-Siom? Siom juś moi goście? - zapytał zaspany chłopiec, odrzucił z siebie kołdrę i wstał. Zaczął pocierać rączkami oczka, przez co zachichotałam.
-Musisz się ubrać, goście zaraz przyjadą. - powiedziałam, otwierając szafkę.
Ubrałam synka i kazałam iść mu do salonu, sama natomiast weszłam do łazienki, pozbyłam się swoich ubrań i weszłam pod strumień ciepłej wody. Wzięłam szybki prysznic, po czym wyszłam z toalety w samym ręczniku. Wysuszyłam włosy, a potem wzięłam lokówkę.
Zadowolona efektem końcowym mojej fryzury, wyjęłam kosmetyki i nałożyłam lekki podkład, zrobiłam kreski i wy tuszowałam rzęsy. Otworzyłam szafkę z bielizną i nie wiem co mnie podkusiło, ale wybrałam czarną, koronkową bieliznę, którą kupiłam ze Stellą, na to założyłam sukienkę i ruszyłam w stronę synka. Poprawiłam marynarkę i spojrzałam na niego.
-Jak wyglądam? - uśmiechnęłam się, na co malec spojrzał na mnie i odwzajemnił gest.
-Ślićnie. - krzyknął, a ja zachichotałam.
-Zaraz będą goście. - powiedziałam i udałam się do kuchni, stawiając na stole potrawy. Gdy wszystko było już gotowe jak na zawołanie usłyszałam dzwonek do drzwi. Mike wybiegł na korytarz, podskakując i starając się dosięgnąć zamka. Zaśmiałam się i podeszłam, pomagając mu w tej czynności. W progu ujrzałam swoich rodziców, mama trzymała w ręku prezent, a tata bombonierkę i wino. Zaprosiłam ich do środka, gdzie złożyli Mike'owi życzenia i wręczyli podarunek, po czym udali się do kuchni.Po niedługim czasie zebrali się już wszyscy goście, dzięki czemu mogliśmy zacząć imprezę.
***
Po trzech godzinach wszyscy zebrani, zaczęli się zbierać. Mama pomogła mi jeszcze przy sprzątaniu, po czym również wróciła do domu. Weszłam do pokoju Mike'a i zobaczyłam, że otwiera prezenty.
-I jak? Który podoba ci się najbardziej? - zapytałam, siadając na brzegu łóżka.
-Wsiśkie siom siupel! - wykrzyknął, siadając obok. - A kiedy ziobacie siem z tatom? - dodał, oblizując usteczka.
-Przebiorę się i będziemy się zbierać. - odparłam, uśmiechając się. Wstałam i weszłam do swojego pokoju, przebrałam się i poprawiłam makijaż. Z każdą minutą denerwowałam się coraz bardziej, nie wiedziałam jak mama zachować się po wczorajszym incydencie z Justinem.
*Oczami Justina*
Obudziłem się wcześniej niż zwykle, aby mój dzisiejszy plan wypalił. Wziąłem szybki prysznic, ogoliłem się, ponieważ na mojej twarzy widniał lekki zarost, następnie ubrałem się i ruszyłem do kuchni. Wypiłem kawę, zjadłem kanapki i wyszedłem z domu. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem w stronę celu. Będąc na miejscu, wszedłem do budynku i podszedłem do mojego kolegi Tom'a.
-Siema. To co dzisiaj robimy? - zagadnął, podając mi dłoń.
-Chce sobie wytatuować napis "Mike" na nadgarstku. - wskazałem na wybrane miejsce. Może pomyślicie, że to głupi prezent, ale gdy przypomnę sobie radość małego na widok moich tatuaży, to jestem pewien, że ten na pewno mu się spodoba.
-Nie wiem czy się tutaj zmieści, ale zobaczymy co się da zrobić. - uśmiechnął się. - Siadaj. - dodał, pokazując ruchem dłoni na fotel. Usiadłem we wskazanym miejscu, kładąc rękę na podłokietniku. Wyjąłem telefon i odpisałem na zaległego sms-a, podczas gdy Tom przygotowywał sprzęt. Wybrałem czcionkę, a chłopak dokładnie oczyścił mój nadgarstek. Już po chwili zaczął mnie tatuować, a pomieszczenie wypełnił dźwięk bzyczącej maszynki. Zacisnąłem dłoń w pięść, obserwując jego pracę. Co prawda odczuwałem ból, ale można powiedzieć, że już do niego przywykłem. Po około godzinie napis był w pełni gotowy. Zerknąłem na swoje nowe dzieło i od razu przed oczami pojawił mi się mój synek, na co uśmiechnąłem się szeroko.
-Dlaczego "Mike"? - zapytał chłopak. Wyjąłem portfel i zapłaciłem wyznaczoną sumę.
-Powiem ci przy innej okazji. Dzięki jeszcze raz. - pożegnałem się i wyszedłem. Odpaliłem auto i ruszyłem w stronę domu Rose. Po drodze cały czas myślałem o tym jak powinienem się zachować. Mam wejść i udawać, że nic się nie stało? Czy może prosto z mostu przeprosić? Jeśli mam być szczery to wcale nie żałuje tego pocałunku, wręcz przeciwnie. Po jakimś czasie dojechałem do domu dziewczyny, wysiadłem z pojazdu i ruszyłem w stronę drzwi.
-Hej. - mruknęła Rose, po otworzeniu.
-Heej. Gdzie ten mały solenizant? - zapytałem, zerkając na nią. Dziewczyna nieśmiało podniosła wzrok i pokazała ruchem dłoni, abym chwilkę poczekał. Westchnąłem cicho, przeczesując dłonią swoje włosy, gdy nagle z sypialni wybiegł Mike i podbiegł do mnie, owijając rączki wokół moich ud.
-Tata, siupel zie juś jeśteś! - krzyknął uradowany na co wziąłem go na ręce i pocałowałem w policzek.
-No cześć szkrabie. - prze mierzwiłem jego jasne włoski uśmiechając się.
-Ciekałem na ciebie, wieś ile siupel plezientów dośtałem? - spojrzał na mnie radośnie obejmując mnie wokół szyi.
-Cieszę się, ale pokażesz mi je przy najbliższej okazji bo musimy już się zbierać. - postawiłem go na podłodze, a Rose bez słowa zaczęła się ubierać. Spojrzałem na nią niepewnie, wiedząc, że jest jej zapewne tak samo niezręcznie jak mi. Póki co postanowiłem się nie odzywać i porozmawiać z nią dopiero później, gdy będziemy mieli chwilę dla siebie.
-Ciekałem na ciebie, wieś ile siupel plezientów dośtałem? - spojrzał na mnie radośnie obejmując mnie wokół szyi.
-Cieszę się, ale pokażesz mi je przy najbliższej okazji bo musimy już się zbierać. - postawiłem go na podłodze, a Rose bez słowa zaczęła się ubierać. Spojrzałem na nią niepewnie, wiedząc, że jest jej zapewne tak samo niezręcznie jak mi. Póki co postanowiłem się nie odzywać i porozmawiać z nią dopiero później, gdy będziemy mieli chwilę dla siebie.
***
Będąc już na miejscu, weszliśmy do środka i ruszyliśmy w stronę wynajętego prze zemnie pomieszczenia. W środku było pełno kolorowych balonów, ściany pomalowane były w różnych kolorach tęczy, a na nich przyklejone naklejki z bohaterami różnych bajek. Po prawej stronie stał okrągły stół i cztery krzesełka, a po lewej stronie zabawki.
-Wow, ale tutaj jeśt fajnie. - wykrzyknął Mike, siadając przy stoliku.
-No dobra, to może poprosimy o tort,a ja skoczę jeszcze po prezent dla ciebie. - odparłem, wychodząc. Poszedłem do obsługi, prosząc o rozpoczęcie, wziąłem prezent i wróciłem do synka. Rose siedziała z boku pomagając rozebrać się chłopcu. Czułem się cholernie dziwnie i niezręcznie, ponieważ od samego początku nie zamieniliśmy ze sobą słowa. Podszedłem do synka i ukucnąłem naprzeciw niego zaczynając śpiewać "sto lat",w tym samym czasie do środka weszła kobieta z tortem, na którym paliły się trzy świeczki, dzięki czemu twarz Mike'a rozpromieniała.
-Wszystkiego najlepszego. - powiedziałem, odbierając tort i stawiając go przed chłopcem. - Pomyśl życzenie i zdmuchnij świeczki. - dodałem. Wyciągnąłem z kieszeni telefon, robiąc pamiątkowe zdjęcia.
-Moziemy go zjeść? Lubie ciekoladowe tolty! - iskierki szalały w jego brązowych oczach, a moje serce radowało się jak oszalałe.
-Oczywiście, a co z prezntem? - zapytałem, biorąc pudełko z szafki. Podałem je chłopcu, który zaczął odpakowywanie.
-Dziękuję! - uradowany rzucił mi się na szyję.
-Mam coś jeszcze. - uśmiechnąłem się, sadzając synka na kolana. Podwinąłem rękaw bluzki i odwinąłem opatrunek, ukazując tatuaż.
-Wytatuowałem sobie tutaj twoje imię. - pokazałem palcem na napis.
-Tu jeśt napisiane Mike? - zapytał niedowierzająco. Twierdząco pokiwałem głową i pocałowałem go w główkę.
-Wszystkiego najlepszego. - powiedziałem, odbierając tort i stawiając go przed chłopcem. - Pomyśl życzenie i zdmuchnij świeczki. - dodałem. Wyciągnąłem z kieszeni telefon, robiąc pamiątkowe zdjęcia.
-Moziemy go zjeść? Lubie ciekoladowe tolty! - iskierki szalały w jego brązowych oczach, a moje serce radowało się jak oszalałe.
-Oczywiście, a co z prezntem? - zapytałem, biorąc pudełko z szafki. Podałem je chłopcu, który zaczął odpakowywanie.
-Dziękuję! - uradowany rzucił mi się na szyję.
-Mam coś jeszcze. - uśmiechnąłem się, sadzając synka na kolana. Podwinąłem rękaw bluzki i odwinąłem opatrunek, ukazując tatuaż.
-Wytatuowałem sobie tutaj twoje imię. - pokazałem palcem na napis.
-Tu jeśt napisiane Mike? - zapytał niedowierzająco. Twierdząco pokiwałem głową i pocałowałem go w główkę.
-Ale mówiłeś zie tatuazie ziośtajom na ziawsie. - spojrzał na mnie swoimi czekoladowymi oczkami i bardzo delikatnie dotknął napisu paluszkami.
-Chcieś mieć moje imie na śwojej śkózie na ziawsie? - spytał, jakby wciąż niedowierzająco.Wydawał się być bardziej podekscytowany tatuażem niż prezentem, który mu kupiłem.
-Tak, bo jesteś moim jedynym synem i bardzo cię kocham, wiesz? - szepnąłem obejmując rękami jego drobne ciałko.
-Jak dolośnę to źlobię siobie tatuaż na któlym będzie pisiać "Juśtin". - uśmiechnął się i cmoknął mnie w policzek. Odwzajemniłem uśmiech i odwróciłem głowę, przenosząc wzrok na Rose, która obserwowała wszystko z boku. Gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały, ponownie spuściła wzrok, wracając do krojenia tortu. Westchnąłem cicho i ponownie spojrzałem na malca.
-To co, jemy tort? - uniosłem kąciki ust ku górze na co chłopiec energicznie pokiwał główką.
-Tak! - zaklaskał w rączki i zeskoczył z moich kolan, podbiegając do szatynki, która posadziła go na jednym z krzesełek. Podszedłem do stołu, siadając obok Mike'a. Już po chwili wszyscy troje zajadaliśmy się pysznym tortem, a malec już po kilku sekundach miał go praktycznie na całej twarzy. Zaśmiałem się i wziąłem serwetkę, delikatnie go wycierając.
-Cio? - zmarszczył brwi odsuwając główkę.
-Nic, nic, jedz. - pogłaskałem go po włoskach, chichocząc pod nosem. Po zjedzeniu kilku dokładek, Rose ponownie wytarła chłopcu buzię i zsadziła go z krzesła.
-Teraz idź się trochę pobawić, a jak znowu zgłodniejesz to powiesz. - uśmiechnęła się muskając jego policzek.
-Okej. - odparł Mike i już po chwili był w zupełnie innym świecie, bawiąc się w najlepsze zabawkami których było tu co nie miara. Oblizałem nerwowo wargi, zastanawiając się jak zacząć rozmowę. Ta cisza mnie dobijała, nie chciałem żebyśmy zachowywali się tak w stosunku do siebie.
-Rose. - odchrząknąłem cicho. -Możemy porozmawiać?
-Yhym. - mruknęła, przysunąłem się bliżej niej, nerwowo bawiąc się palcami. Spuściłem wzrok, układając sobie w głowie jak mam zacząć.
-Posłuchaj, wczoraj ... ten pocałunek ... przepraszam cię za to. Dobrze wiem, że przesadziłem i nie powinienem był tak robić, ale nie mogłem się powstrzymać i jeśli mam być szczery to nie żałuję tego. - mruknąłem, patrząc się na dziewczynę.
-Ja ... też przepraszam. - odpowiedziała, rumieniąc się.
-Nie wracajmy do tego, okej? Nie chcę żeby między nami była taka niemiła i napięta atmosfera.
-Jestem jak najbardziej za. - uśmiechnęła się, zerkając w moim kierunku.
-Mamo ziobać tu siom takie duzie kloćki, ułozimy je? Tato pomozieś nam? - naszą rozmowę przerwał Mike. Oboje uśmiechnęliśmy się i ruszyliśmy w jego stronę.
Po godzinie zabawy, niechętnie zaczęliśmy się zbierać do domu. Mój synek, zażyczył sobie tort na wynos, więc panie z obsługi zapakowały nam go i wręczyły chłopcu. Po drodze malec nie mógł przestać mówić, opowiadał mi o wszystkich prezentach, które dostał, ale na moje szczęście najbardziej spodobał mu się podarunek ode mnie.
-Wejdzies do nas? - Mike, spojrzał na mnie, składając rączki jak do modlitwy.
-Jeśli mama nie ma nic przeciwko. - zerknąłem w stronę Rose, która pokazała mi gestem dłoni, abym poszedł razem z nimi.
-Telaś musiś ziobacić moje plezienty! - chłopiec rzucił kurtkę na ziemię i złapał mnie za rękę, prowadząc do swojego pokoju.
*Oczami Rose*
Weszłam do domu, razem z chłopcami zadowolona z tego, że wreszcie wyjaśniłam sobie wszystko z Justinem i pomiędzy nami nie ma już niezręcznych sytuacji. Ruszyłam w stronę kuchni, ale w połowie drogi, usłyszałem dźwięk telefonu. Podeszłam do aparatu i odebrałam go, przykładając słuchawkę do ucha.
-Halo? - zapytałam.
-Rose kochanie, tutaj babcia. Dzwonię, żeby zapytać kiedy przyjeżdżacie. - usłyszałam radosny dźwięk głosu mojej babci.
-Najprawdopodobniej za 4 dni. Strasznie się stęskniłam za tobą i dziadkiem. Ucałuj go ode mnie i Mike'a. - mimowolnie na moją twarz zawitał uśmiech.
-A właśnie, co u was? Wszystko w porządku? - zagadnęłam przeczesując dłonią włosy.
-W jak najlepszym, skarbie. - odparła babcia, a ja oczami wyobraźni widziałam jej ciepły uśmiech.-Cieszę się, jejku tak rzadko się widzimy, nie mogę się już doczekać tego wyjazdu. - westchnęłam unosząc kąciki ust ku górze.-My również, kochanie. Dobrze, muszę kończyć bo dziadek mnie woła. - zaśmiała się cicho. -Trzymajcie się. - dodała.
-Dobrze, pa babciu. - uśmiechnęłam się i odłożyłam słuchawkę. W tym momencie do kuchni wpadł Mike.
-To babcia? - krzyknął podekscytowany na co kiwnęłam głową. -Kiedy do niej jedziemy? - spojrzał na mnie.
-Za cztery dni. - pogłaskałam go po główce.
-A tatuś jedzie ź nami, plawda? - spytał, czym wbił mnie w kompletne zdziwienie. Oblizałam usta zastanawiając się przez chwilę jak mu to powiedzieć, żeby zrozumiał i nie odstawiał cyrków, jak to ma w zwyczaju. Kucnęłam przed nim i położyłam dłonie na jego bioderkach.
-Posłuchaj skarbie, to będą święta, a w święta każdy spędza czas z własną rodziną. Justin również ma swoją rodziną i na pewno będzie chciał spędzić ten czas z nimi. - uniosłam kącik ust ku górze.
-Ale my teź jeśteśmy jego lodziną, jeśtem jego sinkiem! - tupnął nóżką lekko mi się wyrywając. Westchnęłam cicho.
-Jego rodzicom byłoby przykro gdyby ich nie odwiedził. Nie wolno myśleć tylko o sobie skarbie. - spojrzałam na niego.
-Ale.. ale ja myślałem zie tata jedzie ź nami. - szepnął, a jego oczka zaczęły wypełniać się łzami. W tym momencie do kuchni wszedł Justin. Spojrzał na malca, a potem na mnie i uniósł pytając brwi.
-Tato plawda zie pojedzieś zie mną i mamą do mojej babci? - chłopiec zapytał, przenosząc wzrok na Justina.
-Tłumacze mu że masz rodzinę i musisz spędzić święta z nią ale on mnie w ogóle nie słucha. - mruknęłam, głośno wzdychając.
-Mama ma rację skarbie, pojedziecie razem do babci, a potem wrócicie i od razu się zobaczymy. - odpowiedział szatyn, biorąc Mike'a na kolana.
-Ale ja tak nie cie. Chcie ziebyś był ź nami. - szepnął, a z jego oczek popłynęły łzy.
-Ejj nie płacz, coś wymyślimy. - Justin pocałował go w policzek i mocniej przytulił. Naszą rozmowę przerwał telefon Justina. Chłopak odebrał go i wyszedł przepraszając nas na chwilę.
-Muszę już jechać, dzwoniła moja mama, prosząc żebym przyjechał do niej. - powiedział, po powrocie.
-Ale pomyśliś nad tym zieby ź nami jechać? Ziapytaj sie śwojej mamy ciy mozieś. - razem z Justinem zaśmialiśmy się z mądrej rady chłopca. Odprowadziłam Justina do wyjścia razem z synkiem. Justin wziął go na ręce i po raz kolejny dzisiejszego dnia ucałował.
-Jeszcze raz wszystkiego najlepszego. - przytulili się i chłopak wyszedł, a my wróciliśmy do salonu.
-No dobra choć pójdziemy się umyć i idziemy spać. - wzięłam chłopca na ręce idąc w stronę łazienki.
Około 3 w nocy obudził mnie płacz Mike'a. Pośpiesznie wstałam i ruszyłam do jego pokoju. Zapłakany leżał na łóżku, mocno tuląc się do misia. Podeszłam bliżej niego i zapaliłam lampkę.
-Co się stało? - zapytałam. Usiadłam na skraju łóżka i zobaczyłam że malec jest strasznie rozpalony. Przyłożyłam dłoń do jego czoła i tak jak myślałam było gorące. Chłopiec nie przestawał płakać wręcz przeciwnie. Z każdą sekundą miał coraz większy problem z oddychaniem. Spanikowana wzięłam go na ręce, szczelnie okryłam kocykiem i ruszyłam do kuchni. W szafce znalazłam syrop zbijający gorączkę, podałam go maluchowi i zrobiłam mu gorącą herbatkę. Mike zaczął strasznie kasłać, prawie się dusząc. Sięgnęłam po telefon i pierwsze co przyszło mi na myśl to zadzwonienie do Justina. I właśnie tak zrobiłam, chłopak odebrał już po 4 sygnałach.
-Czego? - zapytał zaspanym głosem.
-Justin tutaj Rose. Mike ma straszną gorączkę i kaszel, ma problem z oddychaniem, proszę cię przyjedź tutaj bo nie wiem co mam robić. - powiedziałam, płacząc.
-Zaraz będę. - usłyszałam po drugiej stronie. Odłożyłam telefon i zaczęłam nosić synka, próbując go uspokoić.
-Boli mnie. - mruknął, nadal głośno płacząc i kaszląc.
Po 10 minutach usłyszałam dzwonek do drzwi, pośpiesznie otworzyłam i zobaczyłam zaspanego Justina. Gdy mnie zobaczył, od razu się rozbudził, wziął ode mnie Mike'a, próbując go uspokoić. Ruszyłam do kuchni, ponownie otwierając szafkę z lekami, tym razem znalazłam syrop na kaszel, rozmieszałam go z paroma łyżeczkami letniej wody i podałam synkowi.
-Jest rozpalony. - powiedział Justin, zerkając na mnie.
-Wiem, dałam mu przed chwilą syrop. - odpowiedziałam.
Justin cały czas trzymał na rękach malucha, tuląc go do siebie i cicho podśpiewując. Po 30 minutach płacz ustał, a Mike spał w ramionach Justina. Zaniósł go do łóżka i delikatnie pocałował w czółko.
-Dziękuje że przyjechałeś. - szatyn usiadł naprzeciw mnie w salonie.
-Przecież to mój syn, strasznie mnie przestraszyłaś. Musiał się przeziębić, nie wyglądało to ciekawie. Kiwnęłam twierdząco głową, przykryłam się kocem, podkurczając nogi. Nawet nie wiem kiedy, moja głowa znalazła się na poduszce,a do moich pleców przylegało coś ciepłego. Nie przeszkadzało mi to, wręcz przeciwnie nie zwracając na nic uwagi odpłynęłam do krainy Morfeusza.
_______________________________________________________________
Wow, wow, wow. Nie możemy uwierzyć w to, że jest ponad 21000 wyświetleń! Bardzo ale to bardzo Wam za to dziękujemy! <3
Korzystając z okazji, chciałybyśmy złożyć Wam serdeczne życzenia, udanych prezentów gwiazdkowych i wszystkiego najlepszego <333
Korzystając z okazji, chciałybyśmy złożyć Wam serdeczne życzenia, udanych prezentów gwiazdkowych i wszystkiego najlepszego <333
CZYTASZ = KOMENTUJESZ