niedziela, 12 stycznia 2014

Rozdział 17.

Na początku pochylił się i pocałował mnie delikatnie w kącik ust. Zamknęłam oczy i poddałam się. Nagle nie wiedząc co robię z powodu natłoku myśli, pogłębiłam pocałunek. Delikatnie otworzyłam usta, aby już po chwili poczuć język chłopaka, pieszczący moje podniebienie. 
-Rozluźnij się. - sapnął.
Wykonałam jego polecenie i oddałam mu się. Jego miękkie i pełne usta, delikatnie muskały moje, przeniosłam swoje dłonie na jego szyje i delikatnie ją obiełam. Nie wiem ile minęło czasu, nie byłam w stanie o niczym myśleć, liczył się tylko ten pocałunek. Staliśmy tak złączeni i żadne z nas nie chciało tego zakończyć. Nasze ciała co rusz stawały się sobie bliższe, a nasze usta idealnie ze sobą współgrały, jakby były do tego stworzone. Justin przeniósł swoje dłonie na moje plecy i delikatnie je głaskał, zjeżdżając nimi w dół, w momencie gdy włożył dłoń pod moją koszulkę, gwałtownie się od niego oderwałam. 
-Rose przepraszam, zapędziłem się. - mruknął speszony. - Pójdę do siebie, jeszcze raz przepraszam. - szepnął.
-Nie zostań, połóż się ze mną. Proszę. - powiedziałam, nie wierząc w swoje słowa. Justin spojrzał na mnie zszokowany, jakby nie wierząc w to co przed chwilą usłyszał. 
-Jesteś pewna? - zapytał, zdezorientowany.
-Tak. - wzięłam do ręki piżamę i wyszłam do toalety, aby się w nią przebrać. Zajrzałam jeszcze do pokoju Justina, aby przykryć Mike'a, który tam spał, po powrocie do pokoju zastałam Justina leżącego w moim łóżku, robił coś w telefonie. Po cichu zamknęłam drzwi i spojrzałam na chłopaka, nie miał na sobie koszulki, leżał jedynie w długich dresach. Rose dasz radę, musisz to wreszcie kiedyś przełamać. - pomyślałam i podeszłam do łóżka. Położyłam się i delikatnie nakryłam kołdrą. Justin odłożył telefon na szafkę z boku i odwrócił się w moją stronę. 
-To moja wina, gdyby nie moja pieprzona głupota to teraz wiodłabyś normalne życie i nie bałabyś się dotyku mężczyzn. Bo tak jest, prawda? Boisz się tego. - spojrzałam na niego i delikatnie pokiwałam głową. - Jestem takim chujem, a wiesz co boli mnie najbardziej, to że kiedy ci to zrobiłem byłem zupełnie trzeźwy. - dodał, odwracając wzrok.
-To był najgorszy dzień w moim życiu, ale gdyby nie on nie miałabym teraz tak wspaniałego i kochanego syna. No i nie poznałabym też ciebie, wybaczyłam ci to Justin i nie nienawidzę cię. - uśmiechnęłam się do niego.
-Dziękuje. - spojrzał się na mnie. - Jesteś taka śliczna. - zaśmiałam się, dając mu kuksańca w bok. - Naprawdę nie żartuje, jak mi nie wierzysz to możesz zapytać się Mike'a.
-Idźmy już lepiej spać, jutro wigilia. - odwróciłam się do niego plecami, przyciągając kołdrę. - Dobranoc. - sapnęłam i poczułam parę rąk oplatającą mnie wokół tali, oraz ciepło uderzające w moje plecy. Delikatnie się uśmiechnęłam i zamknęłam oczy. 
Obudziłam się wczesnym rankiem, spojrzałam na zegarek stojący na szafce, który wskazywał godzinę siódmą. Odrzuciłam kołdrę i delikatnie zdjęłam z siebie dłonie Justina, które mnie oplatały. Poprawiłam kołdrę, wybrałam ubrania na dziś i wyszłam do łazienki, pozbyłam się piżamy i weszłam pod ciepły strumień wody. Namydliłam swoje ciało, następnie je spłukując. To samo zrobiłam ze swoimi włosami, po wyjściu spod prysznica, spryskałam je jeszcze odżywką, następnie wysuszyłam i wyprostowałam. Nałożyłam tusz na rzęsy i balsam na usta, po czym ubrałam się i zeszłam na dół. Otworzyłam szafkę i wyjęłam słoiczek z kawą, nasypałam łyżeczkę do kubka i zalałam to wrzątkiem, usiadłam przy stole i zaczęłam bardzo wolno pić, aby się nie poparzyć. 


*Oczami Justina*
-Tato cio lobiś w łóśku mojej mamy? - usłyszałem piskliwy głosik, który wyrwał mnie ze snu.
-Usnęliśmy razem. - odparłem zaspany.
-Nie mozieś ź niom śpać, to moja mama, tylko ja mogę ź niom śpać. - tupnął nóżką, a na jego twarzy pojawił się grymas.
-Dobrze już więcej nie będziemy razem spali. Chodź poszukamy tej twojej mamy. - wstałem biorąc go na ręce i powili schodząc po schodach. Dziewczyna stała w kuchni, robiąc śniadanie, Mike podbiegł do niej i mocno przytulił się do jej nogi. Rose pochyliła się nad nim i dała mu buziaka w nosek.
-Nie śpałaś zie mną, tylko ź tatom! Tak nie mozie bić! - ogłosił szatynce, na co się zaśmiała.
-No dobrze, będę spała tylko z tobą. Mój ty mały mężczyzno. - posadziła go na blacie i pocałowała w główkę, mieszając jajecznicę.
-No dobra siadajcie zrobiłam śniadanie. - powiedziała, odwracając się w moją stronę, delikatnie się uśmiechnęła i nałożyła mi porcję na talerz. 

*Oczami Rose*
Około godziny 17 razem z Mike’m ruszyliśmy do pokoju, przebrałam chłopca w czarne spodnie i niebieską koszulę, po czym włączyłam mu bajkę, a sama wyszłam do łazienki.  Wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby i zrobiłam sobie makijaż. Następnie włączyłam suszarkę, aby podsuszyć włosy, a potem użyłam lokówki. Po wyjściu z toalety, ubrałam się i razem z synkiem poszliśmy do kuchni. Moja babcia krzątała się po pomieszczeniu stawiając na stole potrawy, które przygotowałyśmy. Zaczęłam rozkładać sztućce 
podśpiewując pod nosem świąteczną piosenkę, która akurat leciała w radiu. Po chwili Justin zeszedł na dół i wszedł do kuchni biorąc Mike'a na ręce. 
-Mmm pięknie pachnie. - uśmiechnął się co widocznie schlebiło mojej babci. Spojrzałam na niego i delikatnie uśmiechnęłam, miał na sobie czarne spodnie, które lekko zwisały mu z bioder, białą koszulę z podwiniętymi rękawami i cienki czarny krawat. Jego włosy postawione były do góry, co dodawało mu uroku.
-Siadajcie już do stołu, podam zaraz zupę. - odezwała się kobieta, a my wykonaliśmy jej polecenie i już po chwili mój dziadek rozdawał nam opłatek. Wszyscy złożyliśmy sobie życzenia, po czym zasiedliśmy do stołu. 
Po godzinie dziadkowie poszli do swojego pokoju, a ja razem z synkiem i szatynem zostaliśmy w salonie. Usiedliśmy na kanapie i oglądaliśmy bajki z chłopcem, którego bardzo wciągnęły. Nagle poczułam, że Justin przysunął się bliżej mnie i położył swoją dłoń na moją, delikatnie ją ściskając. Mimowolnie się uśmiechnęłam i spojrzałam w stronę synka, który patrzył na nasze złączone dłonie z ogromnym uśmiechem. 
-No dobra chyba nadszedł czas kłaść się spać, jutro rano musimy wcześnie wstać, żeby zobaczyć czy był u nas święty Mikołaj. - przytuliłam synka, całując go w główkę. 
-No dobla. - odpowiedział, wstając i idąc po schodach do naszego pokoju. Gdy staliśmy już pod drzwiami, Mike odwrócił się w stronę Justina.
-Tato choć spać do naś. - zwrócił się do niego, ciągnąc go za rękę. Justin pomógł przebrać się chłopcu w piżamkę i sam też to uczynił. Ja natomiast weszłam do łazienki, zmyłam makijaż i przebrałam się, związując włosy w luźnego koka. Weszłam do pokoju i jak się okazało chłopcy leżeli na łóżku. Zgasiłam światło, a pomieszczenie zostało oświetlone jedynie jasnym blaskiem księżyca. Noc była piękna, gwiazdy rozświetlały całe niebo, a pełnia księżyca dopełniała całość. Weszłam do łózka, kładąc się obok Mike'a, który leżał między mną, a Justinem.
-Doblanoć. - szepnął malec zamykając oczy.
-Dobranoc. - odparłam muskając jego policzek i ułożyłam głowę na poduszce delikatnie gładząc chłopca po jego jasnych włoskach. W pewnym momencie zorientowałam się że Justin mi się przygląda, mimowolnie cicho zachichotałam.
-Co? - spytałam cicho również na niego patrząc.
-Nic. - wzruszył ramionami uśmiechając się lekko. - Nie masz pojęcia jak bardzo jestem szczęśliwy. - dodał oblizując wargi. Spojrzałam na spokojną twarz mojego synka, który już spał i uniosłam kąciki ku górze. - Chciałbym przedstawić was swoim rodzicom. - szepnął, na co zdezorientowana uniosłam wzrok. 
-Jesteś pewien? - szepnęłam nie chcąc obudzić małego.
-Jak niczego innego. Dużo im o was opowiadałem. - zachichotał na co mu zawtórowałam. 
-W takim razie w porządku. - oblizałam usta, czując jak coraz bardziej kleją mi się oczy.
-Jesteś śpiąca, dobranoc Rose. - wyszeptał, wyczuwając moją senność. 
-Dobranoc Justin. - odparłam przymykając oczy. Nagle poczułam ciepłą dłoń na swoim biodrze, lekko się wzdrygnęłam, ale już po chwili strach przerodził w delikatny uśmiech, nim się obejrzałam odpłynęłam w cudowną krainę Morfeusza. 


*Oczami Justina*
Obudziłem się o 8 i pośpiesznie ubrałem wychodząc z domu po prezent dla synka, wniosłem go i postawiłem przy kominku. Prezenty który kopiłem dla Rose i jej dziadków również dołączyłem i wróciłem do łóżka. Położyłem się obok Rose i zacząłem się jej przyglądać. Delikatnie ściskała w dłoni kołdrę, spokojnie oddychając. Mimowolnie się uśmiechnąłem i przychyliłem w jej stronę, składając na jej ustach szybki pocałunek. Jak mogłem ją skrzywdzić? - pomyślałem i objąłem ją dłońmi wokół tali i zamknąłem oczy zasypiając. 

-Mamo! Tato! Sibko! Mikołaj ma dla naś plezienty! - obudził mnie krzyk mojego synka. Razem z Rose poderwaliśmy się z łóżka i poszliśmy do salonu, gdzie stały już podarunki. Po chwili dołączyli do nas dziadkowie Rose, których obudził krzyk Mike'a.
-Moge loźdać? - zapytał chłopiec, na co wszyscy mu przytaknęliśmy. Wziął pierwszy prezent i z pomocą babci przeczytał że jest on dla Rose. Gdy wszyscy dostaliśmy już swoje podarunki, zaczęliśmy je rozpakowywać. Przerwałem na moment by sprawdzić reakcję szatynki na prezent, który jej kupiłem. Gdy dziewczyna uchyliła wieczko pudełeczka, jej źrenice mimowolnie się rozszerzyły. Na miękkiej poduszce leżała srebrna bransoletka. Szatynka uniosła wzrok i od razu skierowała go na mnie, na co delikatnie się uśmiechnąłem wracając do rozpakowania swojego prezentu. Po chwili moim oczom ukazał się elegancki złoty zegarek. Bez słowa podszedłem do niej, lekko obejmując.
-Dziękuję. - posłałem jej uśmiech odsuwając się i ponownie przenosząc wzrok na przedmiot w mojej dłoni.
-Ja również dziękuję, ta bransoletka na pewno kosztowała fortunę, ja ... - zaczęła, ale jej przerwałem.
-Nie kończ. - zachichotałem. - Są święta dlatego chciałem kupić wam coś wyjątkowego. Mam nadzieję że ci się podoba. - uniosłem brwi.
-Oczywiście, jest przepiękna. - mruknęła dziewczyna, unosząc lekko kąciki ust. 
-O Bozie jakie siupel plezienty dośtałem od Mikołaja! Dziękuję Mikołaju, kocham ciem! - krzyknął malec, gdy uporał się z rozerwaniem papieru, na co wszyscy przenieśliśmy wzrok na niego wybuchając śmiechem.
-Mamo ziobać dośtałem taki duzi siamochód! - dodał podekscytowany, patrząc się na Rose. 
-Ubierzemy się i wyjdziemy na dwór to będziesz mógł się nim przejechać. - odpowiedziała uśmiechając się promiennie. 
Po około godzinie przebraliśmy się i wyszliśmy całą trójką na dwór. Wsadziłem baterię do pilota i wyniosłem samochód na podjazd. Mike pospiesznie do niego wsiadł, a ja włączyłem go i zacząłem kierować. Chłopiec był w niebo wzięty, cały czas się śmiał i promieniał, przez co moje serce szybciej biło. Musze przyznać, że to najlepsze święta jakie kiedykolwiek miałem. 
_______________________________________________________________
Udało nam się i tak jak obiecałyśmy dodajemy dzisiaj rozdział! Dziękujemy za szczere komentarze pod 16 rozdziałem i liczbę wyświetleń, która bardzo szybko rośnie <3 Do następnego xoxo



CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

PYTANIA - KLIK
INFORMOWANI -KLIK

środa, 8 stycznia 2014

Rozdział 16.

Moja babcia ma rację, nie uda mi się zataić faktu, że Mike jest synem Justina. Zszokowana stałam, nie wiedząc co mam odpowiedzieć.
-Jesteś moją wnuczką i najważniejsze jest dla mnie twoje szczęście, nie chce mieszać w twoim życiu, dlatego zachowam to dla siebie. A jeśli chodzi o dziadka, to nim się nie martw, jest ślepy jak kret. - zaśmiałyśmy się.
-Dziękuje, kocham cię. - przytuliłam kobietę, całując w policzek.
-Leć już do Mike'a, ja sama dam radę to dokończyć. - pogoniła mnie.
-No dobrze, zrobię nam jeszcze herbatę.
Uśmiechnęłam się do niej i weszłam po schodach do pokoju. Po otworzeniu drzwi zobaczyłam, że mój synek usnął przytulony do Justina, który spokojnie mu się przyglądał.
-Zrobiłam ci herbatę z cytryną. - podałam kubek chłopakowi, a sama usiadłam na ciepłym dywanie opierając głowę o ścianę. Po paru minutach Justin dołączył do mnie.
-Jest po 23, a mi nie chce się spać. - mruknął.
-Mam tak samo. - zaśmiałam się, spuszczając głowę.
-Możemy pogadać tak szczerze? Mam do ciebie kilka pytań. - przygryzł wargę, uśmiechając się.
-Jasne. - sięgnęłam po koc z fotela i okryłam się nim. - A więc słucham.
-Dobrze. - zaczął. - Wiem, że wyrządziłem ci cholerną krzywdę i zachowałem się jak pieprzony łajdak, ale co poczułaś gdy dowiedziałaś się że jesteś w ciąży? - oblizałam spierzchnięte wargi, starając się ułożyć w głowie odpowiedź.
-Na początku nie chciałam tego do siebie dopuścić, łudziłam się że to chory sen, z którego zaraz się obudzę i wszystko będzie tak jak dawniej. Nie chciałam tego dziecka i tak było aż do momentu, w którym zobaczyłam go podczas badania USG. Potem pierwsze ruchy w brzuchu, miałam go w sobie przez 9 miesięcy i kiedy wreszcie się urodził wszystkie złe wspomnienia zniknęły. Liczył się tylko on, był taki malutki, jak jakaś laleczka. - mimowolnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech. - A potem się zaczęło, wstawanie w nocy, płacz, wymioty i tak cały czas, ale miałam to gdzieś, ponieważ go kochałam, był i nadal jest dla mnie najważniejszy. Pamiętam jego ząbkowanie, o Boże jak on płakał, czasami nosiłam go przez cały dzień, a on w ogóle się nie uspokajał. Potem raczkowanie, wszędzie było go pełno, musiałam chodzić za nim krok w krok bo bałam się, że może zrobić sobie krzywdę. Potem zaczął chodzić, pamiętam jak kiedyś jedliśmy z rodzicami obiad, a on przebiegł nam pod stołem, był taki mały że bez problemu mógł sobie pod nim chodzić. No i moment, w którym zaczął mówić, zezłościł się na mnie w parku bo zabrałam mu loda, chciałam mu tylko wytrzeć buzię i właśnie wtedy powiedział do mnie po raz pierwszy "mamo". Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszyłam, miałam ochotę skakać z radości. - zaśmiałam się, kończąc moją przemowę.
-Chciałbym w tym wszystkim uczestniczyć, mam nadzieje że zrekompensuje wam ten czas, chociaż to będzie bardzo trudne. - odparł, przeczesując włosy dłonią. -A co na to twoi rodzice?
-Gdy dowiedzieli się o ... gwałcie, byli zszokowani, chyba każdy rodzic by był. Przez długi czas byli źli, ale kiedy urodziłam Mike'a ich podejście całkowicie się zmieniło. Pokochali go, tak samo jak ja. On ma w sobie jakiś urok przyciągania do siebie dobrych ludzi. - odparłam, pijąc ciepłą ciecz.
-No pewnie po kimś to ma. - na ustach chłopaka pojawił się delikatny uśmieszek. - Masz ... miałaś kogoś, w sensie jakiegoś chłopaka? Jeśli nie chcesz to nie musisz odpowiadać. - speszony spuścił wzrok.
-Nie jest okej. Mam jednego mężczyznę, ma na imię Mike. Nie ma i nie było nikogo innego. A ty ... masz kogoś? - zagadnęłam, a moje policzki przybrały różowego koloru.
-Była taka jedna, ale tak jak powiedziałem była. - przygryzłam wargę, podziwiając widok za oknem.
-Co Mike dostanie od ciebie na święta? - zapytał szatyn.
-Kupiłam mu takie małe samochodziki, jest do nich taka rampa, po której mogą jeździć.
-Ja kupiłem mu taki duży samochód na pilota, przeniosłem go już do garażu z twoim dziadkiem. Chyba powinienem już iść, jest późno. Musimy częściej rozmawiać. - wstaliśmy, chłopak poszedł do drzwi i gdy miał już wychodzić, cofnął się i odwrócił. Nachylił się w moją stronę i złożył delikatny pocałunek na moim policzku.
-Dobranoc. - szepnął, cicho opowiedziałam i zamknęłam za nim drzwi. Po jego wyjściu, delikatnie dotknęłam swojego policzka i uśmiechnęłam się. Podeszłam do szafki i wyciągnęłam swoją piżamę, składającą się z luźnej koszulki i dresowych spodni, szybko się w nią przebrałam i położyłam się obok synka, przykrywając nas kołdrą. Pocałowałam go w główkę i już po chwili usnęłam.

Od naszego przyjazdu minęły już trzy dni. Chłopcy całe dnie spędzają na dworze, a ja pomagam babci, przed jutrzejszą wigilią. Zrobiłyśmy już chyba z 10 potraw, posprzątałyśmy w domu, nic nie poradzę na to że u mojej babci wszystko musi być na wysokim poziomie. Jak na swoje lata, jest bardzo energiczna i żywiołowa. - pomyślałam, rozbierając Mike'a z kurtki.
-Mamo ulepiliśmy ź tatom takiego duziego bałwana! - oznajmił mi uradowany.
-To już chyba 5. - odpowiedziałam, zdejmując mu szalik.
-Ale ten jeśt najfajniejsi. - uśmiechnął się do mnie i pocałował. - Zrobiś nam golonciom ciekolade?
-Już zrobiłam, czeka na was w kuchni. - odparłam, odwieszając kurtkę na wieszak. Ruszyłam do kuchni, gdzie Justin i Mike właśnie kończyli swoje napoje.
-Mamo, bo ja i tata chciemy ziebyś pośła ź nami na sianki. - mój synek, podszedł do mnie, robiąc maślane oczka.
-Nie dawno wróciliście z dworu. - odpowiedziałam, biorąc go na ręce.
-Plosie, dam ci buziaka jak siem źgodziś. - zrobił dzióbek z ust, kierując go w moją stronę.
-No dobrze niech wam będzie. - zaśmiałam się i zaczęłam go całować po policzkach, a mały śmiał się wniebogłosy.
-Juś... plosie ... puść mnie ... mamo. - mówił przez śmiech. Przestałam i spojrzałam się na niego poważnie.
-To chodźmy się ubrać. - ruszyłam z synkiem do przedpokoju, gdzie się ubraliśmy. Justin już po chwili dołączył do nas i całą trójką wyszliśmy na dwór, wzięliśmy sanki i ruszyliśmy w stronę małych górek, z których zjeżdżałam, będąc jeszcze małą dziewczynką.
-Dobrze, więc wejdź z tatą na szczyt, a ja zostanę tutaj i złapię cię gdy zjedziesz, okej? - uśmiechnęłam się szeroko na co malec kiwnął główką i razem z Justinem wszedł na niezbyt wysoki pagórek. Już po chwili Mike zaczął zjeżdżać piszcząc i śmiejąc się w najlepsze.
-Trzymaj się! - krzyknęłam do niego ze śmiechem, a gdy był blisko mnie chwyciłam za krawędzie sanek zatrzymując go.
-Ale to fajne! - krzyknął chłopiec klaszcząc w rączki. -Zjeździałem juś ź tatom, telaz chciem ź tobą. - zarządził i zaczął prowadzić mnie na szczyt górki. Justin przyglądał nam się z uśmiechem, a gdy razem z synkiem usiadłam na sankach, pchnął nas lekko byśmy zjechali. Pomimo tego ile miałam lat, muszę przyznać, że wspaniale się bawiłam.
-Telaz zjedź z tatom. - zachichotał Mike na co mu zawtórowałam.
-Nie sądzę żeby to był dobry pomysł, jeszcze sanki się pod nami załamią. - zaśmiałam się poprawiając małemu czapkę.
-To jest bardzo dobry pomysł i nic się nie załamie, chodź. - wyszczerzył się szatyn na co przewróciłam oczami z rozbawieniem i oboje weszliśmy na szczyt, a Mike został na dole bawiąc się śniegiem.
-Boże. - parsknęłam śmiechem gdy siedliśmy na "pojeździe", to musiało wyglądać komicznie. Dwójka pełnoletnich ludzi bawiąca się dziecięcymi sankami. Nagle Justin odepchnął się nogą i oboje zjechaliśmy, lecz u podnóża pagórka wywróciliśmy się lądując na zimnym, miękkim śniegu. Los tak chciał że wylądowałam na Justinie, który miał z całej sytuacji niezły ubaw.
-To nie jest śmieszne. - pisnęłam choć sama również zachichotałam. Szatyn odgarnął mi kosmyk niesfornych włosów z twarzy uśmiechając się delikatnie. Nasze twarzy zaczęły się do siebie zbliżać, przenosiłam wzrok z oczu na usta chłopaka i z powrotem. Gdy byliśmy niebezpiecznie blisko siebie, poczułam jak uderza mnie coś w ramię. Od razu odwróciłam głowę w tamtą stronę i zobaczyłam Mike'a, który chyba postanowił urządzić sobie z nami bitwę na śnieżki. Justin również na niego spojrzał i oboje wstaliśmy ze śniegu kręcąc głowami z rozbawienie. Otrzepałam się ze śniegu i poprawiłam swój szalik. Justin ulepił małą kulkę i rzucił nią w chłopca, przez co ten zaczął się śmiać. Aby uniknąć zimnego i niefajnego uderzenia, postanowiłam się ulotnić i dyskretnie wrócić do domu. Jako że chłopcy byli zajęci w najlepsze bitwa na śnieg, to bez większych problemów, wróciłam do domu. Rozebrałam się, zrobiłam gorącą czekoladę i  weszłam do mojego pokoju, postawiłam kubek z ciepłym napojem na szafce. Z fotela wzięłam koc, którym się okryłam i usiadłam na łóżku. Zaczęłam powoli pić czekoladę, która była idealna na zimowe dni. Wzięłam do ręki książkę i zaczęłam ją czytać. Po około 30 minutach ktoś postanowił mi przerwać, ponieważ usłyszałam pukanie. Powiedziałam ciche "proszę" i już po chwili zobaczyłam Justina.
-Hej, jesteśmy już, Mike usnął, w sumie to wcale mu się nie dziwię bo wybawił się za wszystkie czasy. -powiedział szatyn siadając na brzegu łóżka.
-Musieliście strasznie zmarznąć bo cały się trzęsiesz. Mam koc, chodź to się nakryjesz. - kiwnęłam zachęcająco głową w jego stronę.
Chłopak natychmiast usiadł obok mnie i szczelnie się nakrył.
-Co czytasz? - zapytał zerkając na moją lekturę.
-Oskar i pani Róża. Jeśli mam być szczera to bardzo mi się spodobała. - mruknęłam, uśmiechając się.
Między nami zapadła cisza, bardzo niezręczna cisza, którą na szczęście przerwał Justin.
-Rose co byś zrobiła gdybym cię teraz pocałował? -wypalił. Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Spojrzałam na jego pełne, malinowe usta i miałam cholerną ochotę poczuć je na sobie. Ale z drugiej strony nie chciałam tego pocałunku, ponieważ ... ponieważ ... no dobra chciałam żeby mnie pocałował i to bardzo. Nie musiałam długi czekać, ponieważ szatyn za moją odpowiedź wziął milczenie i złączył nasze usta.
_______________________________________________________________
Jesteście niesamowici! Nie dość, że mamy ponad 30 tysięcy wyświetleń bloga to jeszcze 47 komentarzy pod rozdziałem 15 <3 Jak sami widzicie zaczyna się dziać między Rose i Justinem kdshajdhshd! Buziaki i do następnego! <33


CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

PYTANIA - KLIK
INFORMOWANI -KLIK

sobota, 4 stycznia 2014

Rozdział 15.

Leniwie otworzyłam powieki, rozglądając się po pokoju. Byłam w salonie, a dokładniej leżałam na kanapie. Dopiero po chwili zorientowałam się że coś mnie trzyma, odwróciłam się i zobaczyłam śpiącego Justina. Musieliśmy razem usnąć, po położeniu Mike'a. Mimowolnie się uśmiechnęłam i wstałam idąc do kuchni. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam z niej ser oraz szynkę. Pośpiesznie zrobiłam zapiekanki i wsadziłam je do piekarnika. Zerknęłam w stronę zegarka 7.05 - mam jeszcze trochę czasu. - pomyślałam. Weszłam do pokoju synka i przykryłam go kołderką całując w główkę. 
-Hej. - usłyszałam głos za sobą.
-Cześć, właśnie zrobiłam śniadanie i będę szykowała się do pracy. - powiedziałam, patrząc na zaspanego chłopaka.
-Nie musisz iść dzisiaj do pracy, właściwie to robię ci wcześniejsze święta. Lepiej będzie jeśli zostaniesz w domu i zaopiekujesz się maluchem. - zerknął w jego stronę, lekko się uśmiechając.
-Dziękuję. - odparłam. - W piekarniku są zapiekanki, dasz sobie z nimi radę? Ja poszłabym w tym czasie wziąć prysznic. - zaśmiałam się.
-Okej. - wyszedł z pokoju, a ja weszłam do łazienki. Rozebrałam się ze wczorajszych ubrań i weszłam pod strumień ciepłej wody, który zdecydowanie mnie zrelaksował. Nałożyłam na włosy mój szampon o zapachu malinowym, oraz żel do ciała. Z ogromną niechęcią wyszłam z kabiny, owijając się ciepłym białym ręcznikiem. Próbowałam cicho opuścić pomieszczenie niestety nie udało mi się zostać niezauważoną, ponieważ za mocno zamknęłam drzwi od toalety, przez co wzrok Justina powędrował na mnie. Chłopak uśmiechnął się przez co moje policzki przybrały różowy kolor. Zażenowana weszłam do swojego pokoju i otworzyłam szafkę. Widziałam mnie prawie nagą. - pomyślałam i ubrałam się . Przeczesałam włosy dłonią, głęboko oddychając. Otworzyłam drzwi i weszłam do kuchni, gdzie siedział szatyn. 
-Za pół godziny powinienem być w pracy, więc będę już jechał, muszę jeszcze wskoczyć do domu. Nie martw się niczym, opiekuj się Mike'm, a jakby znowu się coś działo to dzwoń nawet o 3 w nocy. Wpadnę do was po pracy, zobaczyć co i jak. Pójdę się jeszcze z nim pożegnać. - wstał, wstawiając naczynia do zmywarki, po czym ruszył do pokoju naszego synka. - Do zobaczenia Rose. - mruknął i wyszedł. Napiłam się herbaty i udałam do pokoju Mike'a. Po cichu podeszłam do jego łóżka przykładając delikatnie dłoń do jego czoła. Wciąż był rozpalony, ale już nie tak bardzo jak wczoraj. Poszłam do łazienki i zmoczyłam zimną wodą ściereczkę, po czym wróciłam do malca i ostrożnie położyłam mu okład na czoło. Na szczęście się nie obudził, jedynie poruszył i wymamrotał coś pod nosem. Pogładziłam kciukiem wierzch jego małej rączki i wyszłam z pokoju, udając się do salonu.

*Oczami Justina*
Po opuszczeniu mieszkania Rose, wsiadłem do auta i wróciłem do swojego domu. Zaparkowałem na podjeździe i wszedłem do środka. 
-Lucy zadzwoń proszę do Jasmine i powiedź jej, żeby przyjechała do mnie, najlepiej teraz. - zwróciłem się do mojej gosposi i wszedłem do łazienki. 
Pośpiesznie odbyłem poranną toaletę, przebrałem się i zszedłem do kuchni. Zrobiłem sobie kawę i zacząłem pakować potrzebne mi na dzisiaj dokumenty do walizki. 
-Hej Justin. - usłyszałem za sobą spokojny głos Jasmine.
-Cześć. Siadaj. Musimy pogadać. - mruknąłem.
-Stęskniłam się za tobą. - oplotła moją szyję, całując w policzek.
-Na serio musimy pogadać. Siadaj. - niechętnie oderwała się ode mnie i usiadła na krześle. 
-Znamy się od ponad 3 miesięcy i wiesz, na serio było fajnie i miło, ale to koniec. - powiedziałem twardo.
-Zrywasz ze mną? - wrzasnęła. Nie byliśmy nawet razem, to był tylko seks.- pomyślałem.
-Mam kogoś innego, ty też na pewno kogoś spotkasz. - uśmiechnąłem się w jej stronę, czekając na jakąkolwiek reakcję.
-Jesteś bezczelnym dupkiem! - krzyknęła wstając. - Pożałujesz tego, zobaczysz! - dodała i wyszła trzaskając drzwiami. 
Myślałem że będzie gorzej. - dopiłem kawę, wychodząc z domu. Wsiadłem do auta i szybko ruszyłem do pracy. 
-Dzień dobry panie Bieber. - przywitała mnie jedna z pracownic, skinąłem do niej głową i wsiadłem do windy, jadąc do swojego biura. 
-Coś czuje, że to będzie cholernie długi i męczący dzień. - powiedziałem sam do siebie. 

***
Po wyjściu z firmy wyjąłem z kieszeni telefon i od razu wybrałem numer Rose. Odebrała po czterech sygnałach.
-Halo? - usłyszałem w słuchawce jej słaby głos.
-Płakałaś? - spytałem niepewnie, marszcząc brwi. -Co się dzieje, co z Mikem?
-Nie wiem Justin, nie wiem już co robić, nic mu nie przechodzi. - jęknęła ze zmartwieniem w głosie na co nerwowo przeczesałem palcami włosy idąc w stronę swojego samochodu.
-Wyszedłem właśnie z pracy, pojadę do domu, ogarnę się szybko i u was będę. Daj mi dosłownie pół godziny. - rzuciłem i rozłączyłem się wsiadając do auta na miejsce kierowcy. Odpaliłem silnik ruszając w stronę swojego mieszkania. Przekraczałem wszystkie możliwe dozwolone prędkości, ale nie zwracałem na to uwagi, miałem ważniejsze rzeczy na głowie niż przestrzeganie jakiegoś gównianego prawa. Gdy byłem na miejscu czym prędzej poszedłem na górę i wziąłem ekspresowy prysznic przebierając się w luźniejsze ubrania.
Po około dwudziestu minutach byłem już pod domem Rose. Wysiadłem z samochodu i nawet nie pukając, wszedłem do środka.
-Jestem. - powiedziałem nieco głośniej rozglądając się. Z sypialni wyszła szatynka z malcem na rękach. Był strasznie osłabiony i blady, jedynie na jego policzkach widniały mocne wypieki.
-Co się dzieje? - mruknąłem zmartwiony podchodząc do nich i pogłaskałem Mike'a po włoskach.
-Nie mam pojęcia, żadne domowe sposoby mu nie pomagają. - szepnęła dziewczyna ze łzami w oczach. -Dzwoniłam do ośrodka i nie ma na dzisiaj już miejsc. - wyszeptała, a z jej oczy popłynęły łzy. Wziąłem od niej chłopca i zaniosłem do jego pokoju, szczelnie przykrywając. Dziewczyna nie przestając płakać usiadła obok mnie, mimowolnie przytuliłem ją do siebie, pocierając dłonią jej plecy, aby chodź trochę się uspokoiła. 
-Nic mu nie będzie, nie płacz już. - mruknąłem, wycierając kciukiem jej łzy. 
-Czuje że to moja wina, teraz musi się męczyć. - wyszlochała, mocniej się we mnie wtulając, przez co nasze twarze znalazły się bardzo blisko siebie. Delikatnie się nachyliłem i gdy nasze wargi miały się spotkać, przerwał nam płacz naszego synka. Gwałtownie oderwaliśmy się od siebie. Rose podeszła do Mike'a i wzięła go na ręce uspokajając. Chłopiec wystawił rączki w moją stronę, więc wziąłem go na kolana i przytuliłem, całując w główkę.
-Dużo myślałam nad tymi świętami i jeśli oczywiście chcesz i masz ochotę, to możesz jechać z nami do moich dziadków. Wiesz Mike strasznie chce, żebyś był z nami w święta, a u mojej rodziny miejsca jest sporo. - uśmiechnęła się,wycierając łzy i czekając na moją reakcję.

*4 dni później*
Obudziłem się wczesnym rankiem i od razu poszedłem do łazienki wziąć szybki, gorący prysznic. Dwa dni temu byłem u rodziców i dalszej rodziny, aby złożyć im życzenia i wręczyć prezenty. Co do firmy to dzwoniłem już powiadamiając, że nie będzie mnie w pracy przez kilka dni, odwołałem wszystkie spotkania i szczerze mówiąc mam to gdzieś, bo Rose i mój syn są dla mnie ważniejsi. Po odbyciu porannej toalety ubrałem się i wróciłem do swojej sypialni. Już wczoraj wieczorem zacząłem się pakować, dzisiaj musiałem ewentualnie dorzucić do walizki rzeczy, o których zapomniałem. Po pół godzinie byłem już gotowy, zniosłem swoje bagaże na dół po czym zaniosłem je do bagażnika. Na dworze było mroźno i lekko prużył śnieg, mimo to atmosfera była cudowna. Wróciłem do domu i założyłem buty oraz kurtkę, sprawdziłem czy mam w kieszeniach telefon i klucze po czym opuściłem budynek zamykając drzwi. Wsiadłem do auta i wyjechałem na ulicę zamykając bramę pilotem po czym ruszyłem w stronę domu Rose. Droga minęła mi szybko podczas słuchania świątecznych piosenek lecących w radiu.
-Hej. - krzyknęła zabiegana Rose, po otworzeniu mi drzwi.
-Cześć. Mogę wziąć już te walizki do samochodu? - zapytałem, wchodząc do środka.
-Tak i jakbyś mógł to weź ze sobą też Mike'a, ja jeszcze tylko wezmę mu ciastka i picie na drogę i zejdę do was. - odkrzyknęła z pokoju.
-Hej draniu. - krzyknąłem biorąc chłopca na ręce i podrzucając wysoko do góry. - Jak tam gardło? 
-Cieść, dobzie juś nie boli. - odpowiedział dumny. Posadziłem go na krześle i założyłem buty, a następnie kurtkę i czapkę. Wziąłem walizki, złapałem chłopca za rękę i zeszliśmy na dół. 
-Ciesie sie zie jedzieś ź nami, moja babcia lobi pyśne pielogi, wieś? - zaśmiał się, wesoło skacząc w drodze do auta. 
-Na pewno ich spróbuje. - otworzyłem bagażnik i wrzuciłem do niego torby, następnie wziąłem chłopca na ręce i zapiąłem w foteliku. Sam natomiast usiadłem za kierownicą i zacząłem rozśmieszać Mike'a robiąc śmieszne miny w lusterku. Nim się obejrzeliśmy z mieszkania, wyszła Rose, otworzyła drzwi i wsiadła do pojazdu zapinając pasy.
-No to ruszamy. - powiedziałem, odpalając silnik. Dziewczyna odwróciła się do naszego synka i pomogła zdjąć mu kurteczkę, ponieważ w samochodzie było ciepło, narzuciła mu jedynie na nogi kocyk i lekko opuściła fotelik, aby wygodnie mu się siedziało. Dla zabicia nudy wręczyła mu jeszcze książeczkę z autami i ciastko. 
-Z tego co sprawdzałem będziemy jechać około półtorej godziny miejmy nadzieję, że nie będzie korków. 
-To chyba raczej nie możliwe. - zaśmiała się, patrząc w bok.
-Mam nadzieję, że twoi dziadkowie nie będą źli, trochę mi głupio tak do nich jechać. - odezwałem się, zjeżdżając na drugi pas.
-Na pewno nie będą źli, są bardzo mili jak to dziadkowie. 
Przez resztę drogi siedzieliśmy w ciszy, Mike zajęty był książką, a Rose robiła coś w telefonie, postanowiłem się nie odzywać tylko skupić na drodze. 

Po około dwóch godzinach byliśmy na miejscu. Muszę przyznać, że było tu pięknie, a widok rozpościerających się w oddali gór dodawał jeszcze większego uroku. Odwróciłem się do tyłu i zobaczyłem, że Mike zasnął na co cicho zachichotałem.
-Obudź go, a ja wyjmę bagaże. - zwróciłem się do Rose. Dziewczyna odpięła pas i wysiadła z auta otwierając drzwi od strony chłopca, a ja tymczasem zabierałem z bagażnika nasze walizki. Nie będę kłamał, czułem się dziwnie będąc tutaj, bo miałem wrażenie że najzwyczajniej w świecie się wpraszam. Nagle z domu wyszła miło wyglądająca staruszka.
-Jak dobrze że już jesteście. - uśmiechnęła się i podeszła do dziewczyny i Mike'a, który zaspany przecierał oczka. -Rose skarbie, tak się za tobą stęskniłam. - powiedziała przytulając ją i gładząc po plecach. Następnie przywitała się z maluchem i spojrzała na mnie.
-A cóż to za młodzieniec?
-To Justin, mój... przyjaciel. - uśmiechnła się lekko szatynka.
-Dzień dobry, miło panią poznać. - posłałęm kobiecie szczery uśmiech, a w jej oczach widziałem, że nie ma nic przeciwko mojego pobytu tuta.
-Dzień dobry chłopcze. - przytuliła mnie w babcinym uścisku, a Rose zza jej pleców pokazała mi kciuka chichocząc i bezgłośnie powiedziała "polubiła cię".
Gdy wnieśliśmy nasze rzeczy do domu, z salonu wyszedł również starszy mężczyzna, jak mniemam dziadek Rose. Dziewczyna przedstawiła nas sobie i sama przywitała się ze staruszkiem.
-Dobrze, my pójdziemy się wypakować. - uśmiechnęła się i wzięła Mike'a za rączkę po czym kiwnęła do mnie głową i udaliśmy się na górę.

-Nasz pokój jest tutaj, a twój naprzeciwko. - otworzyła drzwi i razem z chłopcem weszli do środka. Zrobiłem to samo, rozglądając się po pokoju. Swoją torbę położyłem na podłodze, rozpakowując ubrania. Po skończeniu rzuciłem się na łóżko i odwróciłem głowę, w prawą stronę obserwując wspaniały widok na zaśnieżone góry. Niechętnie podniosłem się z bardzo miękkiego materaca i wszedłem do pokoju Rose. Dziewczyna stała do mnie tyłem i rozpakowywała torby, rozmawiając z Mike'm.
-A więc jestem twoim przyjacielem? - zagadnąłem, siadając w fotelu. 
-Nie wiedziałam co mam jej powiedzieć, a przyjaciel był dobrym wyjściem z sytuacji. - odwróciła się w moją stronę, delikatnie się uśmiechając.
-Niech ci będzie. Musimy iść na sanki, a potem ulepimy wielkiego bałwana, co ty na to? - zwróciłem się do chłopca, który ochoczo pokiwał głową.
Resztę dnia spędziliśmy z dziadkami Rose w salonie, popijając ciepłą herbatę oraz śmiejąc się z różnych opowieści małżeństwa.

*Oczami Rose*
Pod wieczór, gdy mężczyźni poszli już do swoich pokoi, zostałam w kuchni, aby pomóc babci w sprzątaniu.
-Uwielbiam u was być, tutaj jest zupełnie inaczej, tak spokojnie i ta wspaniała atmosfera. - odezwałam się, wycierając talerze.
-I towarzystwo. - dodała babcia, przerywając swoją prace. - Kochanie może i jestem stara, ale nie głupia. Są jak dwie krople wody i gołym okiem widać, że Justin to jego ojciec. 
_______________________________________________________________
Niespodzianka! Rozdział pojawia się już dzisiaj, ponieważ jest ponad 28 tysięcy wyświetleń. Bardzo bardzo Wam za nie dziękujemy, jesteście świetni ! <3 
W zakładce "informowani o nowych rozdziałach" są 32 osoby, a liczba komentarzy jest dużo mniejsza i to nie jest do końca miłe. No nic mamy nadzieję, że to się zmieni, do następnego ;*


CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

PYTANIA - KLIK
INFORMOWANI -KLIK