnął się i zszedł z łóżka. 
-Cio chciałaś? - złapał mnie za rękę. 
-Chce żebyś poszedł ze mną na obiad. Panie Mike co pan na to? - przybrałam poważny ton głosu, na co chłopiec zaczął się śmiać i w podskokach dotarł do kuchni. Wziął łyżkę zupy do buzi i nie zdążył jej nawet dobrze połknąć, gdy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Mike poderwał się jak szalony z krzesła i już po chwili usłyszałam jak wita się z szatynem. Nie czekając długo ruszyłam w jego ślady.
- Chodź do mojego pokoju! Sibko! - ciągnął Justina za rękę.
-Nie, nie, nie. Najpierw zjemy obiad. Zapraszam do kuchni. - wskazałam ruchem dłoni na stół. - Zjesz z nami? - zwróciłam się do Justina.
-Chętnie. Nie jadłem jeszcze nic od rana. Mam totalne urwanie głowy bez mojej sekretarki. - usiadł, a ja podałam mu posiłek. 
*Oczami Justina*
Podczas jedzenia, cały czas czułem na sobie wzrok Mike'a. Co jakiś czas również na niego zerkałem i odwzajemniałem gesty. Gdy tylko skończyłem, chłopiec mocno chwycił mnie za rękę i zaczął szybko podążać że mną do swojego pokoju. Po przekroczeniu progu, moją uwagę zwróciło pudełko stojące na łóżku.
-Cio to jeśt? - zapytał się mnie Mike, uśmiechając się. 
-Nie mam pojęcia, widzę że nie tylko ode mnie dostajesz prezenty. Musisz być bardzo grzeczny. - usiadłem na fotelu, kładąc dłonie na uda. Malec podszedł do pudełka i zaczął się śmiać.
-Ziobać tu jeś napisiane "Juśtin". To plezient dla ciebie. - krzyknął i szybko podał mi pudełko. Roześmiałem się głośno patrząc na malca z rozbawieniem.
-No lośpakuj. - ponaglał mnie z uśmiechem. Oblizałem usta i odwiązałem kolorową wstążkę, uchylając wieczko pudełeczka. Moim oczom ukazał się mały breloczek z zawieszką hot-dog'a. Momentalnie otworzyłem sobie w głowie ten dzień, w którym byliśmy na plaży, a na moją twarz wkradł się szeroki uśmiech. Poczułem się tak, jakby ktoś wylał coś gorącego na moje serce, nie znałem tego uczucia, ale było przyjemne. Odłożyłem wisiorek na podłokietnik i wyciągnąłem ręce biorąc Mike'a na kolana. Przytuliłem go do siebie, całując w policzek. 
-Podoba ci siem? - spojrzał na mnie z nadzieją w oczach. Posłałem mu delikatny uśmiech, oplatając ramionami jego drobne ciałko. 
-To najwspanialszy prezent jaki kiedykolwiek dostałem. - wyszeptałem opierając brodę na jego ramieniu. 
-Maś duzio klucy, mozieś psipiąć siobie do jakiegoś. - położył swoje małe raczki na moich dłoniach.
-Na pewno tak zrobię. - zaśmiałem się. - Nawet teraz. - oblizałem usta, unosząc lekko biodra i wyjmując z kieszeni pęk swoim kluczy. Już po chwili breloczek był do nich doczepiony, a w oczach małego szalały radosne iskierki.
-Mam do ciebie pytanie, wieś? - niepewnie spojrzał się w moje oczy.
-Tak? A Jakie? - zagadnąłem, przyglądając się prezentowi.
-Ci....no bo wieś.... mogę do ciebie mówić tato? - zapytał i widać było, że bardzo się stresował, ponieważ ściskał swoje paluszki.
-Oczywiście, że możesz. Będę bardzo zadowolony, gdy będziesz tak do mnie mówił. - uśmiechnąłem się i pogłaskałem po rączce. 
Podniosłem wzrok przez co spojrzenia moje i Rose się spotkały. Dziewczyna opierała się o drzwi i przyglądała się mi i Mike'owi z rozbawieniem. Nie mogłem się powstrzymać i mimowolnie odwzajemniłem uśmiech.
-Możemy porozmawiać? – przygryzła nerwowo wargę.
-Jasne. – odparłem, zdejmując synka z kolan. Ruszyłem do salonu w towarzystwie szatynki. Usiadłem, czekając na jakikolwiek ruch z jej strony.
-Przemyślałam twoją propozycję i zgadzam się. – odparła, siadając na kanapie.
-A co z Mike’m ? Myślałaś może nad przedszkolem lub nianią? – zapytałem, oblizując usta,
-Moja mama będzie się nim zajmowała. Rozmawiałyśmy już o tym.
-Okej, umowę wyślę ci e-mailem. Jestem pewien, że dasz sobie radę. - posłałem jej pocieszające spojrzenie. -Jeśli wszystko dobrze pójdzie, to będziesz mogła zacząć pracę od poniedziałku.
-To świetnie. - Mike wbiegł do salonu siadając między nami.
-Wieś zie za 20 dni siom moje ulodziny? Laziem z mamą oblicyliśmy w kalendazu. Bedzie duzi tort i będę dmuchał świećki, a potem dośtanę duuzio plezientów. Psyjedzies? - w jego oczach skakały radosne iskoerki.
-Jasne, że tak. - uśmiechnąłem się. 
-Fajnie zie mam telaź mamę i tatę. - wypalił Mike, po czym spojrzał na nas radosny. Nagle jakby go olśniło i spojrzał się na mnie podekscytowany. 
-Ciekaj tu, pokazie ci śwoje autko! - krzyknął i wybiegł z pomieszczenia, jak mniemam w poszukiwaniu zabawki. Zmarszczyłem brwi i zachichotałem, poprawiając nieśmiertelnik widzący na mojej szyi.
-Słuchaj Rose, ostatnio dużo myślałem i chciałbym, żeby moi rodzice poznali Mike'a. - spojrzałem uważnie na dziewczynę. - Oczywiście jeszcze nie teraz, ale rozumiesz. - uśmiechnąłem się lekko. 
-Justin, nie chce żeby to wszystko działo się tak szybko i na siłę. Mike jest jeszcze mały i dla niego cała ta sytuacja jest zupełnie nowa i sam nie do końca  się jeszcze w niej odnalazł. Przez prawie 3 lata żył ze świadomością, że ma tylko mamę, nagle dowiaduje się że ma też tatę i to już jest dla niego spora niespodzianka. Dajmy mu trochę czasu, niech się z tym oswoi.
-Rozumiem i nie mam zamiaru naciskać. Wszystko w swoim czasie, chciałem żebyś po prostu wiedziała o moich planach. - bardziej oparłem się o kanapę i położyłem dłoń na udzie.
-Ziobać mam cielwone autko. Podoba ci siem? - malec trzymał w rączce zabawkę, pokazując mi ją.
-Jest świetny. Musisz przyjechać do mnie po kolejkę, którą zostawiłeś. - powiedziałem i pogłaskałem jego główkę. - Będę się zbierał, zasiedziałem się. Do zobaczenia. - zwróciłem się do szatynki, a Mike'a wziąłem na ręce i pocałowałem w policzek.
-Paa tato. - szepnął, a moje serce szybciej zabiło.
_______________________________________________________________
Kochani dziękujemy Wam bardzo za ponad 10000 tysięcy wyświetleń i 23 komentarze pod 9 rozdziałem! Nawet nie wiecie jak wielką radość nam to sprawia i motywuje do dalszego pisania! Dziękujemy i do następnego <33


CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

PYTANIA - KLIK
INFORMOWANI - KLIK