sobota, 30 listopada 2013

Rozdział 10.

Poczułem ogromną ulgę, jakby wielki kamień spadł mi z serca, dosłownie. Rose spuściła głowę, a ja zdenerwowany oczekiwałem reakcji małego.
-Moim tatą? - zapytał zszokowany. Spojrzałem się na niego i twierdząco pokiwałem głową. - Czyli to ja jeśtem twoim sinkiem Mike'm? - dopytał.
-Tak. - wypuściłem powietrze z ust.
-Naplawdę mamo? - Rose podniosła wzrok i przytaknęła.- Cili mam mamusię i tatusia! - wykrzyknął uradowany i zaczął skakać po łóżku, przez co ja i Rose uśmiechnęliśmy się do siebie. Chyba żadne z nas nie spodziewało się takiego obrotu akcji.
-No dobra koniec już tych wygłupów. Kładź się do łóżka. - pocałowała go w główkę i nakryła kocykiem. Zarówno ona jak i ja wstaliśmy z łóżka i już mieliśmy wychodzić z sypialni, gdy poczułem lekki uścisk na swojej dłoni.
-A cio z bajką? - Mike spojrzał na mnie sennym wzrokiem.
-W porządku. - uśmiechnąłem się przejeżdżając kciukiem po jego rączce. Rose wyszła z pomieszczenia, a ja sięgnąłem po książkę, którą wcześniej zacząłem mu czytać i usiadłem przy malcu.
Z każdą kolejną minutą oczy chłopca stawały się coraz cięższe, a po niedługim czasie spokojnie zasnęły. Uśmiechnęłam się pod nosem zamykając książkę i odstawiłem ją na miejsce. Pogłaskałem synka po głowie, po czym zgasiłem lampkę i opuściłem sypialnię. 
Będąc w korytarzu schyliłem się po buty, które założyłem. Następnie narzuciłem na siebie płaszcz i byłem gotowy do wyjścia. Rose przez cały czas przyglądała mi się, nic nie mówiąc.
-Jak zareagowała twoja żona na wieść o tym że masz syna? - zagadnęła i przestąpiła z nogi na nogę. 
-Nie mam żony. Kobieta którą widział w moim mieszkaniu Mike to tylko koleżanka. - odparłem zapinając ostatni guzik płaszcza. 
-Okej, nie musisz mi się tłumaczyć. Zadzwonię do ciebie i powiem ci co postanowiłam z twoją ofertą.- przytaknęłam, pożegnałem się i puściłem mieszkanie. 
*Oczami Rose*
Po odbyciu porannej toalety, weszłam do kuchni w celu zrobienia śniadania. Po otworzeniu lodówki, zobaczyłam że praktycznie nic w niej nie ma. Wygrzebałam płatki, które zalałam jogurtem i zaczęłam jeść razem z Mike'm. W międzyczasie zrobiłam listę produktów, które muszę kupić. Po zjedzeniu wstawiłam naczynia do zmywarki i posprzątałam w kuchni, a następnie ubrałam siebie i synka, abyśmy mogli wyjść do sklepu. Mały przez całą drogę opowiadał mi że bardzo cieszy się z tego iż Justin to jego tata i że musze zobaczyć kolejkę, którą od niego dostał. 
Po dotarciu do sklepu, wzięłam wózek, do którego go wsadziłam i zaczęłam szukać produktów z listy. Jeździłam między sklepowymi półkami zapełniając koszyk zakupami, gdy naglę odezwał się Mike.
-Mamo bo ja mam ploblem. - wydął dolną wargę unosząc głowę i patrząc na mnie.
-Tak? A jaki? - zmarszczyłam brwi z rozbawieniem widząc jego minę.
-No bo pać. Juśtin kupił mi kolejkę, a ja nić dla niego nie mam. - powiedział smutno, bawiąc się suwakiem od kurtki.
-Nic się nie stało, jak kupię to co jest potrzebne to rozejrzymy się za jakimś prezentem dla Justina, hmm? - posłałam mu uśmiech, a chłopiec momentalnie się ożywił i kiwnął energicznie głową.
Po zrobieniu zakupów spożywczych, tak jak obiecałam, przeszliśmy na drugą część sklepu.
-Co chciałbyś mu kupić? - zagadnęłam, oblizując usta.
-Mozie misia? - pociągnął mnie w stronę przedziału z zabawkami.
-Kochanie, Justin jest już duży, nie bawi się misiami. - zaśmiałem się idąc z chłopcem nieco dalej. Moją uwagę zwrócił koszyczek z breloczkami. Podeszłam do niego i  zaczęłam szukać czegoś ładnego. Po przerzuceniu kilkunastu wisiorków , znalazłam świetny. Był to mały hot-dog na czarnym sznureczku. Pokazałam go Mike'owi, który zaklaskał w rączki.
-Juśtin kupił nam pyśne hot-dogi, będzie mu siem podobał plezient. Musimy jeście kupić pudełko. - w jego oczach tańczyły radosne iskierki. 
-No dobrze, to może weźmiemy to niebieskie z białą kokardą? - zapytałam pokazując na nie ruchem głowy.
-Tak. - wziął opakowanie i ruszyliśmy do kasy. 
***
Będąc już w domu rozpakowałam zakupi i zaczęłam gotować obiad. Obrałam ziemniaki, które wrzuciłam do garnka z gorącą wodą oraz przemieszałam zupę, która była obok. Przykręciłam palniki, a z kieszeni wyjęłam telefon, po czym wybrałam numer mojej rodzicielki. 
-Halo? - usłyszałam radosny głos.
-Cześć. Mam do ciebie sprawę. - zaczęłam. - Dostałam ofertę pracy, tylko że nie mam co zrobić z Mike'm, a musiałabym pracować tam pięć dni w tygodniu. - zakończyłam i czekałam na odpowiedź. 
-Przecież wiesz, że możesz go do mnie przywozić. I tak nic nie robię przez całe dnie, więc chociaż czymś się zajmę, a spędzanie czasu z moim wnukiem to sama przyjemność. - kamień spadł mi z serca, podziękowałam kobiecie, chwilkę jeszcze porozmawiałyśmy i rozłączyłam się. Napisałam do Justina sms'a z zapytaniem czy ma trochę czasu, żeby do mnie przyjechać, na co w odpowiedzi napisał że wpadnie o 12. Odłożyłam telefon na blat i dokończyłam obiad. Do kuchni w tym samym momencie wszedł mój synek z torbą w ręku. 
-Pomozieś mi ziapakować i podpisiać plezient? - zapytał, stawiając torbę na stół. 
-Jasne. - odpowiedziałam i wsadziłam breloczek do pudełka, a potem na białej kartce napisałam "Justin" i Mike przyczepił ją do podarunku.
-Dzienkuje. Zaniosię to do mojego pokoju. A kiedy przyjedzie do nas ta..... Juśtin? - odkręciłam się w jego stronę. 
-Powinien być za jakąś godzinkę. - poprawiłam grzywkę lekko przeczesując ją palcami. Rozstawiłam na stole talerze, do których nalałam zupy, a obok postawiłam kubeczki z kompotem. Zdziwiło mnie, że malca jeszcze nie było, więc postanowiłam po niego pójść. Zatrzymałam się przy drzwiach i zaczęłam obserwować jego poczynania. Siedział na łóżku, trzymając w objęciach misia, którego dostał od Justina. 
-Jeśteś misiem od mojego tatusia wieś? Mój tatuś ma na imię Juśtin. - mówił do pluszaka, na co się zaśmiałam. Gdy mnie zobaczył uśmiechnął się i zszedł z łóżka. 
-Cio chciałaś? - złapał mnie za rękę. 
-Chce żebyś poszedł ze mną na obiad. Panie Mike co pan na to? - przybrałam poważny ton głosu, na co chłopiec zaczął się śmiać i w podskokach dotarł do kuchni. Wziął łyżkę zupy do buzi i nie zdążył jej nawet dobrze połknąć, gdy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Mike poderwał się jak szalony z krzesła i już po chwili usłyszałam jak wita się z szatynem. Nie czekając długo ruszyłam w jego ślady.
- Chodź do mojego pokoju! Sibko! - ciągnął Justina za rękę.
-Nie, nie, nie. Najpierw zjemy obiad. Zapraszam do kuchni. - wskazałam ruchem dłoni na stół. - Zjesz z nami? - zwróciłam się do Justina.
-Chętnie. Nie jadłem jeszcze nic od rana. Mam totalne urwanie głowy bez mojej sekretarki. - usiadł, a ja podałam mu posiłek. 
*Oczami Justina*
Podczas jedzenia, cały czas czułem na sobie wzrok Mike'a. Co jakiś czas również na niego zerkałem i odwzajemniałem gesty. Gdy tylko skończyłem, chłopiec mocno chwycił mnie za rękę i zaczął szybko podążać że mną do swojego pokoju. Po przekroczeniu progu, moją uwagę zwróciło pudełko stojące na łóżku.
-Cio to jeśt? - zapytał się mnie Mike, uśmiechając się. 
-Nie mam pojęcia, widzę że nie tylko ode mnie dostajesz prezenty. Musisz być bardzo grzeczny. - usiadłem na fotelu, kładąc dłonie na uda. Malec podszedł do pudełka i zaczął się śmiać.
-Ziobać tu jeś napisiane "Juśtin". To plezient dla ciebie. - krzyknął i szybko podał mi pudełko. Roześmiałem się głośno patrząc na malca z rozbawieniem.
-No lośpakuj. - ponaglał mnie z uśmiechem. Oblizałem usta i odwiązałem kolorową wstążkę, uchylając wieczko pudełeczka. Moim oczom ukazał się mały breloczek z zawieszką hot-dog'a. Momentalnie otworzyłem sobie w głowie ten dzień, w którym byliśmy na plaży, a na moją twarz wkradł się szeroki uśmiech. Poczułem się tak, jakby ktoś wylał coś gorącego na moje serce, nie znałem tego uczucia, ale było przyjemne. Odłożyłem wisiorek na podłokietnik i wyciągnąłem ręce biorąc Mike'a na kolana. Przytuliłem go do siebie, całując w policzek. 
-Podoba ci siem? - spojrzał na mnie z nadzieją w oczach. Posłałem mu delikatny uśmiech, oplatając ramionami jego drobne ciałko. 
-To najwspanialszy prezent jaki kiedykolwiek dostałem. - wyszeptałem opierając brodę na jego ramieniu. 
-Maś duzio klucy, mozieś psipiąć siobie do jakiegoś. - położył swoje małe raczki na moich dłoniach.
-Na pewno tak zrobię. - zaśmiałem się. - Nawet teraz. - oblizałem usta, unosząc lekko biodra i wyjmując z kieszeni pęk swoim kluczy. Już po chwili breloczek był do nich doczepiony, a w oczach małego szalały radosne iskierki.
-Mam do ciebie pytanie, wieś? - niepewnie spojrzał się w moje oczy.
-Tak? A Jakie? - zagadnąłem, przyglądając się prezentowi.
-Ci....no bo wieś.... mogę do ciebie mówić tato? - zapytał i widać było, że bardzo się stresował, ponieważ ściskał swoje paluszki.
-Oczywiście, że możesz. Będę bardzo zadowolony, gdy będziesz tak do mnie mówił. - uśmiechnąłem się i pogłaskałem po rączce. 
Podniosłem wzrok przez co spojrzenia moje i Rose się spotkały. Dziewczyna opierała się o drzwi i przyglądała się mi i Mike'owi z rozbawieniem. Nie mogłem się powstrzymać i mimowolnie odwzajemniłem uśmiech.
-Możemy porozmawiać? – przygryzła nerwowo wargę.
-Jasne. – odparłem, zdejmując synka z kolan. Ruszyłem do salonu w towarzystwie szatynki. Usiadłem, czekając na jakikolwiek ruch z jej strony.
-Przemyślałam twoją propozycję i zgadzam się. – odparła, siadając na kanapie.
-A co z Mike’m ? Myślałaś może nad przedszkolem lub nianią? – zapytałem, oblizując usta,
-Moja mama będzie się nim zajmowała. Rozmawiałyśmy już o tym.
-Okej, umowę wyślę ci e-mailem. Jestem pewien, że dasz sobie radę. - posłałem jej pocieszające spojrzenie. -Jeśli wszystko dobrze pójdzie, to będziesz mogła zacząć pracę od poniedziałku.
-To świetnie. - Mike wbiegł do salonu siadając między nami.
-Wieś zie za 20 dni siom moje ulodziny? Laziem z mamą oblicyliśmy w kalendazu. Bedzie duzi tort i będę dmuchał świećki, a potem dośtanę duuzio plezientów. Psyjedzies? - w jego oczach skakały radosne iskoerki.
-Jasne, że tak. - uśmiechnąłem się. 
-Fajnie zie mam telaź mamę i tatę. - wypalił Mike, po czym spojrzał na nas radosny. Nagle jakby go olśniło i spojrzał się na mnie podekscytowany. 
-Ciekaj tu, pokazie ci śwoje autko! - krzyknął i wybiegł z pomieszczenia, jak mniemam w poszukiwaniu zabawki. Zmarszczyłem brwi i zachichotałem, poprawiając nieśmiertelnik widzący na mojej szyi.
-Słuchaj Rose, ostatnio dużo myślałem i chciałbym, żeby moi rodzice poznali Mike'a. - spojrzałem uważnie na dziewczynę. - Oczywiście jeszcze nie teraz, ale rozumiesz. - uśmiechnąłem się lekko. 
-Justin, nie chce żeby to wszystko działo się tak szybko i na siłę. Mike jest jeszcze mały i dla niego cała ta sytuacja jest zupełnie nowa i sam nie do końca  się jeszcze w niej odnalazł. Przez prawie 3 lata żył ze świadomością, że ma tylko mamę, nagle dowiaduje się że ma też tatę i to już jest dla niego spora niespodzianka. Dajmy mu trochę czasu, niech się z tym oswoi.
-Rozumiem i nie mam zamiaru naciskać. Wszystko w swoim czasie, chciałem żebyś po prostu wiedziała o moich planach. - bardziej oparłem się o kanapę i położyłem dłoń na udzie.
-Ziobać mam cielwone autko. Podoba ci siem? - malec trzymał w rączce zabawkę, pokazując mi ją.
-Jest świetny. Musisz przyjechać do mnie po kolejkę, którą zostawiłeś. - powiedziałem i pogłaskałem jego główkę. - Będę się zbierał, zasiedziałem się. Do zobaczenia. - zwróciłem się do szatynki, a Mike'a wziąłem na ręce i pocałowałem w policzek.
-Paa tato. - szepnął, a moje serce szybciej zabiło.
_______________________________________________________________
Kochani dziękujemy Wam bardzo za ponad 10000 tysięcy wyświetleń i 23 komentarze pod 9 rozdziałem! Nawet nie wiecie jak wielką radość nam to sprawia i motywuje do dalszego pisania! Dziękujemy i do następnego <33


CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

PYTANIA - KLIK
INFORMOWANI - KLIK


poniedziałek, 25 listopada 2013

Rozdział 9.

Po wyjściu Jasmine ruszyłem z Mike'm do mojej sypialni. Po otworzeniu drzwi zobaczyliśmy na łóżku wielkie czerwone pudełko ozdobione czarną kokardą. 
-Cio to jeśt? Dośtałeś plezient? - ciekawy podrapał się po główce i wydymał usta. Wziąłem go na ręce i podszedłem w stronę pakunku. 
-Zobacz tu jest jakaś karteczka. Jest tutaj napisane "Mike". - uśmiechnąłem się.
-To plezient dla mnie? - zapytał radosny i klasnął w swoje rączki. Podszedł do niego i powoli rozwiązał kokardę, a następnie zdjął pokrywkę. Na widok prezentu jego oczy się powiększyły, a na twarzy pojawił się ogromny uśmiech. 
-Wow, ale siupel kolejka. - zaczął. - Ale ja nić dla ciebie nie mam. - spuścił główkę. 
-Nic nie szkodzi. Będę się cieszył, jeśli powiesz mi, że udało mi się trafić z prezentem i ci się podoba.
-Jeśt świetny! - wykrzyknął i zrobił coś co mnie zaskoczyło. Objął mnie rękami wokół szyi i mocno przytulił. - Dzia! - dodał.
- No dobra to może ją złożymy? - zapytałem posyłając mu zachęcający uśmiech.
-A maś inśtlukcię? - zamrugał kilkakrotnie swoimi oczkami przyprawiając mnie nagłym napadem śmiechu. 
-Mam, spokojnie. - uśmiechnąłem się szeroko, zdejmując kolejkę z łóżka na podłogę.
***
Po złożeniu zabawki co trwało około godziny, zaczęliśmy zabawę. Nigdy nie pomyślałbym, że zabawa z dwuletnim dzieckiem sprawi mi tyle radości. Przez cały czas uśmiechałem się jak jakiś totalny idiota. Nagle Mike po raz kolejny włączył kolejkę, która szybko zaczęła jechać po torach które zbudowaliśmy. Na jego twarzy pojawiło się ogromne skupienie. To może wydawać się śmieszne, ale ja wyglądam zupełnie tak samo kiedy na przykład pisze ważne raporty lub wypełniam papiery, lub poświęcam czemuś dużo uwagi. To dla mnie takie obce, ale uwielbiam siebie w nowej roli.
Po kolejnej godzinie zabawy, żartów i wygłupów, roześmiany Mike podszedł do mnie na czworaka wdrapując się mi na kolana. 
-Jeśtem głodny. - zmarszczył nosek, wciąż podążając wzrokiem za pędzącą po torach kolejką. 
-To chodź do kuchni, sprawdzimy co mam dobrego. - wyłączyłem zabawkę biorąc go na ręce i schodząc z nim na dół. Miałem nadzieję że Mary zrobiła jakieś zakup, bo nie pamiętam kiedy ostatni raz jadłem coś w domu, zwykle jadam na mieście. Wszedłem z malcem do kuchni i podszedłem do lodówki, otwierając ją. Tak jak myślałem - świeciło pustkami. W środku były jedynie puszki energetyków i butelki coli. Podrapałem się po karku z zakłopotaniem. Po chwili otworzyłem jedną z szafek wyjmując z niej nutellę i paluszki. 
-Lubisz nutellę? - uśmiechnąłem się szeroko do malca.
-Bardzo, ale mama nie poźwala mi jej cięśto jeść, bo mówi zie ziąbki się psiują. - spojrzał na mnie, a ja cicho zachichotałem.
-Nic się nie stanie. Zresztą mama nie musi wiedzieć, że ją jadłeś, to będzie taka nasza męska tajemnica. - szepnąłem, a chłopiec uśmiechnął się szeroko ukazując swoje ząbki.
-Okej. - klasnął w rączki. Udaliśmy się do salonu, gdzie posadziłem małego na kanapie. Odkręciłem słoik z nutellą, podając mu ją. Mike wyjął z paczki jednego paluszka maczając go w czekoladzie i zaczynając chrupać.
-Dobre? - uniosłem brwi.
-Pyśne. - odprarł, nabierając na palca trochę kremu i zlizując go, tym samym brudząc sobie bródkę i policzki.
Po zjedzeniu, zacząłem zbierać rzeczy Mike'a do jego plecaka. Ubrałem go i wyszliśmy na dwór. Jazda minęła nam w bardzo radosnej i miłej atmosferze, ponieważ Mike cały czas opowiadał mi o tym co działo się w bajkach, które lubi oglądać.  Gdy dojechaliśmy do domu Rose, wysiedliśmy i ruszyliśmy w stronę mieszkania. Odruchowo spojrzałem na zegarek, aby zobaczyć czy wyrobiłem się przed wyznaczonym czasem. Na moje szczęście okazało się że jest dopiero 19.30.
-Nareszcie jesteście. - przytuliła Mike'a. - Byłeś grzeczny?
-Tiak mamo. Dośtałem od Juśtina plezient wieś? - mówił, a dziewczyna zdejmowała mu buciki. 
-Tak? - zapytała, a potem przeniosła wzrok na mnie, a ja jedynie się do niej uśmiechnąłem. - Jesteś głodny? 
-Nie, jadłem z Juśtinem. - puściłem mu oczko, przeczesując włosy. 
-Okej w takim razie ja pójdę nalać ci wody do wanienki, a wy tu zostańcie. - wypuściła z ust powietrze i weszła do łazienki.
 Po chwili usłyszeliśmy wołanie, jak się okazało Rose przygotowała kąpiel. Mały rozebrał się i wszedł do wanienki, po czym zajął się zabawkami. Rose i ja w tym czasie usiedliśmy w salonie. 
-Szukasz pracy? - przerwałem niezręczną ciszę.
-Co? Skąd wiesz? - spojrzała na mnie z zaskoczeniem, marszcząc brwi.
-Widzisz, ja wiem wszystko. - uśmiechnąłem się opierając łokcie na kolanach. Dziewczyna wywróciła teatralnie oczami zakładając nogę na nogę.
-No tak szukam, i co w związku z tym? - oblizała usta, patrząc na mnie. 
-A więc zwolniłem sekretarkę i teraz potrzebuję kogoś na jej miejsce. Wydaje mi się, że ty będziesz odpowiednią osobą. Co ty na to? 
-Justin sama nie wiem. Myślałam o jakiejś dorywczej pracy, a twoja oferta taka nie jest. Zapewne musiałabym pracować przez pięć dni z tygodniu, a przypominam ci że w tym czasie musiałabym zrobić coś z Mike'm. Mogłabym wozić go do mamy, ale po pewnym czasie ona miałaby mnie już dość, więc sama nie wiem. - odparła, oblizując spierzchnięte usta.
-Rozumiem, może dam ci parę dni na to żebyś sobie to na spokojnie przemyślała? 
-Okej, postaram się jak najszybciej dać ci odpowiedź. - odparła i podkurczyła nogę. 
-Jest coś jeszcze co muszę ci powiedzieć. - zatrzymałem się i spojrzałem w jej oczy. - Chce powiedzieć Mike'owi, że jestem jego ojcem. To chore, kiedy on pyta się o mojego syna, a ja muszę kłamać. Zaufał mi i bardzo mnie polubił w tak szybkim czasie. Uwielbiam spędzać z nim czas i z tego co widać ze wzajemnością z jego strony. Chciałbym żeby wiedział o tym że ma tatę, mimo tego że kilka lat temu zachowałem się jak ostatni ... szmaciarz, w sumie to nawet mało powiedziane, ale teraz chce być częścią jego małego niewinnego świata i bardzo mi na nim zależy. - skończyłem swoją przemowę i czekałem na jakąkolwiek reakcję. Spojrzała się na mnie i otworzyła usta żeby coś powiedzieć, ale po chwili znowu je zamknęła i patrzyła się wszędzie byleby nie na mnie.
-Powiedź coś. - zacząłem bawić się swoimi palcami. 
-Co mam ci powiedzieć? Przyznam się szczerze, że to nie jest dla mnie radosna wiadomość i jak widać nie skaczę ze szczęścia, ale z drugiej strony cieszę się że mi to powiedziałeś i co najważniejsze nie wyparłeś się Mike'a. - ostatnie zdanie wyszeptała i lekko się uśmiechnęła. 
-Nie ma szans na to żebym się go wyparł. nawet jeśli nie wiadomo jak bardzo bym chciał to i tak jesteśmy jak dwie krople wody. - również się zaśmiałem. 
-Mamusiu! - usłyszeliśmy wołanie. 
-Już idę kochanie! - odkrzyknęła 19- latka, a po chwili razem z chłopcem wyszli z łazienki. Mike był ubrany w jednoczęściową piżamkę i szlafrok, a na głowie miał kaptur. Radosny podbiegł do mnie i usiadł obok. Wyjąłem swój telefon i kazałem mu się uśmiechnąć, po czym zrobiłem zdjęcie, które od razu wylądowało na mojej tapecie.
-Juśtin psiecitaś mi dzisiaj teś baję? - zrobił słodkie oczka, a rączki złożył jak do modlitwy.
-Jasne.
Wziąłem go na ręce i ruszyliśmy w stronę jego pokoiku, Rose usiadła na fotelu, a ja razem z malcem na łóżku. Otworzyłem książkę i zacząłem czytanie, będąc w połowie Mike mi przerwał. 
-Juuuśtin? - przedłużył moje imię. 
-Hmm? - mruknąłem, poprawiając kołdrę.
-Dzisiaj widziałem w domu twojom zionę, a gdzie był twój sinek? - swoim wzrokiem zaczął wypalać mi dziurę w twarzy, a ja kompletnie nie wiedziałem co mam mu odpowiedzieć. Zerknąłem na Rose, która nerwowo poprawiła się w fotelu, zaciskając wargi. Przeczesałem palcami włosy, wypuszczając powietrze z ust. Czułem, że to był odpowiedni moment.
-Wiesz, w zasadzie mamy ci coś do powiedzenia z mamusią. - spojrzałem w jego brązowe oczka, które w tym momencie ze zdezorientowaniem wpatrywały się to we mnie, to w szatynkę. Żołądek zacisnął mi się ze strachu, a w głowie miałem istny chaos. Jak Mike zareaguje na wieść, że jestem jego ojcem? W tym momencie poczułem jak łóżko delikatnie się ugina pod czyimś dodatkowym ciężarem. Uniosłem wzrok, widząc Rose siedzącą po drugiej stronie chłopca. Przełknąłem ślinę starając się zebrać na odwagę. Wyobraźcie sobie co musiałem wtedy czuć.
-Posłuchaj skarbie. - brunetka przerwała ciszę, wpatrując się w malca. On jedynie kiwnął główką, na znak, że rzeczywiście słucha.
-Pamiętasz jak opowiadałem ci o moim synku? - wszedłem jej w słowo.
-No tiak, chciałbym siem w końcu z nim pobawić. - mruknął. Westchnąłem cicho, bawiąc się koszulą. 
-Właściwie odrobinę cię okłamałem. To znaczy, ma na imię Mike i ma dwa latka, ale on nie mieszka w moim domu.
-A gdzie? - chłopiec ze skupieniem wpatrywał się w moje oczy.
-Siedzi właśnie przede mną. - uśmiechnąłem się delikatnie, będąc cholernie zdenerwowanym.
-Cio? -zapytał nie rozumiejąc całej sytuacji.
-To ty jesteś moim synkiem. - powiedziałem spokojnie, chociaż w środku wręcz mną nosiło i czułem jakby od jego odpowiedzi zależało moje życie.
_______________________________________________________________
Dziękujemy! Nie spodziewałyśmy się że pod 8 rozdziałem pojawi się aż tyle komentarzy, w tak krótkim czasie! Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego jak bardzo Nas to cieszy i motywuje! Do następnego! xoxo


CZYTASZ = KOMENTUJESZ


niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział 8.

Z twardego snu wyrwał mnie irytujący dźwięk budzika. Gdyby nie fakt, że był to mój iPhone, już dawno roztrzaskałbym go o ścianę. Przykładając dłoń do twarzy wyciągnąłem rękę, próbując namacalnie znaleźć swój telefon. Uchyliłem jedno oko i wyłączyłem dzwoniące urządzenie, wypuszczając z frustracją powietrze z ust. Byłem kurewsko niewyspany, bo w nocy siedziałem do późna nad jakimiś pieprzonymi papierami. Wiedziałem jednak, że muszę wstać czy tego chcę czy nie. Przetarłem dłońmi twarz i otworzyłem oczy, przeczesując palcami włosy i pociągając za ich końce. Zrzuciłem z siebie kołdrę wstając z łóżka. Co prawda w biurze miałem być dopiero za dwie godziny, ale nie lubiłem działać w pośpiechu. Ziewnąłem leniwie i zszedłem na dół. W spokoju zrobiłem sobie tosty i kawę na pobudzenie, bo powieki dosłownie same mi się zamykały. Podczas jedzenia śniadania przypomniałem sobie wczorajszy wieczór i mimowolnie się uśmiechnąłem. Cieszyłem się, że Rose dała mi drugą szanse, co prawda nie mogę naprawić przeszłości, ale zrobię wszystko, by chodź w małym stopniu zrekompensować jej cierpienie sprzed kilku lat. Dopiłem ostatni łyk swojej kawy, po czym wstałem od stołu wstawiając kubek i talerz do zmywarki. Od razu udałem się z powrotem na górę do swojej sypialni. Na fotelu leżał już przygotowany garnitur. Nienawidziłem eleganckich ciuchów, ale jakby nie patrzeć byłem na nie skazany. Udałem się do łazienki i zdjąłem bokserki wchodząc pod prysznic. Odkręciłem kurki z wodą, a moje ciało momentalnie zrelaksowało się pod wpływem ciepłych strumieni. Poczułem jak moje spięte dotąd mięśnie zaczynają się rozluźniać. Odchyliłem głowę w tył pozwalając się sobie odprężyć i starając się opróżnić głowę z wszelkich myśli. Oparłem się ręką o ścianę przez chwilę po prostu tak stojąc. Po jakimś czasie przeczesałem swoje mokre włosy i nalałem na dłoń żelu pod prysznic zaczynając wcierać go w swoje ciało. Po dojechaniu ręką do mojego penisa, chwyciłem go mocno u podstawy i zacząłem robić sobie dobrze. Przecież jestem tylko młodym mężczyzną, mam chyba do tego prawo. Jak na zawołanie mój kutas momentalnie zesztywniał, a na mojej twarzy zagościł uśmiech. Powolnymi ruchami tarłem go ręką, co sprawiało mi ogromną przyjemność. Na czubku pojawiła się biała wydzielina, przez co przyśpieszyłem swoje poczynania. Oparłem się dłonią o zaparowaną już kabinę i spuściłem głowę, wydając ze swoich ust głośny jęk. Swoją wolną rękę przeniosłem na napletek i zacząłem go delikatnie ściskać i masować. Nie wytrzymałem i przyśpieszyłem swoje ruchy na max'a, aby nareszcie osiągnąć spełnienie. Nie musiałem długo czekać, ponieważ nagle z mojego penisa wytrysła ciepła sperma prosto na moją dłoń. Odkręciłem wodę i spłukałem z siebie jasną ciecz. Dokończyłem mycie, po czym wyszedłem z łazienki otulony ręcznikiem wokół moich bioder. Ubrałem się i spryskałem perfumami. Wziąłem z fotela teczkę, do której wsadziłem papiery i telefon, a następnie wyszedłem z sypialni. Będąc już w korytarzu założyłem buty i opuściłem mieszkanie, zamykając je. Wsiadłem do swojego białego Lamborghini i ruszyłem z piskiem opon. Włączyłem muzykę, ponieważ uwielbiam jej słuchać podczas jazdy i nawet nie wiem kiedy znalazłem się pod miejscem mojej pracy. Zaparkowałem na wyznaczonym dla mnie parkingu i ruszyłem w stronę Bieber-House. Po przekroczeniu progu zostałem przywitany przez personel, grzecznościowo im odpowiedziałem i wsiadłem do windy, która miała zawieść mnie na ostatnie piętro. Nienawidziłem ich, a to dlatego że miałem klaustrofobię, ale wolałem pomęczyć się te dwie minuty niż wchodzić schodami. 
Będąc już w moim gabinecie, czekałem na kawę którą miała przynieść mi moja sekretarka. Usiadłem na czarnym, skórzanym fotelu i odpaliłem laptopa, a z teczki wyjąłem stertę kartek. Nagle usłyszałem pukanie, mruknąłem ciche "proszę", a do środka weszła 30- letnia kobieta z moją kawą. 
-Panie Bieber, pański ojciec kazał mi przekazać, że tylko gdy pojawi się pan w pracy, ma się do niego pokierować. - powiedziała poważnym głosem. - A to pańska kawa. - postawiła kubek na biurku i wyszła. Zrobiłem łyka i również opuściłem pomieszczenie idąć w kierunku gabinetu mojego ojca. Bez pukania wszedłem do środka i przywitałem się z nim. 
-Mamy problem i jak zwykle to ty nawaliłeś. - spojrzał na mnie chłodnym wzrokiem. To jedna z wad pracy u ojca, ale zarabiam w tej firmie tyle kasy, że jestem w stanie wysłuchać jego lamentu. 
-Co zrobiłem tym razem? - zapytałem znudzony i usiadłem na sofie, będącej w pokoju.
-Miałeś napisać i wysłać raporty do Joe'go, ponieważ ludzie z Chin czekają na nie od ponad miesiąca. Prosiłem cię o to już jakiś czas temu. Ale po co?! Przez to straciliśmy ponad 100 tysięcy, a Chińczycy chcą zerwać z nami umowę. - wrzeszczał. 
-Napisałem je i dałem do wysłania Amy! - odpowiedziałem tym samym tonem co on.
-W takim razie gdzie one są? Już dawno powinny były dotrzeć! - był widocznie zdenerwowany, ja zresztą też. 
-Z tym pytaniem już nie do mnie, zrobiłem to co do mnie należało. - warknąłem.
Wstałem z sofy i nie czekając na jakiekolwiek słowa mojego ojca, wyszedłem z jego gabinetu. Gotowało się we mnie, przez nieuwagę tej suki, firma może mieć problemy i stracić dobrą reputację. Kierowałem się w stronę pomieszczenia, w którym pracowała, ale niespodziewanie wpadłem na nią na korytarzu, a teczka którą trzymała nieomal wypadła jej z dłoni. Wywróciłem oczami.
-Masz mi coś do powiedzenia? - spiorunowałem ją wzrokiem.
-Ja ... nie, c-co się stało? - spytała przestraszona, a ja miałem szaleńczą ochotę ją rozszarpać. 
-To raczej ja powinienem spytać o to ciebie. - podniosłem głos, nie obchodziło mnie, że inni wszystko widzą i słyszą. - Gdzie są papiery, które miałaś wysłać do ambasady Chin? - niespuszczaniem z niej wzroku. 
-Ja nie wiem ... chyba je wysłałam. - za jąkała się nerwowo. 
-Ohh chyba je wysłałaś. - powtórzyłem po niej. - Co ma znaczyć "chyba"? To były ważne dokumenty, co ty sobie wyobrażasz? - wrzasnąłem, gestykulując rękami.
-Przepraszam, ja .... ja zapomniałam, zaraz je wyślę. - zaczęła się usprawiedliwiać, ale nie zamierzałem tego słuchać. 
-W tej chwili przynieś te papiery do mojego gabinetu. - warknąłem, wskazując na nią palcem. - I możesz zacząć szukać sobie nowej pracy, bo tutaj nie masz już czego szukać. - dodałem, po czym nie czekając na żadną reakcję z jej strony odwróciłem się i poszedłem do siebie. 
***
Po wyjściu z pracy, wsiadłem do swojego auta i wyjąłem z kieszeni telefon. Sam nie wiem co mnie podkusiło, żeby zadzwonić do Rose, chyba fakt że cholernie chciałem spędzić trochę czasu z Mike'm. Odebrała po niespełna trzech sygnałach. 
-Słucham? - usłyszałem w słuchawce jej głos i mimowolnie uniosłem kąciki ust ku górze. 
-Hej Rose, tu Justin. - oblizałem usta, poprawiając lusterko. 
-No cześć, stało się coś? 
-Czy musi się coś dziać, żebym mógł do ciebie zadzwonić? - spytałem z rozbawieniem w głosie.
-Nie, ale chyba musisz mieć jakiś powód, prawda? 
-W sumie racja. Chciałem zapytać czy Mike jest w domu, bo chciałbym ci go porwać na parę godzin. - przygryzłem wargę, stukając palcami o kierownicę. Dziewczyna zamilkła na moment, jakby analizując to co właśnie powiedziałem. 
-Nie sądzę, że to dobry pomysł. - odezwała się w końcu. 
-Przecież mam do tego prawo. Proszę cię Rose, nie możesz zabraniać mi spędzać czasu z własnym synem. - zmarszczyłem lekko czoło. - Zresztą już o tym rozmawialiśmy, zaczynamy od nowa, tak?
-W porządku, przyjedź po niego za godzinę, pasuje ci? - westchnęła. Zgodziła się, ale widocznie biła od niej niechęć. 
-Jasne, w takim razie za godzinę będę. - pożegnałem się, czekając aż pierwsza odłoży słuchawkę. 
***
Nacisnąłem na dzwonek i czekałem, aż dziewczyna otworzy mi drzwi. Już po chwili usłyszałem śmiech Mike'a i dźwięk przekręcania zamka.
-Cieść. Gdzie mnie zabielaś? - zapytał uśmiechnięty od ucha do ucha chłopiec. 
-Hej mały. To taka moja tajemnica. - odparłem i przeczesałem palcami jego jasne włoski. Przywitałem się z Rose szybką wymianą spojrzeń, po czym ruszyłem za nią do salonu.
-Spakowałam dla Mike'a parę rzeczy, zaraz przyniosę jego plecak. - odparła i zniknęła za drzwiami sypialni. Ja w tym czasie usiadłem na kanapie i zacząłem rozglądać się po mieszkaniu. Moją uwagę przykuła sterta gazet, która leżała na stoliku, poszedłem do niego i zobaczyłem że pozaznaczane są na nich oferty o pracę. W tym momencie w mojej głowie zapaliła się czerwona lampeczka. Rose szuka pracy, ja zwolniłem dzisiaj swoją sekretarkę i poszukuję kogoś na jej miejsce. Gdybym ją zatrudnił, na pewno polepszyłyby się nasze kontakty i zdobyłbym jej zaufanie. Z moich zamyśleń wyrwał mnie radosny głosik mojego syna. 
-Jeśtem gotowy. - powiedział dumnie.
-Proszę cię przywieź go tak przed 20. - Rose spojrzała się na mnie.
-Dobrze. Nie denerwuj się wróci cały i zdrowy. - pocieszyłem ją. Dziewczyna kucnęła przy malcu i naciągnęła mu na główkę czapkę.
-Masz być grzeczny i słuchać się Justina, okej? - zapytała, a on kiwnął twierdząco głową i pocałował ją.
Po ubraniu się, złapałem chłopca za jego małą rączkę i razem opuściliśmy pomieszczenie, kierując się w stronę mojego samochodu. Otworzyłem drzwi i posadziłem go na foteliku, który dostałem od Rose, po czym zapiąłem w pasy. Mały był bardzo podekscytowany i widocznie zadowolony, że spędzi ze mną czas. Cieszyło mnie to, że nabrał do mnie zaufania. Zająłem miejsce kierowcy, wyjeżdżając na ulicę. Droga minęła mam szybko i już po jakimś czasie zaparkowałem pod swoim domem.
-Ale maś duzi dom. - Mike z wrażenia otworzył szerzej oczka, przyglądająć się z zachwytem mojej posiadłości. Zaśmiałem się po czym wysiadłem z auta, obchodząc go dookoła i otwierając drzwi. Chwyciłem plecak malca, pomagając wyjść mu z samochodu.
-Podoba ci się? - oblizałem usta łapiąc go za rękę i idąc z nim w stronę budynku. Mike energicznie pokiwał główką.
-Ciałbym w takim zamieśkać. - uśmiechnął się, wesoło podskakując podczas chodu. Możliwe, że kiedyś będziesz. 
Podeszliśmy do drzwi, a ja wyjąłem z kieszeni pęk kluczy, otwierając je jednym z nich. Weszliśmy do środka, od razu zdjąłem chłopcu kurteczkę, czapkę i buty.
-Ale tu jeśt siupel! - wykrzyknął zachwycony rozglądając się dookoła. W tym momencie stało się coś, czego kompletnie się nie spodziewałem. Po schodach zeszła na dół .... Jasmine. Co ona tu do cholery robi, nie powinno jej tu być. Zacisnąłem zęby powstrzymując się przed wybuchem, nie chciałem zaczynać kłótni przed małym. 
-Dzień dobry kocha ..... - zaczęła z uśmiechem, lecz gdy tylko zauważyła Mike'a, jej wyraz twarzy diametralnie się zmienił. 
-Co ty tutaj robisz? - mruknąłem, przelatując ją wzrokiem na wylot. 
-Jak to co ja tutaj robię? Mam zapasowe kluczę, zapomniałeś? - prychnęła. - Przyszłam bo chciałam ci zrobić niespodziankę, a tymczasem widzę cię z jakimś dzieciakiem u boku. - wskazała dłonią na mojego syna, który przyglądał się nam, z zaciekawieniem słuchając naszej wymiany zdań. Blondynka była jednocześnie zszokowana i kompletnie zdezorientowana, ale nie miałem najmniejszego zamiaru o niczym jej mówić, ani się tłumaczyć.
-Po pierwsze, to nie jest "jakiś dzieciak" - warknąłem, zirytowany jej doborem słów. - A po drugie, obawiam się że będziesz musiała wyjść, nie mam czasu, przykro mi. - dodałem z ironią, udając przygnębienie. - Chodź Mike pokażę ci dom. - uśmiechnąłem się do niego, posyłając mu ciepłe spojrzenie. Jasmine rozszerzyła oczy w szoku.
-Pieprzony dupek. - syknęła, po czym założyła swoje czarne szpilki i wyszła trzaskając głośno drzwiami, dzięki czemu zostałem sam ze swoim synkiem. 
_______________________________________________________________

PYTANIA - KLIK
INFORMOWANI - KLIK


20 KOMENTARZY = NOWY ROZDZIAŁ 


piątek, 22 listopada 2013

Rozdział 7.

Po telefonie od mojej mamy przebrałam siebie i Mike'a po czym ruszyliśmy w stronę jej domu. Jak na zbliżającą się zimę było całkiem ciepło więc postanowiliśmy przejść się na pieszo. Mały był niesamowicie podekscytowany tym, że zobaczy babcię i dziadka, uwielbiał bawić się z moim tatą. Cieszyłam się że moi rodzice mają z nim takie dobre kontakty, zawsze mogłam na nich polegać. Po dwudziestominutowym spacerku doszliśmy do celu. Po drodze Mike uzbierał bukiet z różnokolorowych liści, chcąc podarować go babci. Weszliśmy do domu, po czym rozpięłam chłopcu kurtkę i zdjęłam mu czapkę.
-Jeśteśmy. - krzyknął i już po chwili z salonu wyszedł mój tata, a tuż za nim mama. Uśmiechnęłam się przytulając ich na powitanie.
-Cieść. - odparł uradowany malec i pocałował babcię w policzek. - Dziadek pójdziemy laziem do Lex'a. - dodał i złapał go za rękę, a już po chwili zniknęli z naszego pola widzenia. 
-Jak tam mamo? - zapytałam, będąc już w kuchni z moją rodzicielką. 
-Dobrze, a jak ma być? Tak rzadko do nas wpadacie, a dobrze wiesz że Mike uwielbia u nas przebywać Rose. - powiedziała i zaczęła rozkładać talerze na stole. 
-Wiem mamo, ale nie chce ci się narzucać. - odpowiedziałam i przeczesałam włosy dłonią. -Myślałam ostatnio o jakiejś pracy, no bo wiesz mój synek robi się coraz większy, co świadczy o tym że coraz więcej potrzebuje. Wiesz o co mi chodzi? - zapytałam i przemieszałam sałatkę.
-Kochanie przecież wiesz, że ja i tata nie przestaniemy ci pomagać finansowo. I zawsze możesz na nas liczyć. - pogłaskała mnie po ramieniu. 
-Tak wiem, ale nie mogę do końca życia być na waszym utrzymaniu, chce się usamodzielnić. - odparłam i spojrzałam się na mamę. 
-Już teraz jesteś bardzo samodzielna. Nie każda dziewczyna w twoim wieku ma dziecko i tak świetnie sobie z nim radzi. - przytuliła mnie. Odwzajemniłam uścisk, unosząc kąciki swoich ust ku górze.
-Staram się zajmować Mike'm jak najlepiej, ale chcę też sama pracować na nasze utrzymanie. - zaśmiałam się lekko, marszcząc czoło.
-W porządku, a gdzie chciałabyś pracować? - spytała kobieta stawiając na stole wazę z zupą, podczas gdy ja rozkładałam sztućce.
-Myślałam, żeby póki co złapać jakąś dorywczą pracę, ale nie wiem czy znajdę takową w naszym mieście.
-Poszukaj ofert w internecie czy gazetach, będzie dobrze. I pamiętaj, że w razie czego zawsze możesz przywieść do nas małego, to nie problem. - wzruszyła ramionami, wycierając dłonie w ścierkę. 
-Dzięki mamo, to dużo dla mnie znaczy. - posłałam jej wdzięczne spojrzenie. Gdy wszystko było gotowe zawołałyśmy Mike'a i mojego tatę i już po chwili wszyscy siedzieliśmy przy stole. 
-Babciu a wieś zie ośtatnio byłem z mamą i Juśtinem na placiu ziabaw, a potem na plazi. - przerwał ciszę. - I wieś zie Juśtin jeśt fajny. - dodał i zaczął dalej jeść zupę. 
Mama spojrzała się na mnie i radośnie uśmiechnęła, a tata jedynie coś mruknął i spuścił wzrok.
Po zjedzeniu obiadu, Mike zabrał dziadka do salonu, a ja zaczęłam pomagać rodzicielce w zmywaniu.
-Cieszę się, że wreszcie kogoś poznałaś, no i bardzo dobrze, że Mike też go polubił. - odparła kobieta,a ja jedynie przytaknęłam. Gdyby tak naprawdę się dowiedziała kim jest Justin, to czuje że nie byłaby taka zadowolona, ale nie chciałam tego psuć. Powiem jej i tacie kiedy przyjdzie na to odpowiednia pora. - pomyślałam i zaczęłam wycierać talerze. 
***
Po około dwóch godzinach razem z Mike'm opuściliśmy dom moich rodziców i ruszyliśmy w drogę powrotną. Zrobiło się już chłodniej, dlatego szczelniej otuliłam malca szalikiem i wzięłam go na ręce. Po dojściu do domu wygrzebałam z torby klucze, marząc teraz jedynie o tym by trochę odpocząć. Postawiłam synka na podłodze, otwierając drzwi i wchodząc do środka. 
-Jesteś zmęczony? - spytałam zdejmując mu kurteczkę. Chłopiec jedynie pokręcił przecząco główką, na co ciężko westchnęłam wiedząc że póki co mogę sobie tylko pomarzyć o jakimkolwiek odpoczynku. Odwiesiłam swój płaszcz i zdjęłam buty przytrzymując się ściany.
-Pamiętaś cio mi wciolaj obieciałaś? - Mike spojrzał na mnie wymownie, a ja zmarszczyłam brwi przypominając sobie wczorajszy dzień.
-Niee, co takiego? - spytałam, sprawdzając godzinę na telefonie.
-Mama no weś! - tupnął nóżką. - Obieciałaś zie ziadźwoniś do Juśtina! - podniósł głos, a ja spojrzałam na niego zaskoczona, wiedząc że dzisiaj mi nie odpuści. Nie miałam pojęcia co robić, było mi głupio dzwonić po Justina i tak po prostu prosić żeby przyszedł do mojego synka.
-Kochanie nie możemy tak męczyć Justina. Jest dzisiaj niedziela może spędza ją ze swoją rodziną. - ukucnęłam i zaczęłam mu tłumaczyć. 
-Mamusiu ale psiecieś mi objeciałaś. - powiedział ze łzami w oczach. - Plosie zadźwoń do niego. - dodał, będąc bliski płaczu. 
-No dobrze, niech ci będzie. - wyjęłam z kieszeni telefon i wybrałam numer. Już po kilku sygnałach chłopak odebrał.
-Halo? - odezwał się zachrypnięty głos po drugiej stronie.
-Cześć tu Rose, dzwonie bo... - zaczęłam.
-Cieść to ja Mike, psijedzieś do mnie dzisiaj? - dokończył mój synek, który wyrwał mi telefon z ręki.
-Hej Mike.... a co na to twoja mama? 
-Ona siem źgadzia. - odpowiedział dumny. -To cio psijedzieś? - dodał.
-Okej, ale będę tak za pół godzinki bo mam coś jeszcze do załatwienia. A teraz daj mi na chwilę porozmawiać z Rose. - odpowiedział, a Mike jak na zawołanie oddał mi urządzenie. 
-Mały strasznie się uparł na to, żebyś do nas wpadł, próbowałam mu tłumaczyć, że pewnie jesteś zajęty, ale to nic nie dawało. - podrapałam się po udzie i czekałam na odpowiedź.
-Okej, nic się nie stało i tak nie mam nic do roboty, więc chętnie was odwiedzę. No dobra to do potem. - odpowiedziałam i rozłączyłam się.
-I cio? Zgodziłaś siem? Juśtin psijedzie? - pytał chłopiec.
-Tak przyjedzie, ale musisz pozbierać swoje zabawki, bo inaczej nie uda mu się wejść do salonu. - przeczesałam jego włoski, a on od razu pobiegł sprzątać. Niem się obejrzałam na podłodze nie było już ani jednego klocka czy samochodzika, co szczerze mówiąc mnie rozbawiło, bo mały sprzątnął to wszystko w mgnieniu oka.
-Już pośpsiątałem. - oznajmił, a ja zerknęłam na zegarek.
-W porządku, w takim razie chodź zaczniemy przygotowywać kolację, a Justin lada moment powinien się pojawić. - chwyciłam go za rączkę i ruszyliśmy w stronę kuchni.
-Na co masz ochotę? - otworzyłam lodówkę i wzięłam go na ręce by zobaczył co się w niej znajduje. - Może jajecznica? 
-Niee... ja ciem spaghetti. - uśmiechnęłam się i wyjęłam potrzebne składniki. W tym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi i razem z Mike'm poszliśmy otworzyć. 
-Hej. - powiedział Justin, będąc już w moim mieszkaniu. 
-Cieść, chodź pobawimy siem laziem. - złapał chłopaka za rękę i zaczął go ciągnąć w stronę zabawek, a ja poszłam do kuchni. Wyjęłam garnek, do którego wlałam wodę, a następnie wrzuciłam makaron. W drugim naczyniu zaczęłam robić sos z mięsem. Po około 5 minutach gotowania zmieszałam ze sobą makaron i sos, po czym zawołałam Mike'a oraz Justina. Pośpiesznie usiedli przy stole i czekali na posiłek.
-Lubiś spaghetti? Moja mama lobi pyśne. - powiedział mój podopieczny i uśmiechnął się.
-No jasne, że lubię. Zaraz się przekonamy. - odparł szatyn.
Zaśmiałam się pod nosem z tego jak podekscytowany był malec. Nałożyłam po porcji spaghetti na dwa talerze i postawiłam je na stole. Założyłam synkowi śliniaczek biorąc go na kolana.
-Ja ciem zieby Juśtin mnie nakarmił. - powiedział, a ja spojrzałam na niego zaskoczona. 
-Nie wygłupiaj się i daj Justinowi spokojnie zjeść. - skarciłam go, lecz ten się od razu wtrącił.
-Nie, w porządku. - zaśmiał się zapewne nieźle rozbawiony zaistniałą sytuacją. - Chodź. - zachęcił malca wskazując na swoje kolana. Mike od razu do niego podbiegł, a iskierki szczęścia szalały w jego oczach. To było niesamowite, w końcu znał Justina tak krótko, a już tak bardzo się do niego przywiązał. Nagle malec wsadził swoją rączkę w miskę i chwycił nią makaron. 
-Chcieś tlośkę? - zapytał i przysunął kluski do twarzy Justina, który wybuchł śmiechem.
-Mike, nie można tak. Tyle razy ci mówiłam, żebyś się nie bawił jedzeniem. - odparłam i wyczyściłam jego paluszki.
Reszta kolacji minęła nam już normalnie. Mike przez cały czas siedział na kolanach u Justina i nie miał zamiaru z nich schodzić. Około godziny 19 zaczął trzeć rączkami oczka, więc postanowiłam, że najwyższy czas kłaść go spać. Poszłam z nim do łazienki, w celu umycia, a Justin w tym czasie został w salonie. 
Gdy chłopiec był już wykąpany i przebrany w piżamkę, wyszłam z nim z łazienki trzymając go na rękach. Spojrzałam na Justina który siedział na kanapie i robił coś w swoim telefonie. Postawiłam Mike'a na podłodze a ten od razu pobiegł do szatyna. Czy chciałam czy nie, musiałam przyznać, że wyglądali ze sobą słodko.
-Psiecitaś mi baję na doblanoć? - spojrzał na Justina maślanymi oczkami. Chłopak przeniósł wzrok na mnie jakby pytając czy może to zrobić. Kiwnęłam lekko głową, przeczesując palcami włosy i cicho wzdychając. 
-Okeej, to lecimy do twojego pokoju. - zaśmiał się i wstał, biegnąc z Mike'm w jego kierunku. Chłopiec kurczowo ściskał w rączkach końce jego koszuli, śmiejąc się wniebogłosy i już po chwili zniknęli za drzwiami. 


*Oczami Justina*
Gdy mały wybrał książkę, którą miałem mu przeczytać, ułożyłem go w łóżeczku i okryłem kołdrą, siadając obok. Zauważyłem, że obok jego poduszki leży miś, którego mu podarowałem. Uśmiechnąłem się lekko, gdy chłopiec chwycił go i mocno do siebie przytulił.
-No, citaj. - ponaglił mnie i ponownie potarł piąstką oczka. Zacząłem czytać, co jakiś czas zerkając na niego. Po niedługiej chwili zobaczyłem, że zasnął. Ostrożnie i cicho wstałem, odkładając książkę na półkę. Podszedłem jeszcze raz do łóżka i poprawiłem mu kołdrę, delikatnie głaskając go po główce, po czym opuściłem sypialnię. 
Wszedłem do kuchni, gdzie Rose robiła właśnie herbatę.
-Usnął. - odparłem i usiadłem przy stole.
-To dobrze, jedyne o czym teraz marzę to sen. - podała mi kubek z ciepłą cieczą. - Nie mogę uwierzyć w to, że Mike tak dobrze się z tobą dogaduje. Bardzo cię polubił. - usiadła naprzeciw mnie.
-Wiem i bardzo mnie to cieszy. Naprawdę chce, żeby dowiedział się o tym, że jestem jego ojcem. Dobrze wiem, że zachowałem się jak chuj i teraz chcę to naprawić. - odpowiedziałem biorąc łyka napoju. 
-Wiem, że chcesz dobrze, ale spróbuj postawić się w mojej sytuacji. - spojrzała w moje oczy. Jeśli mam być szczery to wcale się jej nie dziwiłem. Zgwałciłem ją, a teraz tak po prostu domagam się o prawa do naszego syna. Właśnie ... naszego syna, jak to w ogóle brzmi. Ja Justin Bieber mam dziecko.
-Okej, mam propozycję. Czy możemy zapomnieć o tym co było i zacząć wszystko od początku? - zapytałem, przeczesując włosy dłonią. Dziewczyna niepewnie odpowiedziała ciche "tak", a na mojej twarzy zagościł uśmiech. Wstałem i podszedłem do niej, wystawiając dłoń.
-Justin. - zaśmiałem się.
-Rose. - odparła i uścisnęła moją dłoń.
I właśnie takim oto sposobem zacząłem nowy rozdział w moim życiu.
_______________________________________________________________
PYTANIA - KLIK
INFORMOWANI - KLIK

CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

poniedziałek, 18 listopada 2013

Rozdział 6.

Obudził mnie dotyk dłoni zjeżdżającej ku mojemu przyrodzeniu. Mimowolnie na moją twarz wkradł się uśmiech. Otworzyłem oczy i zobaczyłem zadowoloną blondynkę, która zmysłowo przygryzała wargę. Gdy "dojechała" ręką do mojego penisa, złapała go i zaczęła wykonywać wolne ruchy w górę i w dół. Przyssała się do mojej szyi, pozostawiając na niej ślady. Z podniecenia wypuściłem z ust powietrze i złapałem ją za włosy. 
-Kotku .... nie przestawaj. - sapnąłem i odchyliłem głowę w tył. - Weź go do buzi. - dodałem, a dziewczyna od razu wykonała moje polecenie. Już po chwili poczułem jak jej usta zaciskają się na moim członku, a ona patrzy się na mnie z pożądaniem w oczach. Spojrzałem się w bok, gdzie leżała sterta ubrań, przeniosłem wzrok wyżej i zobaczyłem zegarek. O cholera! Za pół godziny mam spotkać się z Rose i Mike'm. Gwałtownie odepchnąłem od siebie Jasmine i poderwałem się z łóżka. 
-Co się dzieje? - zapytała rozkojarzona. 
-Umówiłem się. - odparłem i udałem się do łazienki. Wziąłem szybki prysznic i ubrałem się.
-Ale jak to się umówiłeś? To spotkanie jest tak cholernie ważne, że nie dałeś mi dokończyć, tylko wyskoczyłeś z łóżka, jakbym co najmniej ugryzła cię w penisa?! - wykrzyknęła i tupnęła nogą, zachowując się jak małe dziecko.
-Tak to jest bardzo ważne! Uspokój się i przestań dramatyzować! - wziąłem z szafki telefon i zobaczyłem godzinę.
-Od kilku dni zachowujesz się jakoś dziwnie. Co się dzieje Justin? - poprawiła swoje blond włosy i spojrzała się na mnie. Wywróciłem oczami zirytowany jej ciągłymi pytaniami. 
-Nic się nie dzieje, to ty przesadzasz. Ubierz się, idź na zakupy, czy coś.... - mruknąłem. - Lecę słońce,pa. - puściłem jej oczko, po czym nie czekając na jej odpowiedź, zabrałem z szafki swojego i Phone'a i czym prędzej opuściłem sypialnię. Szybkim krokiem ruszyłem w stronę placu zabaw, zerkając na godzinę. Miałem nadzieję, że już będą tam czekać. Po pięciu minutach drogi ujrzałem w oddali Rose huśtającą Mike'a na jednej z kolorowych bujaczek. Byłem wkurwiony na samego siebie za to, że nie dotarłem na czas.
-Cześć wam. - uśmiechnąłem się lekko. 
-Cześć. - odpowiedziała dziewczyna nawet na mnie nie patrząc. Mike spojrzał się na mnie niepewnie i zapewne wciąż pamiętał wydarzenie sprzed kilku dni.
-Może chcesz iść na zjeżdżalnie? - zwróciłem się do malca i uśmiechnąłem, on jedynie kiwnął główką i zaczęliśmy iść w tamtym kierunku. 
***
Po około dwóch godzinach zabawy, Mike był wobec mnie coraz bardziej śmielszy, co bardzo mnie cieszyło. 
-Może pójdziemy na plażę? To kawałek drogi stąd..... trzeba korzystać z pogody, bo nie długo zrobi się zimno. - odparłem i poczułem jak Mike łapie mnie za rękę. Niepewny i zaskoczony spojrzałem się na niego.
-Cieba cimać się za lonczke, bo jeździom siamochody. - oblizał usteczka i wzmocnił uścisk. 
-No dobrze to chodźmy. - dodała dziewczyna i zaczęliśmy iść w stronę plaży. Będąc już na miejscu mały podbiegał do wody i nagle uciekał przed falami. Razem z Rose szliśmy brzegiem, obserwując radosnego Mike'a. Nagle chłopiec zatrzymał się i zaczął iść w naszą stronę.
-Kupicie mi hot-dog'a? - zapytał będąc już obok nas.
-Okej, to wy tu zostańcie,a ja pójdę. - kupiłem trzy hot-dogi i wróciłem do nich. Usiedliśmy całą trójką na piasku i zaczęliśmy jeść. Mike ubrudził się trochę, więc wziąłem chusteczkę i wytarłem mu buziaka. Rose chyba po raz pierwszy, spojrzała się na mnie i delikatnie uśmiechnęła. 
-A ty masz sinka albo ciulećkę? - zaskoczył mnie nagle chłopiec.
-Mam synka. - uśmiechnąłem się i przeczesałem jego włoski.
-Musiś go wziąć to siem pobawimy. Jak on ma na imię? - dopytywał ciekawy.
-Mike. - odpowiedziałem po chwili milczenia, a Rose spojrzała się na mnie z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. Wyglądała na przerażoną. Zapewne nie sądziła, że to powiem. Mały spojrzał najpierw na mnie,a potem na dziewczynę z podekscytowaną miną.
-Ma na imię tak siamo jak ja?! - wykrzyknął uradowany. - Siupel! - zaklaskał w swoje małe rączki, a ja posłałem szatynce niepewne spojrzenie. Ta jednak odwróciła głowę wpatrując się w horyzont i przygryzając nerwowo wargę. - Wieś ja nie mam tatusia. - Mike pokręcił główką nabierając na dłoń trochę piasku i wypuszczając go spomiędzy palców. Przełknąłem ślinę, nie wiedząc co powiedzieć, poczułem nieprzyjemny ucisk w brzuchu, a moje serce przyśpieszyło.
-Powinniśmy się już zbierać, robi się chłodno. - powiedziała Rose, wstając i otrzepując się z piasku. 
-Mi jest ciepło. - Mike skrzywił rączki na piersi.
-Nie skarbie, wracamy do domu, mama musi się pouczyć. - dodała nieco ostrzej, pomagając chłopcu wstać. Patrzyłem na nich, nie odzywając się ani słowem. Po chwili również podniosłem się, otrzepując spodnie. 
-Dziękujemy za mile spędzony dzień. - Rose uśmiechnęła się, ale miałem wrażenie, że zrobiła to z przymusu. 
-Nie ma sprawy. - przeczesałem dłonią włosy. Już mieli odchodzić, gdy nagle Mike z powrotem odwrócił się w moją stronę.
-Powiedź swojemu sinkowi, zie ma siupel tatę i zie kupuje pyśne hot-dogi! - uśmiechnął się i pomachał mi na pożegnanie. 
Odprowadziłem ich wzrokiem, po czym sam wróciłem do swojego mieszkania. Od razu po przekroczeniu progu zostałem przywitany krzykiem Jasmine. 
-Co ty sobie w ogóle wyobrażasz? Wychodzisz z domu na prawie 3 godziny, praktycznie nic mi nie mówiąc. - zaczęła przedstawienie.
-Co sobie wyobrażam? Ciebie nagą, leżącą pode mną i krzyczącą głośno moje imię. - odparłem i posłałem jej zalotne spojrzenie. -Więc skończ już pierdolić i chodź do mnie.- dodałem  przyciągnąłem do siebie dziewczynę, wbijając się w jej usta. Swoje dłonie przeniosłem na jej tyłek i ścisnąłem go, dzięki czemu Jasmine wydała jęk prosto w moje usta. Podniosłem ją, a ona oplotła mnie nogami wokół bioder. Podszedłem do kanapy i gwałtownie rzuciłem na nią blondynkę, patrząc na nią z pożądaniem w oczach. Zdjąłem swoją skórzaną kurtkę, a zaraz po niej pozbyłem się koszulki, odrzucając ją gdzieś w bok. Wszedłem na kanapę i klęknąłem między jej nogami, dociskając jej nadgarstki do podłokietnika tuż nas jej głową. Plecy dziewczyny wygięły się w łuk, gdy przycisnąłem wargi do czułego miejsca na jej szyi. Znałem jej ciało jak własną kieszeń, doskonale wiedziałem co zrobić żeby oszalała z rozkoszy. Ssałem jej miękką skórę, co jakiś czas dołączając do tego język i zęby. Miałem w dupie to, że malinka, którą dzisiaj jej zrobię, będzie wyglądała jutro jak siniak. Szczerzę mówiąc w tym momencie myślałem tylko o tym, żeby ją zerżnąć. 
-Oh...Jezu. - wyjęczała Jasmine wbijając paznokcie w moje dłonie.
-Justin jestem. - mruknąłem przykładając kolano do jej krocza. 
-Mhmm.... - zamruczała przymykając oczy. 
-Widzisz, niepotrzebnie byłaś taka zdenerwowana. - szepnąłem, kładąc rękę na jej biodrze.
-Wiem, po prostu ostatnimi czasy zachowujesz się jakoś...
-Shh, wszystko jest w jak najlepszym porządku. - zamknąłem jej usta namiętnym pocałunkiem, rozpinając rozporek przy jej spodniach.
-Powiedz, że mnie pragniesz. - przygryzłem płatek jej ucha, wsuwając palce pod jej jeansy. Dziewczyna nie odezwała się ani słowem, jedynie jęknęła i uniosła lekko biodra. -Powiedz to. - warknąłem jej w twarz. 
-Kurwa, Justin pragnę cię. - podniosła głos wplatając palce w moje włosy i oddychając ciężko. Uśmiechnąłem się z wyższością, zrywając z niej najpierw spodnie, a potem bluzkę. Już po chwili komplet jej koronkowej bielizny również leżał na podłodze, a ja wpatrywałem się w jej nagie ciało swoim spragnionym wzrokiem. 


*Oczami Rose*
Po pożegnaniu się z Justinem na plaży, ruszyłam z Mike'm do domu. Po drodze weszliśmy jeszcze do sklepu, bo musiałam kupić parę produktów spożywczych. Po około 5 minutach drogi dotarliśmy do mieszkania. Będąc już na klatce schodowej, zaczęłam szukać kluczy. Nawet nie zorientowałam się kiedy z mieszkania obok wyszedł Nate, ubrany w luźne dresy i bluzkę. Pomógł mi z zakupami, a ja w tym czasie otworzyłam drzwi i weszliśmy do środka.
-Widziałem was dzisiaj na placu zabaw, chciałem  podejść, ale pojawił się ten chłopak i zrezygnowałem. - odparł stawiając zakupy na blacie kuchennym. 
-Cóż, dobrze że zrezygnowałeś bo chyba nie chcielibyśmy kolejnego incydentu między wami. - obróciłam wszystko w żart, uśmiechając się. Mike pobiegł do salonu zapewne na swoją ulubioną bajkę która zaraz miała się zacząć. Nate oparł się o stół, przyglądając mi się, natomiast ja zaczęłam wkładać produkty do lodówki. 
-Rose nie powinnaś się z nim spotykać. Nie powinnaś w ogóle się z nim zadawać. - wypalił nagle. Spojrzałam na niego spod uniesionych brwi.
-Przepraszam Nate, ale nie będziesz mówił mi z kim mam się spotykać, a z kim nie. To moja sprawa. - oblizałam usta, nie będąc pewna do czego on zmierza.
-Wiem, ale sama widziałaś jak niebezpieczny on potrafi być. Z tym kolesiem jest coś nie tak. - pokręcił głową. -W dodatku mieszasz w to wszystko Mike'a... Pomyśl trochę. - westchnął. 

-Nie rozumiesz Nate. Justin to ojciec Mike'a, nie mogę mu zabronić spotykać się z własnym synem. - odparłam.
-Jak to jego ojciec? - zapytał zszokowany.
-Usiądź. - powiedziałam i wskazałam ruchem dłoni na krzesło. - Trzy lata temu Justin i ja, no wiesz. Tylko że z tą różnicą, że on tego chciał, a ja nie. Przez cały czas nie wiedział o tym że zaszłam w ciążę i tak miało zostać. Ale sama nie wiem jakim sposobem, dowiedział się o Mike'u i kilka dni temu przyszedł do mnie z resztą jak sam wiesz. Myślisz, że chce żeby moje maleństwo miało z nim kontakt?! Gdybym mogła to spakowałabym nas i od razu wyjechała. Ale nie mogę, możesz mi nie wierzyć, ale ..... byliśmy dzisiaj na placu zabaw a potem na plaży i gdy tak na nich patrzyłam ..... o Boże oni są jak dwie krople wody i wierz mi, że ja też nie mogłam w to uwierzyć, ale wydaje mi się że Justinowi na nim zależy. - powiedziałam i przeczesałam włosy dłonią, spuszczając wzrok.
Przez cały czas Nate wpatrywał się we mnie z szeroko otwartymi oczami jakby nie mógł uwierzyć w to co słyszy.
-Chcesz powiedzieć że on cię ... - wrzasnął lecz od razu mu przerwałam.
-Ciszej, Mike jest w salonie. - warknęłam uciszając go. - I przestań, nie mam ochoty do tego wracać. - odwróciłam wzrok wlepiając go w okno.
-Rose czy ty się słyszysz? On cię zgwałcił, a ty tak po prostu chcesz o tym zapomnieć, w dodatku pozwalasz mu spotykać się z Mike'm? - dodał już spokojniej.
-Wiesz Nate, wydaje mi się że za bardzo wtrącasz się w moje sprawy. To moje życie i to ja o nim decyduję. - spojrzałam mu w oczy. - Skończmy proszę już tą rozmowę, nie chcę się z tobą znowu kłócić. - dodałam i dokończyłam rozkładanie żywności. 
-Okej rób jak chcesz. - mruknął i zaczął zbierać się do wyjścia.
-Nie bądź na mnie zły. - uśmiechnęłam się, a chłopak to odwzajemnił i zniknął za drzwiami.
-No dobra Mike, zostaliśmy sami. Może się w coś pobawimy? - zapytałam i wyciągnęłam kolorowe klocki z pudełka. Mały radośnie do mnie podbiegł, usiedliśmy razem na dywanie i zaczęliśmy zabawę.
-Mamusiu ziobać jaka duzia wiezia. - wykrzyknął uradowany.
-Jest prawie taka duża jak ty. - odpowiedziałam i przytuliłam synka.
-Mamo ziadźwoniś do Juśtina, chcem się z nim pobawić. - wdrapał się na moje kolana.
-Kochanie myślę, że Justin jest teraz zajęty. Z resztą widziałeś się z nim już dzisiaj. Zadzwonimy do niego jutro, dobrze? - spojrzałam się na niego.Mały naburmuszył się trochę, ale pokiwał główką, biorąc dwa kolorowe klocki i uderzając nimi o siebie. 
-A powieś mu zieby wziął zie siobą śwojego sinka? - spojrzał na mnie swoimi brązowymi oczkami.Poczułam ukłucie w brzuchu ale starałam się uśmiechnąć. 
-Powiem. - przeczesałam jego jasne włoski. Zastanawiałam się jak Mike zareaguje na wieść, że to właśnie on sam jest jego synem.
_______________________________________________________________

PYTANIA - KLIK
INFORMOWANI - KLIK


CZYTASZ = KOMENTUJESZ

środa, 6 listopada 2013

Rozdział 5.

Po nieprzespanej nocy zeszłam do kuchni w celu zrobienia sobie kawy. Przez cały czas siedziało mi w głowie to co zdarzyło się poprzedniego dnia. Po zobaczeniu w drzwiach Justina, myślałam że coś mi się przywidziało. Okazało się jednak, że to chora rzeczywistość. Wszystkie złe wspomnienia wróciły ze zdwojoną siłą. Nie wiedziałam jak mam zareagować, niestety akcja sama bardzo szybko się potoczyła, po tym jak Justin przekroczył próg mojego domu. Byłam na niego taka wściekła. Jakim prawem po tylu latach on przychodzi do mnie od tak i mówi mi, że chce zobaczyć Mike'a. To przecież nie dorzeczne. Z moich oczu mimowolnie zaczęły cieknąć łzy. Dlaczego, gdy już zaczyna się układać, to nagle coś się pieprzy? Czy to jest moja wina? Czy ze mną do cholery jest coś nie tak? Co ja takiego zrobiłam, że nie mogę mieć normalnego życia jak każda inna 19-latka. Moje rozmyślania przerwał Mike, który akurat wszedł do kuchni.
-Mamo nudzi mi siem. - wymamrotał podchodząc do mnie. Odstawiłam na stół swój kubek z kawą i wzięłam go na ręce.
-Co chcesz porobić? - zagadnęłam, przeczesując palcami jego jasne włoski.
-Nie wiem, jeśtem głodny. - zaczął wymachiwać nóżkami i wydął swoją dolną wargę, marszcząc lekko brwi. Westchnęłam ciężko. Byłam niewyspana i wszystko działało mi na nerwy, nawet marudzenie Mike'a było dziś dla mnie wyjątkowo bardziej denerwujące.
-Skarbie idź do salonu, włącz sobie baję,a ja zrobię ci zupkę, hmm? - postawiłam go na podłodze i uśmiechnęłam się lekko, na co chłopiec kiwnął głową i wyszedł z pomieszczenia. Upiłam łyka swojej zimnej już kawy i postawiłam garnek na kuchni, włączając gaz. Po kilku minutach przelałam do miseczki ciepłą zupę, zabrałam ze stołu śliniaczek chłopca i ostrożnie udałam się do salonu. W tym momencie Mike, który akurat z niego wybiegał, uderzył we mnie z całą siłą, powodując tym samym że wytrąciłam z rąk miskę, a cała jej zawartość znalazła się na podłodze.
-Cholera! Ile razy mówiłam żebyś nie biegał?! - wrzasnęłam. Malec spojrzał najpierw na stłuczone szkoło i rozlaną zupę, po czym przeniósł swój przestraszony wzrok na mnie. Jego bródka drżała, a w oczach pojawiły się łzy, byłam prawie pewna że za moment się rozpłacze. Pierwszy raz nakrzyczałam na swojego syna i czułam się z tym fatalnie, przecież nie zrobił tego specjalnie. - Skarbie, przepraszam. - mruknęłam biorąc go na ręce i całując lekko w policzek.
-Ja nie ciałem. - załkał. - Psieplasiam. - dodał, będąc jednocześnie smutnym i wystraszonym.
-Nic się nie stało, zaraz to sprzątniemy. - uśmiechnęłam się pobłażliwie, przytulając go.
***
Siedząc w salonie, usłyszałam dźwięk mojego telefonu, podniosłam się i odebrałam go.
-Cześć kochanie. Nie przeszkadzam ci? - usłyszałam radosny głos mojej przyjaciółki po drugiej stronie. 
-Hej. No jasne że nie.Co tam? - zapytałam i oparłam się o szafkę.
-Tak pomyślałam, że może dzisiaj pójdziemy na zakupy, bo nie dam rady później. - odparła pośpiesznie.
-Okej, tylko daj mi godzinkę bo muszę ogarnąć siebie i Mike'a. - przeczesałam włosy i oblizałam usta.
-No dobra. Ucałuj go, do potem, paa. - pożegnałam się i rozłączyłam, wkładając telefon do kieszeni. Następnie poszłam do swojej sypialni i wybrałam sobie ubrania. Nałożyłam podkład, swoje powieki przykryłam delikatnym cieniem, a rzęsy podkreśliłam tuszem. Ubrałam się w naszykowany wcześniej strój i poszłam po chłopca. Założyłam mu białą koszulkę z kolorowym nadrukiem, jeansy i fioletową bluzę. 
-Mamusiu jeśteś na mnie jeście źła? - oblizał swoje małe usteczka i spojrzał się na mnie.
-Nie kochanie, mamusia cieszy się że nic ci się nie stało, nie chciałam na ciebie krzyczeć. Już wszystko jest okej. - przytuliłam malca i delikatnie pocałowałam. - Pojedziemy z ciocią Stellą na zakupy. Zaczyna się robić zimno więc trzeba ci kupić jakieś cieplejsze buciki i kurteczkę. - dodałam i uśmiechnęłam się. 
-No dobla. - powiedział i spojrzał się na mnie. Złapałam go za rączkę i wszyliśmy z pokoju, założyliśmy buty, ja wzięłam torbę i wyszliśmy. Od razu po zejściu na dół przywitał nas radosny uśmiech dziewczyny. 
-Hej. - podeszła i pocałowała mnie w policzek, po czym schyliła się i musnęła czółko Mike'a. 
-Jedziemy?
-Mhm. - uśmiechnęłam się i wszyscy ruszyliśmy w stronę samochodu. 
Usadziłam synka na tylnym siedzeniu, przypinając go pasami i dając mu swój telefon, włączając przed tem jakąś grę by zając go podczas jazdy. Stella usiadła za kierownicą, a ja zajęłam miejsce pasażera, również zapinając pas. Już po chwili włączyliśmy się do ruchu. Nerwowo bawiłam się palcami, przygryzając wargę. 
-Stało się coś? - czerwonowłosa spojrzała na mnie kątem oka.
-Tak. To znaczy nie. To znaczy..ugh. - westchnęłam opierając głowę na dłoni.
-Wiesz, że możesz mi powiedzieć. - dziewczyna całkowicie przeniosła wzrok na mnie, gdy stanęłyśmy na czerwonym świetle. Wzięłam głęboki oddech, oblizując wargi.
-Zgadnij, kto wczoraj był u nas w mieszkaniu. - przełknęłam ślinę, obserwując inne samochody.
-Nie mam pojęcia, kto? - zmarszczyła czoło. - Rose, widzę że jesteś zdenerwowana, powiedź co się stało.
-No więc wczoraj przyszedł do mnie Nate i wyjaśniliśmy sobie wszystko. Po jakimś czasie usłyszałam dzwonek do drzwi, myślałam, że to ty, lub sąsiadka, ale..... - zacięłam się, wbijając sobie paznokcie w wewnętrzną stronę dłoni. - Ale zobaczyłam kogoś zupełnie innego. - kontynuowałam, czując w brzuchu nieprzyjemny ucisk. 
-Rose, do rzeczy! - ponagliła mnie Stella, ruszając z miejsca gdy światło się zmieniło na zielone. 
-To był Justin! - wyrzuciłam z siebie.
-Co?! - wrzasnęła moja przyjaciółka, a jej mina w tym momencie była bezcenna. - Ale jak to Justin, skąd on w ogóle wiedział gdzie mieszkasz? - dodała już ciszej, ale wciąż z ciężkim szokiem.
-Sama nie wiem. To był okropny dzień, ale najgorsze było to, gdy powiedział, że wie iż Mike to jego syn i że chce utrzymywać z nim kontakt. Stella, a co jak on mi go zabierze? - przeczesałam włosy ręką i spuściłam wzrok. 
-No co ty kochanie. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. - odparła i posłała mi uśmiech. - Jesteśmy na miejscu. - dodała, po czym opuściliśmy auto.
Po zakupieniu butów i kurtki dla Mike'a, Stella zaczęła szukać dla siebie sukienki, strasznie spodobała nam się jedna, więc postanowiłyśmy sobie ją kupić. Ja wybrałam czarną, a Stella czerwoną. 
-No dobra, do takiej kiecki potrzebna jest seksowna bielizna. - zaśmiała się dziewczyna i zaczęła ciągnąć mnie w stronę sklepu. Wybrała mi czarny stanik i stringi tego samego koloru.
-O nie, do cholery to praktycznie nic nie zasłania! Gdzie ja mam to niby zakładać? - wykrzyknęłam patrząc na przyjaciółkę, która zaczęła się ze mnie śmiać. 
-Nie gadaj tylko przymierz to i wychodzimy, bo Mike jest zmęczony. - wzięła malca na kolana i usiadła na krzesełku. Wiedziałam, że nie odpuści. Wywróciłam oczami i podeszłam do kasy, płacąc za komplet bielizny. 
-Ja cię kiedyś ukatrupię. - wskazałam na nią ostrzegawczo palcem, po czym opuściliśmy sklep. 
Mój synek zaczął marudzić, że jest głodny, więc kupiłam mu frytki i soczek, po czym wróciliśmy do domu. Będąc już w mieszkaniu umyłam mu twarz, ponieważ cała była w ketchupie. Chłopiec był tak bardzo zmęczony, że od razu położył się w swoim łóżeczku i zasnął. Rozebrałam go, założyłam mu piżamkę i przykryłam kocykiem. Na wszelki wypadek włączyłam lampkę nocną i opuściłam pokój. 
Postanowiłam trochę zrewanżować się Mike'owi za mój dzisiejszy wybuch i upiec mu jego ulubione czekoladowe babeczki. Wyjęłam na blat wszystkie potrzebne mi składniki, zmieszałam je ze sobą w misce i rozlałam do foremek, a następnie wsadziłam do piekarnika. Posprzątałam bałagan i udałam się do przed pokoju w celu wzięcia gazety, którą tam zostawiłam. Niespodziewanie usłyszałam dzwonek, otworzyłam więc drzwi i po raz kolejny doznałam szoku.
-Hej Rose, musimy pogadać. Najlepiej sami. - mruknął Justin i spojrzał się na mnie niepewnie. - Mam prezent dla Mike. - pokazał mi ogromnego, puchatego misia.
-Nie mam na to ochoty, z resztą nie mam o czym z tobą rozmawiać. - zła zlustrowałam go wzrokiem.
-Mike to mój syn, więc kurwa nie gadaj mi tutaj że nie mamy o czym gadać! A jak masz jakiś problem to możemy spotkać się w sądzie i zupełnie inaczej sobie pogadamy. - powiedział wściekły.
-Okeej....wejdź, ale masz 10 minut. - odparłam i wpuściłam go do środka. Szatyn usiadł na kanapie i zaczął mnie obserwować. 
-Chce zrobić test na ojcostwo, chociaż i tak jestem pewny że ten dzieciak jest mój, jesteśmy do siebie cholernie podobni. - podrapał się po nodze. 
-Okej. - wyszeptałam i przygryzłam wargę. 
-Chce też żeby wiedział, że jestem jego tatą. - powiedział i oblizał usta. 
-Nie zgadzam się na to. - prawie wykrzyknęłam i usiadłam na fotelu.
-Nie wiem czy pamiętasz co mówiłem ci na samym początku o sądzie. Rose uwierz mi że zapłacę swojemu adwokatowi taką sumę, która załatwi wszystko. - poprawił swoje włosy i głupkowato się do mnie uśmiechnął. 
-Chce po prostu dla niego jak najlepiej, nie rozumiesz? - westchnęłam i spuściłam wzrok na swoje dłonie. - Niech ci będzie, ale nie próbuj mu tego wmówić na siłę. Dla niego to też jest trudna sytuacja. - szepnęłam, byłam bliska płaczu. 
-No dobra, wiedziałem że się zgodzisz. Mogę się z nim spotykać, gdzieś go zabierać? - zapytał i położył swoje dłonie na oparciu.
-W sobotę po południu możesz pójść z nami na plac zabaw. - wypuściłam głośno powietrze i spojrzałam się na niego.
-Dobrze. Posłuchaj ja nie chciałem wtedy... tamtego dnia, no wiesz byłem młodszy i to wszystko nie tak miało się potoczyć. Chciałem cię tylko nastraszyć...- przerwałam mu.
-Nie chce tego słuchać! Stało się i już się nie odstanie! Pomimo tego, że to był najgorszy dzień w moim życiu to teraz nie wyobrażam sobie, że miała bym nie mieć syna. Rozumiesz? Nigdy więcej nie poruszaj już tego tematu! Wiesz mi lub nie, ale robię to tylko dla Mike. - zakończyłam swój dialog i spiorunowałam chłopaka wzrokiem. 
-Rozumiem i nie będę naciskał. Nie jestem aż takim sukinsynem, żeby zostawić cię z tym maluchem. - wyszeptał. - Mogę mu to dać. - dodał i pokazał ruchem głowy na misia.
-Mike śpi, ale chodź. - powiedziałam i wstałam idąc w kierunku pokoju mojego synka. Mały smacznie spał, ściskając w rączce swój ulubiony kocyk, nie mogłam się powstrzymać i mimowolnie się uśmiechnęłam. 

*Oczami Justina*
Spojrzałem na śpiącego Mike'a i oblizałem spierzchnięte wargi, przez chwilę po prostu stojąc w miejscu. Wyglądał tak uroczo, niewinnie i bezbronnie. Nikt nie ma pojęcia jak się czuję. Przez ostatnie dwa lata żyłem jak gdyby nigdy nic, imprezowałem, spałem z każdą przyzwoitą laską, która mi się nawinęła, nie wiedząc nawet o tym, że jestem ojcem i gdybym wtedy nie zobaczył ich w parku, pewnie nadal bym o tym nie wiedział. Czułem się jak ostatni sukinsyn. Wziąłem głęboki oddech i podszedłem do łóżeczka małego. Rose poruszyła się nerwowo, lecz nic nie powiedziała. Wiedziałem, że nie chce bym miał z nim jakikolwiek kontakt i z jednej strony wcale jej się nie dziwiłem, ale z drugiej nie zamierzałem odpuszczać. Nie chcąc obudzić małego, ostrożnie ułożyłem misia obok niego, okrywając bardziej kołdrą jego drobne ciałko. Uśmiechnąłem się pod nosem, przejeżdżając kciukiem po jego małej rączce. 
-Powinieneś już iść. - z zamyśleń wyrwał mnie głos szatynki. Odchrząknąłem wsuwając dłonie do kieszeni.
-Tak, chyba masz rację. - mruknąłem. - Do zobaczenia. - oblizałem usta, po czym wyszedłem z sypialni, a następnie opuściłem mieszkanie. 
_______________________________________________________________
Mamy nadzieję że rozdział Wam się podoba. Liczymy na komentarze ze szczerą opinią, xoxo 

PYTANIA - KLIK
INFORMOWANI - KLIK